PROLOG
„Miłość jest grzechem…jeżeli nie możemy
całego życia spędzić z człowiekiem, którego kochamy.”
Siedząc i
czekając na mojego chłopaka, dalej nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że to
będzie nasz koniec. Nie tak miało być. On był tylko przy mnie. Tylko jego
miałam. Zawsze mogłam na niego liczyć, tylko z nim mogłam spędzać tak dobrze
czas, jak z nikim innym.
Patrząc na
czyste, niebieskie niebo, po którym latały ptaki, starałam się uspokoić nerwy.
To miał być nasz koniec, chwila pożegnania. Tak to jest, gdy ukochana osoba musi
wyjechać z kraju i nie wiesz czy wróci. To jest straszne. Może nie jest to dla
mnie najgorsza wieść, ale sprawia mi ogromny ból, który zawładnął moim ciałem.
Po policzkach ciekły mi łzy. Nie chciałam by to tak się skończyło.
- Cześć kochanie.
– przywitał mnie najwspanialszy głos na ziemi.
Wstałam do Adama,
nic nie odpowiadając i od razu wtuliłam się w jego umięśniony tors okryty
zwiewną koszulką.
- Nie chcę się z
tobą rozstawać. – szepnęłam patrząc mu w oczy.
- Będzie dobrze,
obiecuję. Zawsze możemy do siebie dzwonić, pisać.
- To nie będzie
to samo. Nie będę mogła cię przytulić, pocałować. – szlochałam w jego koszulkę.
- Wiem… -
wypuścił z ust powietrze.
Staliśmy na środku
ścieżki, nic nie mówiąc. Chciałam się nasycić jego zapachem, jego ciałem, jego
głosem i całym nim.
ROZDZIAŁ 1
„Kiedy tęsknię, zamykam powieki i jesteś…”
Kolejny dzień
przeleżany w łóżku z chusteczkami i słonymi kroplami na policzkach. Nie
umiałam, albo może nie chciałam o nim zapomnieć, uświadomić sobie o jego
nieobecności.
- Mała, wyjdziesz
w końcu z pokoju? – spytał tata przez uchylone drzwi.
Teraz tylko on i
Margaret mi zostali, moja przyjaciółka. Mamy nie mam. Czemu? Odeszła dwa lata temu.
Zmarła, ponieważ była chora na serce. To była największa tragedia w moim życiu.
Więcej się nie
zobaczymy. Adam? Niestety został
deportowany do Anglii, nie wiadomo czy w takiej sytuacji dostanie wizę . Powiedział,
że wróci, ale czy to prawda? Nie wiem, mam tylko nadzieję, że nic mu się nie
stanie podczas tej nieobecności.
- Nie chcę. –
odpowiedziałam smutna.
- Kochanie, nie
możesz ciągle przesiadywać w pokoju, nic nie jeść i płakać. Proszę cię. –
podszedł do mnie tata i usiadł na brzegu łóżka.
- Nie mam siły. –
oklapłam na poduszki i przymknęłam powieki.
- Jutro masz
szkołę, też nie pójdziesz? – spytał.
- Nie pójdę, oni
mnie nienawidzą! – powiedziałam dobitnie.
- Przesadzasz. –
prychnął ojciec.
- Ja przesadzam?
Ja? Och proszę cię. Ciągle się ze mnie śmieją. W ostatnim tygodniu ta głupia
menda, Ashley mnie oblała sokiem, ta niby niechcąco… A ten zrąbany dyrektor jej
uwierzył. Pewnie mu obciąga na przerwach. – powiedziałam oschle i z
wściekłością, przecierając z policzka łzy.
- Jak ty mówisz?!
– spytał ojciec gwałtownie wstając i poważniejąc.
- Mówię tylko i
wyłącznie prawdę. A teraz daj mi spokój. Chcę być sama.
Ojciec wyszedł,
po kolejnej nieudanej próbie wyciągnięcia mnie z pokoju. Ja westchnęłam tylko
głośno i czekałam aż o wszystkim zapomnę. Jeszcze tylko miesiąc i nie będę już
widzieć tych idiotów ze szkoły. Będę miała spokój.
Kolejny dzień, w
końcu postanowiłam wstać i pójść do tej cholernej, chorej szkoły. Umyłam się,
uczesałam i pomalowałam. Ubrałam na siebie zwykłą koszulkę i jeansy. Schodząc z
plecakiem na ramieniu, zauważyłam jak tata robi śniadanie.
- Witaj. -
powiedział widocznie zadowolony z tego, że w końcu się ruszyłam.
- Hej. -
odpowiedziałam, siadając w kuchni przy stole i czekając na naleśniki, które
tata smażył.
- Słuchaj, dziś
przyjdzie do nas mój kolega z pracy na kolację. Chciałbym, abyś trochę mi
pomogła w robieniu czegoś do jedzenia.
Pewnie znów jakiś
staruch, z brodą jak mikołaj i ogromnym brzuchem niczym słoń. Fujj.
- Jasne. -
odpowiedziałam, mając to serio gdzieś.
- Tylko proszę
cię, on jest synem szefa firmy, więc chyba wiesz jak masz się zachować.
- Tak, tak. -
powiedziałam od niechcenia.
- W lato
wyjeżdżam. Ale porozmawiamy o tym później.
- A co ze mną? -
spytałam zdziwiona decyzją taty, a tym bardziej, że wcześniej mi nic nie
powiedział.
- Wymyślimy
coś...
- Zostanę sama w
domu. - zaapelowałam bez zastanowienia, jedząc naleśniki z syropem klonowym.
- Nie ma mowy! -
poinformował ojciec.
- Niby dlaczego,
mam już siedemnaście lat?! - w tej chwili byłam zła, dalej mnie traktuje jak
dziecko.
- Bo nie jesteś
pełnoletnia i boję się o ciebie. A jeśli ci się coś stanie? Nie chcę cię stracić, jak mamę. - widziałam
jak po policzku spłynęła mu gorzka łza żalu, jednak on zaraz się odwrócił.
Nic nie mówiąc,
bo zbytnio nie wiedziałam co, odłożyłam do zlewu brudny talerz i wyszłam z
kuchni, biorąc po drodze zielone jabłko. Następnie wychodząc z domu.
Mi też jej zawsze
brakowało, mojej mamy, ale co mogę na to poradzić. Straciliśmy ją oboje.
Do szkoły nie mam
daleko, jakieś piętnaście minut drogi przez park. Zostało mi jakieś dwadzieścia
minut do dzwonka, więc powinnam spokojnie dojść.
Dziś była bardzo
ładna pogoda. Spokojnym krokiem podążałam do najgorszego miejsca na świecie.
Gdy weszłam pierwszymi krokami na teren szkoły, zacisnęłam pięści i modliłam
się, by chociaż ten dzisiejszy dzień przeżyć w miarę normalnie.
- O ja pierdolę,
niech mnie ktoś trzyma. - krzyknęła na cały głos śmiejąc się przy tym Ashley,
widząc mnie idącą w stronę szafek. - Co to za bluzka? Ze śmietnika ją
wytrzasnęłaś? - śmiała się w niebo głosy z tą swoją cała ekipą.
Starałam się ją
zignorować, jednak nie umiałam. Często jej słowa za bardzo wpadały mi w serce.
Bolało mnie to. Za każdym razem, gdy mnie obrażała przed połową szkoły, raniło
mnie to.
Ominęłam ją, jak
najszybciej idąc do klasy, w której zaraz miałam mieć matematykę.
Postanowiłam
sobie, że jutro spotkam się z Meg, moją przyjaciółką. Ona chodzi do innej
szkoły. Poznałyśmy się w dość nietypowy sposób. Ja, idą pewnego dnia do taty do
pracy, spotkałam tą dziewczynę w firmie i myślałam, że to recepcjonistka, a
okazało się, że to taty kolegi z pracy córka.
Zaraz po
skończonych lekcjach, poszłam do domu rozmawiając przez telefon z Adamem.
- I jak tam? -
spytałam go, ciesząc się, że w końcu zadzwonił.
Zawsze wiedział
kiedy kończę lekcje, zawsze wtedy po mnie przyjeżdżał. Tak i teraz zadzwonił,
kiedy skończyłam.
- Normalnie,
monotonnie. Tęsknię za tobą cholernie, teraz nie wiem, czy mnie wypuszczą z
kraju, jak na razie. - słyszałam w jego głosie ból.
- Nie wiesz, jak
bardzo bym chciała byś wrócił i to jak najszybciej. - tylko teraz o tym marzę,
by wszystko było dobrze. By wrócił jak najprędzej.
- Zobaczymy, a
teraz ja kończę, u mnie jest już dość późno. Zadzwonię jutro, pa, kocham cię.
Minęły już dwa
tygodnie od czasu gdy wyjechał. Jednak tęsknię za nim jak nigdy. Wiem ile czasu
starał się o to by nie wyjechać, próbował na różne sposoby, jednak nic z tego
nie wyszło. Musiał wylecieć do Wielkiej Brytanii, jego rodzinnego, deszczowego
państwa.
Nagle
tata przysłał mi wiadomość.
"Mała,
pospiesz się, za dwie godziny będzie David, a musimy coś jeszcze
ugotować."
Cholera,
zapomniałam. Za dużo myślę o Adamie. Muszę starć się przynajmniej w pewnym
stopniu zapomnieć.
Szybko zaczęłam
biec, będąc w parku, zaczęłam wyciągać listę zakupów, nie patrząc przed siebie.
Muszę kupić produkty, które będą mi potrzebne na dzisiejszy wieczór. Nagle w
kogoś uderzyłam i wywaliłam się.
- Jak chodzisz?!
- spytałam wkurzona, podnosząc wzrok z ziemi.
- To ty we mnie
walnęłaś. - zaśmiał się chłopak, stojąc.
- Co cię tak
śmieszy, niby co!? – byłam zdenerwowana.
Ten facet był przystojny. Miał jakieś
dwadzieścia pięć lat. Blondyn, o niebieskich oczach. Był ubrany w garnitur,
świetnie wyglądał. Wyciągnął w moją
stronę rękę, by pomóc mi wstać.
- Jasne. - byłam
wściekła. - Super, rozerwałam sobie jeszcze przez ciebie jeansy. - spojrzałam
na tył spodni. - Debil. - powiedziałam i
szybko wstałam bez jego pomocy, ominęłam go i poszłam szybko do domu.
Szczerze? Nie
polubiła bym go. Zbyt pewny siebie.
Zawiązałam
sznurek od fartuszek i zaczęłam brać się za gotowanie. Tacie dawałam do roboty
coś czego nie schrzani. On tylko umie robić jajecznicę i naleśniki, więc
lepiej, żeby się nie dotykał do rzeczy, na których się nie zna.
Postanowiłam więc
zrobić sałatkę grecką, do tego indyka i inne tego typu potrawy. Tata mówił, że
ma być to dobre i bardziej wykwintne. Nie rozumiem, jakby nie można było zrobić
zwykłej kolacji, albo chociaż by grilla.
Po skończeniu
przygotowań na wizytę gościa, postanowiłam pójść się przebrać. Na początku wzięłam długą i gorącą kąpiel, a
potem ubrałam na siebie sukienkę, którą rok temu dostałam od mamy oraz buty na
wysokim obcasie.
Gdy rozczesałam
włosy i nałożyłam nowy makijaż, postanowiłam zejść na dół.
ROZDZIAŁ 2
„Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy
nie wiesz na co trafisz.”
Mając jeszcze pół
godziny do przyjścia naszego gościa, tata postanowił, że porozmawiamy na temat
jego wyjazdu. Usiedliśmy przy stole w kuchni.
- Nie będzie mnie
dwa miesiące, jak nie dłużej. Mam wiele spraw pozałatwiać firmy we Włoszech.
- W takim razie
co ze mną? – denerwowało mnie to w ojcu, że nie daje mi się usamodzielnić. Próbować
życia. Nigdy nie pozwalał mi chodzić na dyskoteki, żadne spacery wieczorne.
Może dlatego nie mam życia towarzyskiego? Nie wiem. Mam tylko szczęście, że
poznałam Adama.
Poznałam go rok
temu. Zaraz jak mama miała wypadek, byłam załamana. Siedząc sama w parku
płakałam, było mi zimno, a do tego padał deszcz. Wtedy go poznałam, gdy
zaproponował mi swoją bluzę i pójście do pobliskiej kawiarni na gorącą
czekoladę. To były piękne, a zarazem najgorsze dni w moim życiu. Dzięki niemu
zaczęłam odżywać i moje życie zaczęło w miarę normalnie funkcjonować jak
wcześniej. Wiem, że on był tym jedynym. Dalej to wiem.
- Ostatnio byłem
u mojego kolegi z pracy, ten co dziś ma do nas wpaść. Powiedział, że na czas
wakacji by wziął cię do siebie. Mieszka w pięknym miejscu. I ma konie. – dodał
ostatnie zdanie.
Super, wychodzi
na to, że będę przez całe lato z śmierdzącymi końmi, na wsi i pewnie jeszcze
brak Internetu i telewizji. Genialny pomysł.
- I nic mi nie
powiedziałeś?! – byłam wkurzona, nawet mnie nie spytał o zdanie. – Pomyślałeś
może o mnie, czy ja chcę tam jechać?!
- A gdzie chcesz
jechać? Dobrze wiesz, że nie mamy tutaj rodziny. Spokojnie.
- Spokojnie?! W
tej chwili nie rozumiem zupełnie ciebie. Zostawiasz mnie samą, wyjeżdżasz sobie
i masz mnie gdzieś! – wstałam z krzesła i oparłam się rękoma o blat stołu.
- Nie mów tak. –
krzyknął. – Jesteś dla mnie najważniejsza. Ale muszę wyjechać, nie, że chcę,
ale muszę! Przecież ktoś musi zarabiać na twoje zakupy, ciuchy i inne
zachcianki, tak?! Bo jak widzę sama jak na razie nie jesteś chętna do roboty. –
widziałam jak był zdenerwowany.
Jednak wizja o
tym, że będę musiała spędzać z jakimś dziadem całe swoje wakacje mnie przeraża.
Nie chcę! Mam tylko nadzieje, że Margaret będzie mnie odwiedzać.
Nic już nie
odpowiedziałam. Nie wiedziałam co. Widzę jak tata się stara, chce dla mnie
dobrze, a ja to olewam.
Nagle zadzwonił
ktoś do drzwi, wiadomo było, że jest to ten pan David.
- Ty idź otwórz,
a ja pójdę wyjąć indyka z piekarnika. –
wyszeptałam i każde z nas poszło w swoją stronę.
Po chwili
usłyszałam jak tata wita się z tym kolegą. Ja zaniosłam do salonu przygotowane
potrawy, po czym poszłam do nich.
Gdy zobaczyłam
tego pana Davida, prawie szczęka mi odpadła. To był ten … debil, znaczy ten
koleś na którego wpadłam w parku. Boże, aż nie chciałam im się pokazywać. Wstyd
na całego.
- Dzień dobry. –
przywitałam się z młodym kolesiem, który miło się uśmiechnął.
Wyglądał na
takiego cwaniaczka. Jakoś tak z samego patrzenia nie wiedziałam co myśleć.
Wygląda na takiego pewnego siebie, co mnie odrzuca.
- Hej. – zaśmiał
się, bo poznał mnie. – David Barthes.
- Alexandra
Richards. – spłonęłam rumieńcem.
- To może chodźmy
do salonu. – zaproponował tata, na co obydwoje skinęliśmy głowy i zaczęliśmy
iść za moim ojcem.
- Siadaj. –
powiedziałam do pana Davida, trochę takim dziwnym głosem, co można było
potraktować jak obelgę.
- Alex, jak ty
mówisz. – powiedział tata przez zaciśnięte zęby. – Siadaj. – teraz zaproponował
to sam.
- Taaa, a ty
możesz. – zaapelowałam ironicznie.
- Jeszcze raz tak
się odezwiesz, pójdziesz do góry. – poinformował ojciec.
- Daj spokój
William, jeszcze dziesięć lat temu sami tacy byliśmy. – zaśmiał się.
- Chyba ty… mi
dożuć kolejną dychę to się zgodzę. – zaśmiał się z kolegą ojciec.
Przez cały
wieczór oni gadali o sprawach firmy, nudziło mnie to do potęgi. To było chyba
nudniejsze niż oglądanie wszystkich odcinków „Mody na sukces.”
- A właśnie
David, w takim razie co z Alex? Mogła by ona być u ciebie to całe lato? Jeśli
oczywiście nie sprawi ci to kłopotu, już rozmawialiśmy o tym, ale może się
rozmyśliłeś.
- Jasne, że może.
Nie ma sprawy. Przecież to ja miałem jechać do tych Włoch, a przez mojego ojca
zostaję i ty musisz jechać, zostawiając ją, więc nie ma innego wyjścia.
- Dzięki. –
powiedział ojciec zadowolony.
- A ty nie masz
nic przeciwko?- spytał mnie kolega taty.
- I tak nikt nie
chce znać mojego zdania, więc o co się rozchodzi? – spytałam naburmuszona jak
małe dziecko.
- Alex, dobrze
wiesz, że nie ma innego wyjścia. – powiedział dobitnie ojciec, tak abym się mu
już nie spierała.
- Jasne… -
westchnęłam.
Oni potem dalej
rozmawiali, a ja poszłam do siebie do pokoju. Nie miałam zamiaru z nimi
siedzieć i wysłuchiwać, jak ta kampania reklamowa dobrze im poszła. Bo to mnie
kompletnie nie interesuje. Zadzwonił do mnie Adam, z nim trochę porozmawiałam,
a potem zasnęłam.
Rano, wstając
szybko umyłam się i ubrałam do szkoły. Zawiesiłam na ramię plecak i szybkim
tempem zeszłam. Nie mając czasu na śniadanie, szybko wzięłam kolejne jabłko w
rękę i wybiegłam z domu niczym struś. Nie miałam czasu, nie mogę się spóźnić.
Tym bardziej, że pierwszą mam biologię z panią Brook.
Wyciągając
szybkim tempem książki z szafki, chciałam odejść, jednak zaraz zatrzasnęła mi
szafkę Ashley, stając naprzeciw mnie ze swoją ekipą.
- Ooo, kogo my tu
mamy. – powiedziała swoim piskliwym głosikiem, śmiejąc się. – Kolejne ciuchy ze
sklepu pod nazwą „śmietnik”? Ohhh. Biedactwo, niestety… nie każdy ma pieniądze
na ubrania. – była cholernie chamska.
- Daj mi spokój.
– powiedziałam, omijając ją i jej znajomych.
Wracając ze
szkoły, zatrzymałam się w parku i usiadłam na trawie. Wyjęłam z plecaka swój
notesik i zaczęłam gryzmolić różne obrazki. Nudziło mi się. Nie chciałam wracać
do domu. Tam nie mam co robić, a uczyć się nie musze skoro niedługo zakończenie
roku szkolnego, a bezczynnie siedzieć też nie mam po co. Lepiej nacieszyć się
ciepłem słonecznym, leżąc na trawie w parku.
- Alex? – ktoś za
mną spytał.
Odwróciłam się i
ujrzałam moją przyjaciółkę Margaret, inaczej Meg.
- Hej. – wstałam
do niej i przytuliłam ją na powitanie.
- Co porabiasz tak
sama? Dawno w ogóle cię nie widziałam. Jak się trzymasz po wyjeździe Adama?
- Tęsknię za nim.
Chciałabym aby wrócił jak najszybciej, jednak jak na razie jest to mało
możliwe.
- No ta.
- Wczoraj był u
nas jakiś kolega z taty pracy i dowiedziałam się, że mam być u niego całe
wakacje, bo tata jedzie do Włoch, kapujesz?
- A ładny on
chociaż jest? – spytała Meg.
- Nie, no jest
ładny. Ale zbyt taki cwaniakowaty.
- Będziesz miała
kogo podrywać. – zasugerowała.
- Nie chce jego,
chce Adama. – powiedziałam uparcie.
- Ale skoro nie
ma go, to co będziesz tracić życie, korzystaj z niego póki możesz.
- Na razie nie. –
zakończyłam tym temat.
ROZDZIAŁ 3
„Życie nie daje nam tego co chcemy, tylko
to, co ma dla nas.”
Rozmawiałam z Meg
długo, siedząc w parku i plotkując o każdej rzeczy, która przyszła nam na
język. Zapomniałam w ogóle o Bożym świecie. Nie zwracałam uwagi na czas. Po
prostu nie przejmowałam się tym, co jest w tej chwili zbędne. Uwielbiałam z nią
rozmawiać. Zawsze wiedziałam, że mogę jej o wszystkim powiedzieć, ponieważ
zawsze mi coś doradzi i pomoże.
- Dobra, ja już
będę spadać. – powiedziała moja przyjaciółka, wstając i zawieszając swoją torbę
na ramie.
- Jasne, papa. –
uśmiechnęłam się promiennie na jej odchodne.
Powoli wstając z
trawy, wzięłam swoje rzeczy i ruszyłam do domu. Gdy weszłam do mieszkania,
zauważyłam kartkę na stole.
„Cześć kochanie,
musiałem wyjechać. Jutro wrócę po południu. Przepraszam cię, że znów mnie nie
będzie, choć zaczyna się weekend.”
Nie czekając
dłużej, zadzwoniłam do Margaret i umówiłam się z nią, że dziś pójdziemy na
imprezę. Rzadko mi się zdarza taka okazja, to czemu by nie wyjść w końcu
zabawić się.
Gdy zaczęłam się
przygotowywać na wyjście z przyjaciółką, zadzwonił mój telefon. Prędko rzuciłam
się do szafki, by zdążyć go odebrać. Okazało się, że był to Adam.
- Hej kochanie. –
usłyszałam jego głos.
- Cześć. –
powiedziałam wesoła, słysząc jego niebiański głos.
- Co porabiasz? –
spytał.
- Nie uwierzysz.
Taty nie ma i idę na imprezę, w końcu. – zaapelowałam dumna.
- To rzeczywiście
wspaniale. Szkoda, że mnie nie będzie przy tobie. Nie wiesz jak bardzo
chciałbym cię teraz przytulić.
- Też bym
chciała. Strasznie. – posmutniałam nieco.
- Przeżyjemy.
- Mam nadzieję,
tak cholernie tęsknię za tobą.
- Ja też i to nie
wiesz jak bardzo. – powiedział. – A teraz kończę, bo u mnie już jest późno w
nocy, a musze się wyspać. Jutro idę na poszukiwanie w końcu jakiejś pracy.
- Trzymam kciuki.
Paa, kocham cię.
- Ja cię też. – i
rozłączył się.
Odłożyłam na
szafkę moją komórkę po czym poszłam się przygotować. Ubrałam na siebie krótkie
spodenki i koszulkę na ramiączkach. Jak zawsze lekko się umalowałam, po czym
czekałam na moją przyjaciółkę, by po mnie przyszła jak się umówiłyśmy.
Siedząc w salonie
i oglądając telewizję, w końcu przyszła Meg.
- Dobra, to gdzie
idziemy? – spytała z zaciszem.
- Myślałam o tym
klubie Euphoria. Podobno świetny.
- Tam? Coś cienko
idziesz. Pójdziemy do Klub Energy.
- Niech ci
będzie. – westchnęłam i tak bezsilna.
Zaczyna się
weekend, jest piątek, więc wiele ludzi tego wieczoru szło na imprezy czy na
piwo ze znajomymi. Mijaliśmy już wiele osób, niektóre już pijane, inni dopiero
jak ja z Meg szli do klubów zabawić się.
Wchodząc do
pomieszczenia, które z wierzchu było pokryte wielkimi neonami, zaczęłyśmy się
rozglądać po lokalu. Widać, że będzie naprawdę świetnie.
*Oczami Davida*
Siedząc z
kolegami w klubie, pijąc piwo rozmawialiśmy o dawnych czasach. Było to
spotkanie z kolegami z liceum. Kurde, już ponad dziesięć lat zleciało od
ukończenia szkoły. Jak za tym można się stęsknić, tym bardziej, że było wtedy
tyle świetnych lasek.
- Chłopaki, a
pamiętacie Pamelę? Kujonka, którą Jessi rozdziewiczył. – Bill już był tak
wcięty, że chyba nie wiedział co mówi, jednak wszyscy zaśmialiśmy się na
wspomnienie tamtych lat.
- To jest nic, w
porównaniu jak ty próbowałeś poderwać panią od Matematyki… - wszyscy wybuchnęli
śmiechem.
- Dobrze wiesz,
jaka była ładna. Leciała na mnie. – bronił się Bill.
- Jasne. –
przewrócił oczami Mark.
- Zaraz przyjdę,
idę do łazienki. – oznajmił Bill i odszedł od stolika, jednak wszyscy
kontynuowaliśmy rozmowę.
Kurde, ci to mają
narąbane w głowach. Może i cholernie zmienili się od czasów liceum, pod
względem wyglądu, ale od środka nic a nic. Dalej mają te same poglądy, a teksty
dotyczące odpowiedzi nie zmieniły się.
Spojrzałem na zegarek, dochodziła druga w
nocy. No to nieźle się wszyscy zasiedzieliśmy.
- Nie uwierzycie.
– przyszedł z łazienki Bill. – Musicie to zobaczyć, jak laska rusza dupką na
stole. – oznajmił widocznie zachwycony.
Wszyscy się
ruszyli z miejsca, tylko mnie to jakoś nie kręciło, jednak by nie być gorszym poszedłem za nimi.
Niedaleko
parkietu na stole tańczyła jedna dziewczyna, była odwrócona tyłem, powoli się
rozbierała. Była na samym staniku i spodenkach. Wszyscy faceci stali wokół
niej, zachwycając się jej krągłościami. Nie powiem, mnie ona również się
spodobała. Tylko w porównaniu do nich nie śliniłem się niczym pies.
Ona tańczyła w
rytm muzyki. Widać, że była już pijana. Po chwili się odwróciła, powoli
odpinając swój stanik. Jeden facet aż z zachwytu gwizdnął. Przyjrzałem się
bliżej tej dziewczynie i okazała się być to Alexandra, córka Williama. Szybko
podbiegłem do tego stołu, przepychając się przez tłum napalonych frajerów i
szybko ją stamtąd ściągnąłem. Założyłem na jej ramiona moją marynarkę i
zacząłem się kierować ku wyjściu. Słyszałem jak wiele męszczyzn gwiżdże i
krzyczy nie zadowolonych. Jednak nie chciałem potem mieć na sumieniu jej ojca.
Nie mogłem na to patrzeć.
- Co ty robisz?!
– zaczęła krzyczeć.
- Ratuję cię od
napalonych, spoconych dupków. Wystarczy? – odpowiedziałem, biorąc ją do
samochodu, po czym wróciłem do lokalu, by powiedzieć znajomym, że musze jechać.
Zostawiłem na stole pieniądze i wyszedłem.
Jadąc autem,
zobaczyłem w lusterku jak ona śpi przytulona do mojej marynarki. Teraz nie
wiedziałem co mam z nią zrobić. Jej ojca nie ma w domu, ponieważ wiem, że
jechał do San Diego pozałatwiać sprawy firmy, a też nie wiedziałem jak bym miał
dostać się do jej domu. Podjechałem pod jej mieszkanie i otworzyłem drzwi od
samochodu. Zacząłem przeszukiwać jej spodnie, by znaleźć klucze od domu. Po
chwili znalazłem.
Wziąłem ją na
ręce i poszliśmy do drzwi, w jakiś dziwny sposób od kluczyłem dom i wszedłem do
niego z Alex na rękach.
Zacząłem szukać
jej pokój, wchodząc do każdego pomieszczenia, w końcu natrafiłem na jej
królestwo. Można było rozpoznać je po maskotce na łóżku, swoich zdjęciach z
jakimś chłopakiem na ścianie i plakatami różnych zespołów.
Położyłem
delikatnie ją na łóżko, po czym okryłem kołdrą.
- Zostań. –
szepnęła, gdy chciałem odejść.
Zobaczyłem, że ma
lekko otwarte oczy. Po chwili wstała po czym podeszła do mnie i bez zawahania
zawiesiła dłonie na mojej szyi i pocałowała. Stałem jak słup soli. Hello, to
jest córka kolegi z pracy. Więc, spróbowałem ją od siebie odczepić, by z
powrotem się położyła i zasnęła. Była kompletnie pijana, nie będzie nic
pamiętała z tego wszystkiego.
Czułem od niej
alkohol. Próbowałem, by w końcu zasnęła, jednak ona bez oporu, wpatrywała się w
moją twarz. Siedziałem na skraju łóżka i czekałem, miałem nadzieję, że szybko
zaśnie. Po chwili uniosła się i ponownie mnie pocałowała, siadając przodem na
moje kolana.
- Alex! –
krzyknąłem w szepcie.
- Co? – spytała z
uśmiechem w oczach, patrząc na mnie, jednak ja nic nie odpowiedziałem. – Kochaj
się ze mną. – szepnęła mi do ucha, przegryzając je lekko i rozpinając po kolei
moje guziki od koszulki. Widziałem jak się uśmiecha, jednak mi nie było do
żartów.
- Nie, a teraz
śpij. – powiedziałem stanowczo, po czym wziąłem ją z moich kolan, a ona już
normalnie położyła się na łóżko i zasnęła. Ja pojechałem do domu.
ROZDZIAŁ 4
„Po każdym dniu trzeba postawić kropkę,
odwrócić kartkę i zacząć na nowo.”
*Oczami
Alex*
Rano obudziłam
się z okropnym bólem głowy. Pierwsze pytanie jakie mi się nasunęło dzisiejszego
dnia, to JAK ja wróciłam do domu? Nie miałam siły by wstać, nic kompletnie nic
nie pamiętam. Nie wiem co robiłam w tym klubie, po dwóch godzinach bycia tam.
Nie wiem jak było, kogo poznałam, jaką muzykę puszczali. Nic. Chyba pierwszy
raz tak zabalowałam.
Powoli wstałam z
łóżka, tak aby się nie wywalić, bo buzowało mi w głowie, jak nie wiem co. Gdy
wstałam, zobaczyłam, że u moich stóp leży czyjaś marynarka, podniosłam ją i
spojrzałam. Skąd ona się tu wzięła? Może z jakimś kolesiem przyszłam i ja z
nim..? Nie, tak by była naga czy coś, choć stanik mam odpięty, więc mogło
zacząć się coś dziać, a ja może po prostu usnęłam w trakcie? Nie wiem, naprawdę
nie wiem.
Poszłam do
łazienki, rozebrałam się po czym, weszłam
do wanny. Było mi tak dobrze, ciepła woda ogrzewała moje ciało, a cisza
powodowała relaks. Byłam odprężona, jednak po chwili przypomniało mi się coś.
Co jest z Meg, gdzie ona jest? Pomyślałam, że potem do niej zadzwonię i zapytam
jak tam, może nawet się dowiem co było ze mną. Jak trafiłam do domu i co robi u
mnie jakiegoś kolesia marynarka.
Poszłam pod dom
mojej przyjaciółki i zadzwoniłam do drzwi, czekając aż ktoś mi otworzy. Po
chwili pojawiła się jej mama.
- Dzień dobry,
jest Margaret? – spytałam.
- Witaj, tak jest
u siebie. Nie wiem, ale chyba jeszcze śpi. Możesz ją obudzić. – oznajmiła pani
Johnson.
- Dobrze.
Podreptałam po
długich, marmurowych schodach i otworzyłam drzwi do jej pokoju. Zobaczyłam ją
pod kołdrą, spod której wystawała jej noga. Podeszłam do łóżka i zdjęłam z niej
materiał.
- Co ty do jasnej
cholery robisz? – krzyknęła.
- Wstawaj, zaraz
jest pierwsza. – powiedziałam, nie powstrzymując śmiechu.
Widząc ją z
potarganymi włosami, rozmazanym makijażem i w samej bieliźnie, wybuchnęłam
niepohamowanym śmiechem.
- Co rżysz? –
syknęła, wkurzona na mnie, że ją obudziłam.
- Spójrz w
lustro, to zrozumiesz.
Wstała, poszła do
ubikacji i po chwili usłyszałam pisk.
- Aaaaa! – krzyk.
- Wiedziałam. –
szepnęłam do siebie.
Chodząc po
centrum handlowym z Meg, rozmawiałyśmy o wczorajszych wydarzeniach. Ona miała
tak jak ja, nic nie pamiętała. Teraz wiem, że nie dowiem się kogo to marynarka,
ani nie będę wiedzieć co wczoraj wyprawiałam. Co obie robiłyśmy.
Idąc z powrotem
do domu, wykręciłam numer do Adama, chciałam z nim porozmawiać. Jednak to co
usłyszałam, zabiło mnie. „Nie ma takiego numeru.” I teraz co mam zrobić? Tak
bardzo chciałam go usłyszeć, jego głos. A teraz dowiaduję się, że nie ma
numeru. Zmienił go? Skąd ja wezmę jego nowy numer? Mam nadzieję, że szybko do
mnie zadzwoni.
Weszłam wolnym
krokiem na moją posesję, zobaczyłam przez okno, że pali się światło w salonie.
Może oznaczać to tylko jedno, tata wrócił.
Był już wieczór,
ciemno i zimno. Szybkim pędem weszłam do domu i zdjęłam buty. Zza ściany
słyszałam męskie rozmowy i śmiechy, jednak po chwili ucichły.
- Kochanie
wróciłaś? – spytał tata.
- Tak. –
powiedziałam głośno, by usłyszał.
Poszłam zobaczyć
do salonu. Był tam mój ojciec, pan David i dwóch jakiś gościów.
- Dzień dobry. –
przywitałam się.
- I jak było? Co
robiłaś jak mnie nie było? – spytał tata, patrząc na mnie.
- Nic, siedziałam
w domu. – skłamałam.
Pan David dziwnie
na mnie spojrzał i się uśmiechnął.
- Czekaj, ja cię
chyba skądś znam. – zmrużył jeden z gości taty.
- Nie sądzę,
Bill. – przerwał mu David.
- Ja już będę szła
do góry. – zaapelowałam, po czym ruszyłam do swojego królestwa.
Siedziałam w
pokoju i robiłam ostatnie wypracowanie tego roku. Za dwa tygodnie koniec roku
szkolnego z czego się strasznie cieszę. Będąc w moim pokoju, zapukał do mnie?
- Można wejść? –
był to David.
- Yyy… -
zdziwiłam się. – Jasne.
- Nie ładnie
oszukiwać tatę. – powiedział, stojąc , a po chwili siadając na krześle
niedaleko mnie.
- Słucham? – nie
wiedziałam do czego dąży.
- No wiesz, ta
wczorajsza impreza… - nabrał do ust dużą ilość powietrza, po czym powoli ją
wypuścił.
- Skąd o niej
wiesz? – tylko żeby nie powiedział tacie.
- Może stąd, że w
klubie tańczyłaś na stole, rozbierając się, jedno szczęście, że cię zauważyłem
w samą porę i wziąłem do domu. Taaa…
- Mam nadzieję,
że to koniec historii. – stwierdziłam.
- No, pomijając
to, że chciałaś się ze mną kochać, to tyle. – zrobiłam ogromne oczy, że co? –
Ooo, moja marynarka. – zobaczył przewieszony na krześle część garnituru.
- Przepraszam,
jaa… Serio, przepraszam. Ja nie wiem co powiedzieć. Błagam nie mów tacie, ja
byłam wtedy pijana. – byłam spanikowana sytuacją.
- Spokojnie, nie
powiem. I nie masz za co przepraszać, wiem co alkohol robi z człowiekiem.–
uśmiechnął się z wyższością, w tej chwili miał mnie w garści, mógł zrobić co
chce. Byłam w tej chwili jak marionetka, pod jego sterami. – Jednak następnym
razem uważaj i nie pij tyle.
I wyszedł, a ja
nie mogłam nic wydusić.
Nie wiedziałam co
zrobić, do czego się zabrać. Byłam oszołomiona. Byłam w tej chwili jak
zawieszona płyta. Jak robot, który się zaciął. Byłam pogubiona. Tańczyłam na
stole? Rozbierając się? Szok. I…i… nie mogłam przepuścić tego przez myśl. I…
chciałam się z nim kochać? Z nim? To raczej nie możliwe. Przecież… Ja bym czegoś takiego nie zrobiła, w każdym
razie świadoma. On jest w końcu kolegą z pracy mojego taty. To by było nie
logiczne, nie możliwe.
Idąc
poniedziałkowego poranka do szkoły, ponownie próbowałam dodzwonić się do Adama,
jednak dalej ta sama wiadomość „Nie ma takiego numeru.” Jednak nie to ciągle
chodziło mi po głowie, tylko wczorajsza moja wymiana zdań z Davidem. To było
jakieś chore.
Zatrzasnęłam
drzwiczki od szafki i chciałam iść, jednak pani „plastik is fantastic” zagrodziła
mi przejście.
- Kogo my tu
mamy? Heh, Alex. Jak tam po piątkowej imprezie w Klubie? Podobno świetnie
tańczysz na rurze. – zaśmiała się w niebo głosy, ośmieszając mnie. Nigdy nie
umiałam jej się postawić, może dlatego, że miała swoją ekipę? Była znana? Nie wiem, ale bałam się. – Ciekawe kto cię przeleciał? Może jeszcze
mieliście widownię? – spytała, śmiejąc się razem ze swoimi kumplami.
Jak najszybciej
ominęłam ją i pobiegłam do najbliższej łazienki i rozpłakałam się. Czemu zawsze
mnie tak upokarza? Dlaczego? Nienawidzę ją całym moim małym, kruchym sercem.
Jeszcze kiedyś pożałuje tego wszystkiego. Kiedyś los się odwróci i to ona
będzie sama.
Nie miałam już
sił, chciałabym teraz być w ramionach Adama i tulić się do niego. Tylko tego
potrzebowałam.
ROZDZIAŁ 5
„Miłość jest jak wiatr, raz silniejsza, a
raz słabsza.”
Siedziałam w pokoju i patrzałam przez
okno, jak pada deszcz. Delikatnie krople spływały po szybie, po czym sączyły
się na balkonie i zmieniały się w kałużę. Tak bardzo bym chciała by zadzwonił
do mnie Adam. By odezwał się słowem. By napisał głupiego sms’a, że tęskni. A
nie, że on siedzi cicho, a ja siedzę i płaczę przez niego. Mógłby zadzwonić,
powiedzieć, jak mu poszło z szukanie pracy. Jak tam jest. Cokolwiek.
- Mała, chodź na
obiad. – zawołał tata z dołu.
- Nie mam ochoty.
– odpowiedziałam, wrzeszcząc na cały dom.
Ostatni tydzień
szkoły. Koniec z nauką, szkołą i Ashley. Jednak nie był to mój najlepszy czas w
życiu. Adam nadal nic nie pisze, nie wiem co się z nim dzieje, Meg wyjechała
gdzieś i co mogę powiedzieć? Jestem sama jak palec, jak bezdomny, zagubiony
piesek, zgłodniały miłości.
Siedząc na ławce
w parku, rysowałam pejzaż parku. Krajobraz jaki się tu znajdował, czyli drzewa,
zachód słońca i krzewy. Wszystko co było przede mną. W ten sposób próbowałam przynajmniej
nie myśleć o Adamie, ponieważ malowaniem byłam tak pochłonięta, że o niczym nie
myślałam. Jednak w pewnym momencie ktoś mi przerwał.
- Ładnie
malujesz. – usłyszałam obok siebie znany mi głos, po czym obróciłam głowę i
zobaczyłam, że to pan David.
- Dzień dobry,
dziękuję. – powiedziałam, po czym wróciłam do pracy.
- Codziennie tak
tutaj jesteś? Bo praktycznie zawsze cię tu widzę.
- Lubię tu
przychodzić. Jest taka cisza i spokój.
- Nie zaprzeczę.
- A proszę pana. Dlaczego się pan zgodził, bym u pana… -
przerwał mi w tej chwili.
- Błagam cię. –
spojrzał na mnie wymownie, po czym dodał. – Nie mów ciągle „pan”, bo zaczyna
mnie to denerwować. Nie jestem jeszcze taki stary, a skoro mamy razem mieszkać
przez najbliższe dwa miesiące, to mów mi David.
- Dobrze, David.
Dlaczego się właściwie zgodziłeś bym u ciebie zamieszkała? –spytałam
zaciekawiona odpowiedzią.
- No już mówiłem,
przeze mnie twój tata musi wyjechać, tak by został z tobą, a skoro jedzie, to
będziesz w takim razie ze mną.
- Aha. –
westchnęłam.
- Mam tylko
nadzieję, że mnie znów nie pocałujesz w środku nocy jak wtedy. – zaśmiał się, a
ja zdziwiłam się, wcześniej o tym nie wspominał.
- Co?! –
skrzywiłam się.
- Pocałowałaś
mnie. – a nagle spoważniał. – Więcej tego nie rób. – zaapelował.
- Ale ja byłam
pijana, nic nie pamiętam. Na trzeźwo, w życiu bym tego nie zrobiła. – broniłam
się.
- Wiem. – odparł.
– Jednak wiedz, jaka jest różnica wieku…
- Ile masz lat? –
spytałam.
- Trzydzieści
dwa.
- Wow. –
zdziwiłam się z uśmiechem.
- Ej, taki aż
stary jeszcze nie jestem. – zaśmiał się.
- Masz żonę? –
spytałam. – Dzieci?
- Żonę nie, a tym
bardziej dzieci. Jeszcze nie znalazłem tej jedynej. Jednak mam jeszcze trochę
czasu. – zauważył, ale posmutniał.
- Właściwie o co
ja cię pytam, to twoje prywatne sprawy, nie powinnam. Sorry. – zmieszałam się.
– Chyba powinnam już iść.
- Daj spokój. Powinniśmy się lepiej poznać,
skoro masz u mnie mieszkać, prawda? I skończ przynajmniej malować.– patrzył na
mnie, tymi swoimi niebieskimi oczami.
Denerwował mnie,
nie wiem czemu. Dalej na jego twarzy ciągle widziałam ten cwaniacki uśmieszek,
irytuje to już mnie.
- Jasne, ale może
kiedy indziej, tata się już pewnie martwi, że nie wracam.
- Jest dopiero
osiemnasta. – spojrzał na zegarek, a potem na mnie.
- Powiedz to
jemu. – zaapelowałam, przewracając oczyma. – Dobra, ja idę, pa. – wzięłam swoje
rysunki i pokierowałam się w stronę domu.
Siedziałam w domu
i się nudziłam. Kolejne razy próbowałam się dodzwonić do Adama, jednak dalej to
samo słyszałam. Chyba ze sto razy wykręcałam jego numer.
- Chodź kolacja.
– powiedział tata przez uchylone drzwi.
- Już idę. –
odłożyłam telefon na szafkę nocną po wielu nie udanych próbach dodzwonienia się
do mojego ukochanego.
Denerwowało mnie
to, że nie odpowiada.
Siedząc z tatą
przy stole, zapadła między nami cisza, po tym jak powiedział, że za dwa dni mam
już zacząć się pakować, bo musi za trzy dni wyjechać. Powiedział mi, że
przyjedzie po mnie David i tyle. Mam być przygotowana. Przez ostatnie dwa dni
szkoły będę już u kolegi mojego taty.
Kolejny dzień
szkoły. Siedziałam sama na ławce przed wejściem do szkoły. Nudziło mi się, więc
po raz kolejny próbowałam dodzwonić się, może to jakaś usterka? Może po prostu
coś w sieci telefonów nie gra. Jednak gdy tylko wykręcałam numer, zawsze to
samo słyszałam. Mam już dość tego dzwonienia i słuchania w kółko tego samego
„Nie ma takiego numeru.”
Adam obiecywał,
że będzie się odzywał. Mówił, że będzie dzwonił codziennie, a tu co? Nic,
cisza.
- Ooo, Alex.
Słyszałam, że twój ex już cię nie kocha. Coś po ciebie nie przyjeżdża… - czułam
się w tej chwili jak błazen. Po policzku spłynęła mi łza. – Oj, nie płacz. Może
kiedyś ktoś cię zaakceptuje z wyglądem jaki masz. – śmiała się w niebo głosy. –
Nie martw się, jest coś takiego jak operacje plastyczne… och, sorki. Na to
trzeba mieć pieniądze. – śmiała się bez tchu ze swoją ekipą, jak zwykle. –
Dobra, nie śmiejmy się z biednych. –
powiedziała Ashley, odwracając się i odchodząc ze swoimi znajomymi.
Wracając do domu,
płakałam. Wszystko w koło psuło się. Ashley nie chce mi dać spokoju, Adam nie
dzwoni, tata wyjeżdża. Co jeszcze takiego okropnego mnie spotka?
Usiadłam na ławkę
w parku i wpatrywałam się we wszystko co mnie otacza. Zakochane pary, bawiące
się dzieci, ptaki, drzewa. Wszystko tutaj było takie kolorowe, a ja się czułam
jakby we mnie była sama szarość i czerń. Nie radziłam już sobie z tym
wszystkim. Po prostu czułam się, jak wszyscy mnie opuszczają. Czułam się jak
dziwadło, jestem non stop odtrącana. Nikogo nie obchodzę.
Siedząc w swoim
pokoju, powolnymi ruchami rozczesywałam swoje brąz włosy i przyglądałam się
sobie w lustrze. Próbowałam dostrzec, co jest ze mną nie tak? Dlaczego wszyscy
mnie tak traktują? Może rzeczywiście jestem brzydka, tak jak Ashley mówi. Do
niczego się nie nadaję, a Adam przejrzał na oczy, że nie jestem taka ładna jak
zawsze mi mówił? Nie wiem co już o tym wszystkim myśleć. Odechciało mi się już
nawet wychodzić na ulicę, bojąc się, że znów ktoś mnie wyśmieje.
Teraz nawet
zaczynam zauważać plusy tego, że będę w jakiejś wsi przez całe lato. Nikt mnie
nie będzie widział i nie będą mnie krytykować, choć wcale mnie nie znają. Może
się jeszcze kiedyś wszystko ułoży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz