sobota, 29 września 2012

Love Forbidden Rozdział 25 - 29




ROZDZIAŁ 25

     „Prawdziwi przyjaciele wbijają ci nóż tylko od przodu.”

     Kolejny dzień. Za trzy dni przyjeżdża mój ojciec. David jak zwykle w pracy, a ja z moim małym Łatkiem się ciągle bawiłam. On był taki uroczy. Gdy szczeniak się w końcu zmęczył, położył się na kanapie i zasnął, a ja delikatnie wodziłam po jego sierści końcówkami palców, spokojnie głaskając go.
     Pod wieczór, gdy akurat do domu wszedł David, kończyłam przygotowywanie obiadu.
     - Cześć kochanie. – powitał mnie tymi słowami mój ukochany.
     - Hej. – podeszłam do niego, całując namiętnie w usta. – Zaraz będzie obiad. – szepnęłam, gdy oddaliłam się od jego ust. – Siadaj. I jak było w pracy? – spytałam, gdy on siedział przy stole, a ja nakładałam obiad.
     - Nudno, jak zawsze zwykle. Ojciec jak zawsze mi truł i zawracał dupę, ale nie było najgorzej. Choć i tak wolę być z tobą w domu. – uśmiechnął się do mnie zadziornie.- A ty co porabiałaś?
     - Nic, bawiłam się z małym, byłam z nim na spacerze. Obejrzałam trochę telewizji. Nic ciekawego.
     - Twój ojciec za parę dni przyjeżdża. – szepnął.
     - Wiem. – westchnęłam. – Nie wiem jak to będzie. – dodałam, wzdychając.
     - Będzie dobrze, tyle ci powiem. – odmruknął, bawiąc się widelcem.
     - Trzymaj. – podałam posiłek.
     - A ty nie jesz? – spytał.
     - Już jadłam. 

     Dziś strasznie chciało mi się spać. Z Davidem nic nie robiliśmy specjalnego, byłam po prostu zmęczona, nawet nie wiadomo po czym. Po prostu chciało mi się spać.

     Jutrzejszego dnia ma przyjechać ojciec. Rano wstałam i zauważyłam, że David ubiera się do pracy. Właśnie poprawiał sobie krawat, aby nie był przekrzywiony, ani za luźno zawiązany.
     - Hej kochanie. – szepnęłam z łóżka, patrząc na niego.
     - Ooo, wstałaś. Cześć. – podszedł do łóżka i pocałował mnie w usta. – Jak się spało?
     - Dobrze. A nie możesz dziś zostać w domu? Jutro mój tata przyjeżdża, chcę się tobą w miarę możliwości nacieszyć. – szepnęłam.
     - Przepraszam słońce, ale nie mogę. Ale postaram się jak najszybciej przyjechać. 
     - Co myślisz o kolacji i filmie? – spytałam, patrząc na niego oparta głową o dłoń.
     - Świetny pomysł. – powiedział, nieco spiesząc się. – Dobra ja już będę szedł.
     - Bez śniadania?
     - Nie zdążę, zjem coś w firmie. Papa. – pożegnał się i wyszedł, a ja opadłam powrotem na poduszki.
     Długo jeszcze leżałam w satynowej pościeli. Było mi w niej tak miękko, tak cudownie. Nie umiałam nigdy się nią nacieszyć. Była taka wygodna. Będąc tak w łóżku, do pokoju wszedł Łatek, próbując wejść na łóżko. Pomogłam mu trochę, podnosząc go i kładąc obok siebie.
     - Co maleństwo? – powiedziałam do szczeniaka. – I zostaliśmy jak zawsze sami. – szepnęłam, a on zaczął się do mnie tulić, wchodząc trochę pod ciepłą kołdrę.

     Gdy tylko ubrałam się w świeże ciuchy, po długiej gorącej kąpieli, zadzwoniłam do Margaret, czy może nie chciała by mnie odwiedzić na to popołudnie. Przyjaciółka chętnie zgodziła się, po czym po niecałych trzydziestu minutach była u mnie.
     Podałam sok do stołu i usiadłam naprzeciw Meg.
     - I jak tam z nim? – spytała koleżanka.
     - On jest niesamowity, wiesz co wczoraj mi zrobił za prezent? Pieska… - powiedziałam zadowolona.
     - Ooo… - zdziwiła się. – Gdzie jest? – zapytała.
     - U góry śpi. Ale jest taki słodki. Taki milusi i kochany. On jest cudowny.
     - Heh, jak łatwo cię przekupić. – stwierdziła niedowierzając głową przyjaciółka, a ja jej gestu nie zrozumiałam.
     - O co ci chodzi? – spytałam uważnie się jej przyglądając.
     - Jak to o co? Mogę się założyć, że za to, że ci dał szczeniaka, chciał się z tobą przespać, co nie? – podniosła brwi, biorąc łyka soku.
     - A co to ma do rzeczy?
     - Zrozum w końcu, nie jesteś dla niego. Wy jesteście ze sobą tylko… na lato, dla seksu. To nie jest prawdziwa miłość. On chce mieć tylko kogoś, z kim może spędzić nocki. Z kimś kto chce się zabawić. Ale potem ty z jego domu przeprowadzisz się powrotem do siebie i on zacznie szukać kogoś starszego, w swoim wieku. Kobiety, która będzie miała inne plany, niż ty…
     - Czyli? – ciągnęłam.
     - Ślub, rodzina, dzieci, praca… - wymieniała.
     - A powiedz mi skąd możesz wiedzieć, co ja chcę? Jakie mam plany? Co czuję? – zaczęłam się denerwować z sekundy na sekundę. Za miast przyjaciółka mnie wspierać, po prostu jest przeciw mnie.
     - Alex, to jest logiczne i zrozum to w końcu. ON NIE JEST DLA CIEBIE! – mówiła wolno, jak małemu dziecku.
     - Co ty możesz wiedzieć. – wysyczałam wkurzona. – Kocham go i mogła byś jako moja przyjaciółka mnie wspierać.
     - Chciałabym, ale staram się, abyś nie wkopała się w coś. Ostrzegam cię, bo tak robią przyjaciele. Chcę dla ciebie dobrze. Nie mam zamiaru cię potem pocieszać! – zaapelowała wysokim tonem.
     - Ktoś ci każe? Meg… to jest chore. Wszyscy są przeciw mojemu związkowi z Davidem, myślałam, że chociaż w tobie jest kawałek wsparcia dla mnie. Myliłam się.
     - Nie o to chodzi, po prostu chcę zapobiec nieszczęściu.
     - Niby jakiemu?
     - Pamiętasz, jak to było z Adamem? – spytała, a ja nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam głowę. – No właśnie… Chyba nie chcesz aby było tak samo, że on odejdzie.
     - To było co innego! – krzyknęłam przez łzy, które powoli napływały mi do oczu. – Adam mnie kochał, ale musiał wyjechać. Co mogłam niby zrobić?!
     - Jechać z nim…
     - Ty myślisz, że to takie łatwe?! Po pierwsze nie byłam pełnoletnia, po drugie ojciec w życiu by mi samej nie pozwolił jechać, a po trzecie jak, za co? Ja nie jestem bogata jak ty! – wrzasnęłam na jednym tchu, przez co z oczu leciały mi tony łez.
     - Alex… myślisz, że skoro mam kasę, mogę wszystko? To nie są moje pieniądze, tylko moich rodziców. Ja musze sama na siebie pracować. Tylko na ważne rzeczy dostaję od nich pieniądze. Mogłaś iść do pracy, wtedy byś pojechała. Co, dzień przed się dowiedziałaś, że Adam wyjeżdża? Nie sądzę.
     - A powiedz mi, gdzie niby miałabym znaleźć tą pracę, co?! Miałabym być tancerką z klubu go-go czy może striptizerką, a może dziwką, jeszcze lepiej! – wykrzyczałam.
     - Alex, są też normalne prace. – poinformowała nieco zła. -  Skąd ty bierzesz pomysły prostytutek czy tym podobnych?
     - Tak, są normalne prace. Dla ludzi wykształconych i starszych, ale nie dla dziewczyn w wieku jak ja. Nikt nie przyjmuje osób bez kwalifikacji czy jakichkolwiek doświadczeń zawodowych.
     - Przecież nie mówię, że masz zaraz iść na lekarza czy coś, ale są inne, zwykłe prace.
     - Taa, na kasie w sklepie czy przy zmywaku. – szepnęłam.
     - Żadna praca nie hańbi. – dodała przyjaciółka.
     - Ale nie o to chodzi, mam na myśli to, że ile ja bym musiała pracować, aby zarobić na ten cholerny bilet do Angli, co?!
     - Zawsze by się coś wymyśliło. – westchnęła. – Wiesz co, myślę, że już powinnam iść. Na razie. – i wyszła z mojego domu, a ja siedziałam jak ten kołek na krześle, zastanawiając się i analizując naszą rozmowę.




























ROZDZIAŁ 26

     „Zawsze, nawet najgorsza prawda wyjdzie na jaw.”

     Po ochłonięciu z rozmowy z przyjaciółką, zaczęłam przygotowywać obiadokolację na mój i Davida wieczór. Po wszystkich przemyśleniach, wywnioskowałam, że zaproszenie Meg było wielkim błędem i teraz trochę mi głupio, że tak na nią pojechałam, ale nie zaprzeczę, ona mnie też trochę zdenerwowała. Nie umiałam sobie z tym teraz poradzić, po prostu starałam się teraz o tym zapomnieć. Nie jest to miły temat do rozmyślań.
     Gdy posiłek był gotowy, jak zwykle czekałam już na mojego ukochanego, który zaraz miał wrócić. Przez ten czasu umyłam się i przebrałam w inne ciuchy. Postawiłam na moje ulubione krótkie spodenki i czarną bokserkę we fioletowe paski.
     Będąc gotowa, a makijaż już też idealnie prezentował się dziś z moim wyglądem, zeszłam na dół i wyszłam na chwilę na dwór, pooddychać świeżym powietrzem, zobaczyłam, że nadjeżdża samochód mojego ukochanego. Oparłam się o futrynę drzwi i czekałam, aż wysiądzie ze swojego
     - Hej kochanie. – powiedział David, podchodząc do mnie i delikatnie całując w policzek. – Co taka smutna? – spytał, bardziej przyglądając się mojej twarzy.
     - Nic. – posłałam mu sztuczny uśmiech. – Czekałam na ciebie, przygotowałam obiad dla nas i… tęskniłam za tobą. – wtuliłam się w jego pierś, chcą normalnie w życiu płakać. Jednak nie umiałam zapomnieć o tej rozmowie z Meg, bolała mnie ona. Bo to właśnie moja przyjaciółka mi powiedziała.
     - Zaraz porozmawiamy. – szepnął do ucha mój ukochany, po czym minął mnie  i odstawił na ziemię swoje rzeczy, wracając po sekundzie do mnie i prowadząc do salonu. – To mów, co jest.
     - Nic, była tutaj Meg, rozmawiałam z nią, ale nie były to zbyt miłe tematy, po prostu pokłóciłyśmy się… - szepnęłam, a po policzku spłynęła mi jedna niewinna łza.
     - Będzie dobrze, jeszcze się pogodzicie. Czasem są takie małe kryzysy w przyjaźni. To jak w miłości. Czasem jest lepiej, a czasem gorzej.
     Głaskał moją głowę, która była u niego na kolanach. Leżałam wzdłuż kanapy i wpatrywałam się z dołu w Davida twarz.  
     - Może coś zjemy? – spytałam, na co on spojrzał na mnie.
     - Jasne. – szepnął, po czym wstałam i poszłam do kuchni nakładać posiłek, a za mną podążał David, siadając do stołu.

     Wieczór. W kominku się pali, wokół nas świece, a my w ciszy sączymy ciepłe wino z dodatkiem goździków i plasterkiem cytryny. Aromat był nieziemski, a tak uspokajał, że coś. Kompletnie zapomniałam o dzisiejszej kłótni z Meg. Może też dzięki temu, że David mnie pocieszał? Że uspokajał mnie? Możliwe.
     - Jutro tata będzie… - westchnęłam do ukochanego.
     - Nom. Ale wszystko się ułoży.
     Siedząc obok Davida, swoje nogi miałam na jego, a on mnie trzymał swoich ramionach. Obydwoje wpatrywaliśmy się w ogień w kominku, który mocno się palił, po podłożeniu kolejnych kawałków drewna.
     - Kocham cię. – szepnęłam do Davida, odstawiając kieliszek na stół i siadając mu przodem na kolana. Przegryzłam delikatnie jego płatek ucha.
     On lekko się schylił całując mnie, również odstawił naczynie, swobodnie wędrując swoimi dłońmi pod moją koszulką.
     - Nie wiesz jak bardzo ja cię kocham. – musnął moje usta David.
     Ja nie zważając już dalej na to wszystko wpiłam się w jego ciepłe i pełne usta, tracąc powoli zdolności do oddychania. Jego dłonie wodziły po moim kręgosłupie, łopatkach czy szyi, zdejmując już niepotrzebny ze mnie górny materiał. Byłam przed nim w samym czerwonym staniku i dolnych częściach garderoby. On lekko uśmiechając się, nawet nie spojrzał jak normalny, zwykły facet w mój biust, tylko przyglądał się moim tęczówką, po czym pocałował mnie w usta.  David jest taki niezwykły, umie jednym gestem mnie podniecić, co robi wielkie wrażanie. Ale nie zaprzeczę, ja chyba tak samo na niego działam.
     Gdy byłam przed nim w samej bieliźnie, a on miał na sobie jeszcze spodnie, w końcu zobaczyłam w jego oku tą iskierkę. Wiedziałam, że zaraz się rozluźni i zrobi ze mną co chce, tak jak to uwielbiałam. W nim się zagotowało, a po chwili leżałam na stole, wcześniej przewracając kieliszki na ziemię, które wylądowały na białym dywanie i zabrudziły go. David całował mnie po całym ciele, pragnąc mnie coraz bardziej, a ja jęczałam z zachwytu, chcąc go jeszcze bardziej mieć przy sobie. Gdy byłam wolna, wstałam i zaczęłam odpinać jego spodnie, ściągając je, w czym on mi trochę pomógł. Teraz oboje byliśmy w bieliźnie. Obydwoje czekaliśmy tylko na jedno. Ja jak najbardziej umiałam, seksownie powoli spuszczałam ramiączka od stanika, przy czym ukochany się tylko przyglądał. Widziałam jak jest już podniecony, ale to mnie nie wyrwało z równowagi. Po chwili podeszłam do niego, a on niespodziewanie, rzucił się na mnie niczym lew na mięso. David całował mnie po dekolcie, szyi i brzuchu. Po chwili usłyszałam trzaśnięcie, a potem cisza. Niedługo potem zobaczyłam Łatka przy swojej misce. Nieco się wystraszyłam, ale potem wszystko wróciło do normy.
     - Co tu się dzieje?! – ktoś spytał, gdy David akurat miał mi odpinać stanik.
     Ja nie mogąc uwierzyć kto to, po zidentyfikowaniu głosu, odwróciłam się powoli i spojrzałam w miejsce, gdzie David od dłuższego czasu się patrzał.
     - Tata… - szepnęłam, niedowierzając.
     - Co to ma znaczyć!?! – krzyknął, na co ja się wystraszyłam.
     - Tato, proszę cię… - ściszyłam głos, podtrzymując swoją górną część bielizny.
     - Idź się ubierz, ale już! – powiedział wściekły.   
     Ja prędko pobiegłam do góry, zostawiając samego Davida z moim ojcem. Jak najszybciej zaczęłam wkładać na siebie ubrania. Nie mogłam zwlekać, musiałam wiedzieć o czym tata gada z Davidem.
     Zeszłam na dół, a tam mój ukochany siedział na kanapie i miał twarz w dłoniach, a tata stał nad nim i krzyczał,  ale nawet nie mogłam zrozumieć co.
     - Tato, daj mu spokój. – szepnęłam za nim.
     - Nie odzywaj się i idź do samochodu, jedźmy do domu.
     - Ale tu są moje rzeczy. – odpowiedziałam
     - Nie dyskutuj, jutro po nie przyjadę. – teraz zwrócił się do Davida. – A ty masz się więcej do Alex nie zbliżać. – wrzasnął i oboje wyszliśmy.
     Tak bardzo nie chciałam wychodzić i zostawiać go załamanego, samego i smutnego. Było mi źle, nie chciałam jechać z ojcem, ale wiedziałam, że sprzeczka z nim nic mi nie da, a może też znacznie pogorszyć sytuację. Tego byłam w stu procentach pewna. On by nawet siłą mnie zawiózł do domu, choćby nie wiem co. 























ROZDZIAŁ 27

   

     Siedziałam w swoim pokoju i płakałam. Za oknem była ciemność, a na tle księżyca od czasu do czasu można było spostrzec latające nietoperze. Tak chciałam być teraz przy Davidzie. Zastanawia mnie cały czas co on musi czuć, jak on to widzi.
     Jest trzecia w nocy, nie chcę spać, nie chcę jeść, nie chce pić, nie mam ochoty na nic. Chcę jedynie ramion mojego ukochanego. Jego słów, jego bicia serca, jego gestów i porannych buziaków w czoło.
     Bolało mnie to, jak ojciec na to wszystko zareagował. Choć, nie dziwię się. Zobaczył nas w dość niekomfortowej sytuacji. Jednak jego wykład gdy tylko przyjechaliśmy do domu, był straszny. Mówił, że nie pozwoli mi nigdy więcej zobaczyć się z Davidem, że on nie jest dla mnie. Tłumaczył mi jak ja mogłam tak mu się dać, tak szybko się z nim przespać. I wiecie co się dowiedziałam? Mój tata przyjechał tak szybko, bo ojciec Davida go o tym wszystkim poinformował. Nie mogłam uwierzyć, ale pan Joseph nigdy mnie nie lubił, więc… żadna nowość.
     - Alex! – wszedł ojciec o szóstej do pokoju. – Ty nie spałaś? – spytał.
     - Po co? – odburknęłam, nie patrząc na niego.
     - Patrz jak do ciebie mówię. Nie udawaj pokrzywdzonej, bo to ci nic nie da! – krzyknął. – Oszukiwałaś mnie przez cały czas, gdy się pytałem jak relacje z Davidem, zawsze mówiłaś, że normalnie. Martwiłem się, że się nie lubicie, a tu proszę… co za niespodzianka! – krzyknął z sarkazmem.
     - Tato, daruj sobie. Ja go kocham!
     - Oj nie, kochana, tak do mnie nie będziesz mówić. Ta, i tak na pewno niedługo ci przejdzie, jak z tym całym Adamem.
     - Tak, ty najchętniej byś chciał, abym była do końca życia z tobą w domu. Abym sprzątała ci, gotowała i prasowała. Chciałbyś abym się z zestarzała, nigdy nie czując miłości do swojej drugiej połówki. Chciałbyś abym ci służyła, abym była na każde twoje zawołanie.
     - Nie mów tak! – rozkazał. – Nie chcę tak, bo mam kogoś. Ale ty młoda panno, jesteś jeszcze za młoda na jakikolwiek związek, a tym bardziej z mężczyzną o dziesięć lat starszego od siebie.
     - A co ci to przeszkadza?
     - To, że nie pozwolę, aby jakikolwiek dupek przyklejał się tak do ciebie. Jesteś młoda, piękna, a on? Niedługo dobije mu czterdziestka, a ty akurat skończysz studia. Myślałaś o tym? – spojrzał na mnie, a ja się nie odzywałam. – No właśnie, a teraz ja idę do pracy. Nigdzie mi dziś stąd nie wychodź, rozumiesz? Masz być w domu. A właściwie, David i tak będzie w pracy. Więc… - nie skończył zdania i wyszedł.

     Siedziałam na parapecie i wpatrywałam się w ludzi na ulicy. Patrzałam na ludzi w pobliskim parku, na osoby stojące na przystanku, aby pojechać do pracy. Na taksówkarzy, czyhających  na klientów. Na młode matki wchodzące do sklepu po zakupy. Na ptaki latające wokół koron drzew. Za oknem wydawało się, że wszystko jest takie wesołe, a w środku w domu wszystko było takie ponure. Jakby świat się walił, jakby całe dojście światła do mojego pokoju było przerwane przez króla ciemności.
     Podeszłam do swojego łóżka i padłam na nie. Chciało mi się spać, ale nie potrafiłam zasnąć z myślą, że straciłam go i może na długo.

     *Oczami Williama*

     Będąc w firmie i powoli przyzwyczajając się do dawnego klimatu biura, wiele osób mi się bacznie przyglądało, a gdy wszedłem do gabinetu Davida, wszyscy uważnie próbowali coś zobaczyć. Co to będzie. Widocznie o wszystkim wszyscy wiedzieli, tylko nie ja.
     - Przywiozłeś rzeczy Alex, jak prosiłem? – spytałem, stojąc niedaleko jego biurka.
     On podniósł swoją twarz znad papierów i patrzał.
     - Tak. – nie był w najlepszym humorze, ale mam nadzieję, że zrozumiał, że nie miał prawa do Alex.
     - I przypomnę ci jeszcze raz. Nie zbliżaj się do mojej córki, bo ci te jaja urwę. Spróbuj jej tylko dotknąć. Ja tego nie rozumiem, jak nie masz kogo rżnąć, to przynajmniej nie rób tego na córce kolegi z pracy. Idź sobie do burdelu i tam sobie kogoś znajdziesz.
     - Will, ja… nie ważne. – zaczął, ale nie skończył. Widocznie nie miał ochoty na rozmowę ze mną.
     - Więc, nie ruszaj jej. – dodałem. – Pamiętam, że miałeś tą Beth. Nią się lepiej zajmij.

     *Oczami Davida*

     Po wyjściu ojca Alex, jeszcze bardziej nie mogłem się skupić na pracy. Wszystko się mieszało, nie potrafiłem nawet już przeczytać liter na kartkach. To było wszystko takie żenujące. Ale tak kochałem Alex. Jedyna, niepowtarzalna i moja. Delikatnie uniosłem ramkę z rysunkiem, na którym namalowała nas i zacząłem wspominać.
     Ten jej wspaniały uśmiech, tak wyraziste oczy, tak delikatne dłonie i ten mały, zadarty nosek.
     Tylko ona miała ten swój charakter. Taki spokojny, czasem drażliwy, a niekiedy podniecający. Ten jej styl bycia, te jej pomysły, ten zwariowany, a zarazem kuszący charakter. Z każdym dniem, od kiedy u mnie zamieszkała, wiedziałem, że nie będę potrafił się jej oprzeć. Nie będę umiał nie spojrzeć na nią wzrokiem, którym nie powinienem. Byłem świadomy, że prędzej czy później zrobię coś pod wpływem impulsu.
     Teraz jestem na siebie zły i to strasznie. Nie mogę sobie wybaczyć, że posunęło się tak daleko, będąc z nią. Że na każdym kroku chciałem przy niej być. To jest po prostu nie dopuszczalne.

     *Oczami Alex*

     Minął miesiąc. Zaczęła się szkoła, zaczął się i porządek dzienny. Jak uważa mój ojciec i Meg, zamknęłam się w sobie. Jakby ich to obchodziło. Mam już dość wszystkiego. Tęsknię za Davidem, nie widziałam go od tamtego czasu. Nie wiem co się z nim dzieje. Kocham go i nie mogę przestać. Nie jest z nim tak jak z Adamem. Minęło trzydzieści dni a tu nic, żadnych oznak zapomnienia. Ciągle myślę o nim i tylko o nim. Na każdym kroku mi to przypomina moje ciało. Gdy tylko przyglądam się sobie w lustrze. Delikatnie dotykam miejsc, próbując się poczuć tak jak wtedy, gdy on wodził swoimi dłońmi po mojej nagiej skórze. Tak bardzo kochałam to.
     - Alex… - wszedł tata do pokoju, gdy stałam w samej bieliźnie przed lustrem. – Może zejdziesz na dół zjeść coś? – spytał jak najspokojniejszym głosem.
     - Nie chcę. -  szepnęłam spokojnie, nie otwierając oczu spod mojej hipnozy.
     I wyszedł, a ja dalej zanurzając się w głąb moich myśli, analizując każde moje spotkanie z Davidem. Przypominałam sobie o każdych chwilach razem.






















ROZDZIAŁ 28

     Kolejne dni, następne samotne noce. W moim życiu nic się nie dzieje, żadnych ciekawych wydarzeń czy niespodzianek. Wszystko jest monotonne i neutralne. Szkoła? Gdy ojciec rano mnie do niej zawozi, uciekam. Nie chcę być razem z  nimi, z tymi idiotami. Gdy tylko nasz nauczyciel zadzwonił do mojego taty, to ojciec zaczął mnie odprowadzać do samych drzwi szkoły, ale i tak zaraz stamtąd wychodziłam. Nie potrafiłam tam normalnie funkcjonować.
     Może i się zmieniłam, jak to mówią moi najbliżsi, ale jaka to teraz różnica. Może jestem inna niż wcześniej. Mniej szalona, zabawna czy  odważna, ale po co to komu, skoro nie ma się z kim robić tych rzeczy. Nie ma Davida, nie ma mojego świata, bo zabrał go ze sobą. Całą moją duszę, całe moje serce.
  
     Jestem w parku. Świeci przeraźliwie słońce, a na dworze jest co najmniej dwadzieścia stopni ciepła w cieniu. Na niebie nie ma żadnej chmurki, co sprawia, że na wielu twarzach ludzi panuje szeroki uśmiech.
     Przyglądając się tym wszystkim ludziom, stwierdziłam, że kompletnie nie pasuję do tego świata, do tych ludzi i zwyczajów. Czuję się źle, pośród tych wszystkich szczęśliwych twarzy.
     Rozglądając się na wszystkie strony, uważnym wzrokiem spoglądałam na praktycznie wszystko. Po chwili zauważyłam jego, będącego w swoim samochodzie, stojącego na światłach. Nie widział mnie. Teraz chciałam do niego pobiec, ale wiedziałam, że było by to bez sensu. Jego mina wyrażała, hmm… spokój. Żadnych właściwie emocji nie pokazywała. Była normalna, bez wyrazu. Tak bardzo chciałam go przytulić i powiedzieć tyle rzeczy. To było w tej chwili nie do pomyślenia.

     Siedziałam w domu, przyszła do mnie Meg.
     - A może pójdziemy na imprezę? Co!? – zaczęła zadawać pytania, a ja spoglądałam na zachodzące słońce za oknem, kompletnie nie zwracałam na słowa przyjaciółki. – Wiem, pewnie myślisz, że ojciec nie pozwoli, ale jednak… mylisz się. Rozmawiałam z nim i zgodził się bez dwóch zdań.
     - Nie chcę. – szepnęłam słyszalnie.
     - To może zakupy? Ostatnio widziałam taką śliczną sukienkę. Tobie pewnie też by się spodobała. – mówiła jak najęta, ledwo zwracając na mnie uwagę, bardziej marząc o jakiś ubraniach, mając nadzieję, że pójdę z nią i kupi sobie wymarzony ciuch. – Albo widziałam śliczne botki na jesień, prześliczne. Zamszowe w kolorze ciemnego brązu. Albo nie uwierzysz, co widziałam na wystawie w sklepie obok Manhattanu. Pamiętasz, co ci się podobał ten granatowy płaszczyk, a nie było twojego rozmiaru? Okazało się, że jest nowa dostawa i jest twój rozmiar.  
     - Meg, nie mam ochoty na żadne dzisiaj wyjścia. – westchnęłam.
     - Oj daj spokój. Siedzisz tyle czasu w  tym domu, ile tak można. Chodź, rozerwiemy się.
     - Nie chcę, dlaczego chcesz mnie zmusić?! – powiedziałam nieco wkurzona.
     - Alex, nie możesz przez całe życie być tutaj. Rozluźnij się, nie zadręczaj.
     - A pomyślałaś może dlaczego się zadręczam? Przez was wszystkich. Przez ojca, ciebie…
     - Przeze mnie? – zdziwiła się.
     - A kto ciągle wmawiał mi, że David nie jest dla mnie. Że nie mogę go kochać, co? – patrzałam na nią. – No właśnie.
     - Wiem, byłam starsza.- zaczęła się tłumaczyć, po czym usiadła obok mnie. – Ale będzie dobrze, wszystko się ułoży. – szeptała do mnie i wtuliła mnie w siebie, a ja położyłam swoją głowę na jej ramię i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałam.

     Kolejny dzień, dziś ojciec zmusił mnie do pójścia do szkoły. Nauczyciele mają mnie pilnować, abym nie wyszła. Tez może nie jest to ich zadanie, ale będą się starali. W każdym razie wiem, że ojciec im zapłacił, więc nie mają wyjścia.
     - Alex, jak tam po wakacjach? – podeszła do mnie Ashley ze soją świtą. – Słyszałam, że poderwałaś sobie jakiegoś przystojniaka… Oh, biedacto, rzucił cię? Tak mi przykro. Może ja się za niego wezmę, był słodki, gdy widziałam was razem w centrum handlowym. – zrobiła żenującą minę pieska, która niby miała to wszystko zironizować.
     - Nie mam ochoty gadać. – i spróbowałam pójść, jednak jej ekipa zatrzymała mnie.
     - Zaczekaj, nie skończyłam jeszcze.
     - Ale ja tak. – odburknęłam, na co jej świta zrobiła coś w stylu „uuu…”
     - Nie zaczynaj lepiej. A co do tamtego tematu, to się nie dziwię, że cię rzucił. Kto by chciał mieć taką tłustą i obleśną świnię za dziewczynę. – wybuchnęła żałosnym śmiechem.
     Ja jak najszybciej wyminęłam ich i poszłam na dwór, uciekając z ostatnich trzech lekcji. A ci idioci nauczyciele myśleli, że im nie zwieję. Kompletni debile.  

     Pałętałam się samotna po osiedlu, niedaleko boiska. Usiadłam na jednym spróchniałym pinu, daleko osadzonym w rzadkim lesie. Z górki, patrząc na boisko, przyglądałam się czterem, młodym chłopakom. Mieli po jakieś dwanaście lat i grali w koszykówkę. Cieszyli się życiem, a mi aż zachciało się płakać. Oni nie mieli problemów, byli wolni od całego tego szajsu. Też bym tak chciała, nie mieć zmartwień.

     *Oczami Davida*

     Jak co dzień wróciłem do pustego domu. Nie pachniało w nim już obiadem, świeżymi kwiatami, zerwanymi dopiero z ogrodu, nie czuć było perfum mojej ukochanej, nie było słychać głosu na dzień dobry . Po prostu nicość. Za oknem Beth przy koniach. Powróciła do pracy. Nie ma co, nie mogłem jej już tak przetrzymywać w niepewności.
     Położyłem teczkę zaraz przy sofie, przez co z kieszeni marynarki wyleciała mi komórka i wpadła pod komodę. Zaraz się schyliłem i zacząłem szukać telefonu, macając ręką podłogę. Po chwili poczułem coś, ale to było miękkie. Wyciągnąłem z pod szafki i spojrzałem. Były to czerwone z koronki figi, które należały do Alex. Nie mam pojęcia skąd się tu wzięły. Zacisnąłem je mocniej w dłoni, przypominając sobie tamte chwile z nią. Tamten wieczór, gdy pogoda za oknem była jak huragan, a my w domu przy kominku, na miękkim i puszystym dywanie, namiętnie się kochaliśmy, nie mogąc przestać. Ja oszołomiony jej wrzaskami, ona zadowalająca się moimi ruchami. Ja dawałem z siebie wszystko, a ona pokazywała mi jak jej się podobało, ściskając swoje dłonie na moich plecach. To było nieziemskie, a zarazem takie nienaturalne, lecz prawdziwe. Pamiętam jak tamtego wieczoru ją pragnąłem, wtedy to było niepojęte, teraz tym bardziej nie mogę tego pojąć. Nawet zacząłem się zastanawiać czy to było realne, czy to się serio stało. Jednak ten kawałek jej garderoby oznacza, że stało się.





















ROZDZIAŁ 29

     *Oczami Alex*

     Ostatnio źle się czuję i podejrzewam, że przez to, że nic nie jem. Czasem okej… zjem kawałek chleba czy coś, jednak… nie mam ochoty na nic. Boli mnie głowa, czuję się, jakby mi pękała. Był to nieznośny ból, który w ogóle nie chciał ustąpić.
     Jest listopad, pierwszy dzień tego miesiąca. Ciepło ubrana wybrałam się na cmentarz. Tą tradycję przyjęłam z środkowej europy, gdzie ludzie tam tak robią. U nas nigdy nie było takiego święta i myślę, że może to i dobrze? Choć, nie wiem. U nas jest halloween, w którym nigdy nie biorę udziału . A na przykład w europie nie. No, nie ważne. Nie jest to temat, który musze rozważać.  
     Wychodząc z ojcem, szliśmy piechotą. Nie odzywaliśmy się do siebie, nie było po co i  o czym  rozmawiać.
     Stawiając znicz na zimnej trawie, modliłam się, aby mieć siłę. Aby wszystko się ułożyło, bym każdego dnia budziła się z uśmiechem i myślą, że mam przy sobie bliską osobę. Kogoś kto mnie kocha i szanuje. Kogoś, dla kogo mam żyć. Oczywiście pomodliłam się za mamę, to akurat normalne, ale chciałam aby może ona mi trochę pomogła.

     Nie zwlekając dłużej, idąc w stronę wyjścia z moim ojcem i mijając wiele nagrobków, w oddali zauważyłam go. Davida. Znów.  Ze swoimi rodzicami i innymi bliskimi. Tak bardzo chciałam do niego pobiec, przytulić, ale wiedziałam, że nie wypada. Choć, właściwie co ja mówię. Nie wypada? Kocham go jak szalona, nie mogę wytrzymać bez niego, a nagle przytrafia mi się szansa, że mogę do niego pójść? Wiem, jestem głupia, ale musiałam stamtąd odejść. Nawet dlatego, że był obok mnie ojciec.  Wiedziałam, że mój ukochany był na grobie nijakiej Julii. Właściwie… On, David gdyby mnie jeszcze kochał, sam by cokolwiek zrobił, aby się ze mną zobaczyć, a ja...? Niewiele mogę. Ojciec nie jest jakoś chętny do tego, aby godzić się na takie rzeczy.
     - Alex. Idziemy. – zaapelował tata, gdy zauważył to co ja.
     Nie mówiąc nic, szłam z nim. Ostatni raz spojrzałam na zakręcie w stronę Davida. Był obrócony i wpatrywał się we mnie. Niedługo po tym już go nie widziałam.

     Pałętając się w kuchni i jedząc, co wpadło mi w ręce, zastanawiałam się, co mnie nakłoniło teraz do takiego apetytu. Nigdy chyba tak nie jadłam, a tym bardziej nie mówiąc o kurczaku z jogurtem. No, ale dobra. Czasem mam takie dziwne zachcianki.
     Gdy byłam zmęczona, poszłam do salonu, aby się położyć, ale niestety ojciec siedział i oglądał telewizję, więc postanowiłam, że pójdę do góry. Jednak nogi nie chciały okazać posłuszeństwa. A po chwili była głucha ciemność.

     Ktoś mnie szturchał i ocucał po policzkach.
     - Alex… Alex… - mówił donośnym głosem nie znany mi jeszcze mężczyzna. – No w końcu… - odetchnął z ulgą, gdy otworzyłam oczy. – po chwili okazało się, że był to mój ojciec. – Jak się martwiłem. Pojedziemy zaraz na pogotowie.
     - Nie, po co? – szepnęłam.
     - Kochanie, serio boję się już o ciebie. Raz przez trzy dni nic nie jesz, a raz zejdziesz na dół i pochłaniacz pół lodówki. Może to być bulimia, albo… nie wiem… Boję się. Ciągle chodzisz smutna i przygnębiona, co powinno już dawno ci minąć. Jedziemy. – zażądał i poszedł się ubierać, a ja z przeraźliwym uciskiem na mózg szłam za ojcem.

     Będąc u doktora Jolley’a, ojciec czekał na zewnątrz gabinetu, a ja siedziałam w środku. Wszędzie było biało, a naokoło można było czuć ten specyficzny zapach, który zawsze jest w każdych szpitalach, przychodniach czy prywatnych gabinetach.
    Pan Jolley wyglądał na minimum pięćdziesiąt lat. Miał brodę oraz wąsy. Gęste i mocne brwi, wielkie okulary na nosie i łysą głowę. Na twarzy można było zobaczyć wiele grubych i widocznych rys. Gdy lekarz siedział przy biurku można było spostrzec garb, który ma od siedzenia oraz obolałe od pracy ręce.
     - No dobrze, jak masz na imię młoda panno? – spytał ciężkim tenorem doktor.
     - Alexandra, ale mówią mi Alex. – zaapelowałam.
     - No dobrze, a ile masz lat?
     - Osiemnaście.
     - Okej, teraz powiedz jaki jest twój problem. – ciągnął, abym opowiedziała mu.
     - Właściwie to nie wiem, ojciec mnie tutaj przyprowadził. Ale powiem panu, co ojciec mówił. Niby raz przez trzy dni mogę w ogóle nie jeść, potem jednego dnia mogę zjeść pół lodówki jedzenia. Czasem boli mnie głowa, że wytrzymać nie mogę. Czasem uciska mnie aż w żołądku, ale myślę, że to od tego, że jem nieregularnie, ale jaka to różnica.

     Jechaliśmy z ojcem w ciszy. Wiedziałam, że tata w środku się gotuje. Nie może wytrzymać, a ja? Co ja miałam powiedzieć w tej chwili? Nie czułam się lepiej. Było to nie pojęte.
     - Muszę ci coś powiedzieć. – szepnął ojciec.
     - Co jest? – zdziwiłam się, że chce coś jeszcze mówić.
     - Będąc we Włoszech, poznałem kogoś. Mówiłem chyba już tobie o tym… - westchnął. – Zaraz po przyjeździe tutaj, chciałem abyśmy się wyprowadzili do Włoch. Znalazłem tam znacznie lepszą pracę, mieszkanie i…
     - No i?
     - Myślałem, że zaraz jak tu przyjedziemy, wyjedziemy tam. Ale teraz nie chciałem tobie mówić, gdy byłaś taka… smutna. Nie byłoby to zbyt dobre posunięcie, więc postawiłem na teraz. Tylko powiedz mi, chcesz ze mną wyjechać, czy pojechać do Davida i powiedzieć mu o ciąży? Być z nim.
     - Ja nie wiem, co on powie na to… - szepnęłam.
     - Będzie dobrze. Teraz… hmm… właściwie nie mam co ci zabraniać. On ma prawo wiedzieć o dziecku, a też ktoś musi je wychowywać, wiec…
     - Rozumiem. – westchnęłam przygnębiona.
     - Ale teraz jest zrozumiałe dlaczego nic nie jadłaś, choć powinnaś jak najwięcej jeść.
     - Widzisz, ale to i tak wszystko przez ciebie… Depresja sama się nie tworzy, zawsze jest przyczyna.
     - Tak i nie wiesz jak mi przykro. Ale zobaczysz, będzie lepiej.
     - Tato, a jeśli on nie będzie mnie już chciał? Jeśli powie, że nie chce tego dziecka? – zaczęłam pytać o obawy, które chodziły mi po głowie.
     - On cię kocha i od czasu gdy zabrałem cię do siebie, zmienił się i to bardzo.
     - Aha…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz