sobota, 29 września 2012

Love Forbidden Rozdział 6 - 10

ROZDZIAŁ 6

     „Jeśli będziesz myślał tak jak teraz, to będziesz miał to co masz. Jeżeli zmienisz swoje myślenie, zmienisz to, co masz.”

     Pakując się w dwie walizki, zastanawiam się co robi teraz Adam. Ciekawe czy myśli o mnie, tyle co ja o nim. Dalej nurtuje mnie pytanie „Dlaczego się nie odzywa?”. Niepokoję się, przecież mogło się coś mu stać.
     Pakując kolejne spodnie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam po schodach by nieznany mi jeszcze gość nie poszedł. Okazał się nim być listonosz. Wręczył mi kilka kopert po czym odszedł. Zaczęłam przekładać koperty i szukać czegoś, co może być dla mnie. Rachunki, do taty, do taty… oo, coś dla mnie. Zobaczyłam, z Wielkiej Brytanii. To ADAM!!! Na pewno to on.
     Szybko pobiegłam do swojego pokoju, wcześniej zostawiając resztę kopert na stole w kuchni. Usiadłam na ziemi, opierając się plecami o łóżko i szybko rozerwałam mój list i zaczęłam czytać jej zawartość.
     „Hej Kochanie. Nie mam pojęcia jak zacząć ten list. Zapewne zauważyłaś, że zmieniłem numer. Tak będzie lepiej, jak nie będziemy się już kontaktować. Może mniej to będzie bolało? Nie wiem czy uda mi się wyjechać z kraju, są na to marne szanse. Więc chcę abyś ułożyła sobie życie z kimś innym. Dla nas nie ma już szans, po prostu nie ma. Wiem, że ranię cię przy tym, ale miłość na odległość nie ma szans. Wiedz, że na zawsze będę cię kochał, jesteś dla mnie wszystkim.”
                                                              Adam
     Rozpłakałam się, nie mogłam uwierzyć w ten list, te słowa. Nie umiałam przyjąć ich do wiadomości. Tak bardzo bym chciała, by okazały się głupim żartem, totalną pomyłką.
     Zaraz zaczęłam szukać adresata na kopercie, by mu odpisać. By powiedzieć mu jak bardzo go kocham, jaki jest dla mnie waży. Jednak nie znalazłam. W tej chwili czułam się jak stary, nikomu niepotrzebny i wyrzucony na śmietnik but. Nie umiałam tego opisać, tego co czułam. Płakałam, płakałam jak nigdy, a ze mną płakało niebo.
     Wybiegłam z domu i popędziłam w deszczu do parku. Usiadłam na ławkę i starałam to zrozumieć. Jednak nie umiałam, nie chciałam tego rozumieć. To było gorsze od… nie wiem…od tekstów Ashley, jej zachowań. Mogła bym całe lata znosić jej odpały, ale nie odejście Adama, a tym bardziej słowa, które przed chwilą przeczytałam. Osoby którą tak bardzo kochałam, z którą przeżyłam swój pierwszy raz, która pokazała mi uroki miłości, która dała mi sens życia. To Adam był moim pierwszym chłopakiem i zawsze chciałam by był ostatnim.
     Była już późna godzina. Gdzieś dwudziesta pierwsza. Mogę się założyć, że tata mnie już szuka. Jednak nie obchodziło mnie to, chciałam teraz tylko Adama. Tylko jego, nikogo innego. Marzyłam o tym by poczuć ponownie jego pocałunki, jego dotyk, by usłyszeć jego głos. Wszystko co było z nim związane.
     - Alex? – ktoś spytał, a ja lekko uniosłam głowę i zobaczyłam stojącego nade mną Davida, z gazetą nad głową, którą próbował się chronić przed deszczem.
     - Dajcie mi spokój. – powiedziałam.
     - Twój tata do mnie dzwonił i mówił, że cię szuka. Powiedział, że jak cię zobaczę mam dzwonić. Co ty tu robisz? – spytał.
     - Nie twój interes. – odpowiedziałam oschle.
     - Trzymaj. – zawiesił swoją marynarkę na moje gołe ramiona, a ja się w nią wtuliłam, bo była taka ciepła. – Poczekaj, zadzwonię do twojego taty i powiem mu, że wszystko okej.
     Patrzałam w ciemną przestrzeń przede mną. Dalej nie mogłam nic zrozumieć. Jak ma się walić, to od razu wszystko. Teraz można zobaczyć jakie moje życie jest okropne. Jestem nikim.
     - Chodź, pójdziemy na razie gdzieś do kawiarni na herbatę byś się ogrzała, a potem do domu. Twojego taty jeszcze nie ma, więc musimy czekać.
     Powoli ruszyliśmy, nic nie mówiąc, weszliśmy do najbliższej kawiarni. I to był ten sam lokal, do którego chodziłam z Adamem. Usiedliśmy w kącie Sali. Nikt nie mógł nas tam zauważyć.
     - Proszę, to menu.  – podszedł kelner, wręczając nam karty z daniami.
     Spokojnie przewracałam kartki, szukając czegoś na co mam ochotę. Jednak nic nie chciałam. Nie miałam na nic chęci. Na wszystkie dania, napoje, które patrzałam dostawałam mdłości. W tej chwili wszystko było dla mnie obrzydliwe. Takie bez smaku, bez aromatu i koloru.
     - Co byś chciała? – spojrzał na mnie David.
     - Nic. – odpowiedziałam, zamykając menu i odsuwając je od siebie.
     - Musisz coś wziąć, przynajmniej herbatę by się ogrzać.
     - Nie chcę.
     Po chwili podszedł kelner, pytał się co chcę, jednak odpowiedziałam, że nic. David zamówił dwie herbaty i coś tam jeszcze. Błagam tylko, żeby jedna z tych herbat nie była dla mnie, bo naprawdę nie chcę.
     Patrząc się przez okno kawiarni, przyglądałam się ludziom, którzy chcieli się uchronić przed deszczem, starali się schronić przed mokrymi, słonymi kroplami. Przyglądając się pogodzie, która była na zewnątrz, można było stwierdzić, że właśnie tak wygląda moje życie. Szare i nudne. Każdy mnie nie chciał, tylko czasem byłam potrzebna. Wykorzystywali mnie.
     - Powiesz mi co się stało? – szepnął David, patrząc na mnie.
     - Nie chcę o tym rozmawiać.
     - Powiedz, może ulży ci. – zapewniał.
     Może ma racje. Może powinnam komuś się wyżalić, powiedzieć co mi jest. Dlaczego tak się zachowuję.
     - Ostatnimi czasy wszystko się psuje. – zaczęłam, powstrzymując płacz, co mi się nie udawało. – Mój chłopak, z którym byłam ponad rok musiał wyjechać. Został deportowany  i teraz ma małe szanse na powrót. Powiedział, że będzie dzwonił, pisał. Jednak zmieniło się to po miesiącu. Zmienił numer i raz napisał list, który dziś doszedł do mnie, że to koniec. – zaciągnęłam się powietrzem i wytarłam w rękaw David’a marynarki moje łzy.
     - Faceci często są takimi dupkami. – mówił. – On po prostu nie rozumie kobiet. Nie wie, jak bardzo cię krzywdzi takim zachowaniem.
     - Ale ja go kocham. Jest dla mnie wszystkim. On był moim pierwszym chłopakiem i tak bardzo chciałabym by był ze mną. Zawsze na niego mogłam liczyć, tylko on mi pomagał. Tata tylko ciągle praca, praca. Moja przyjaciółka mieszka po drugiej stronie miasta, więc często też się nie widujemy.
     - A w szkole nie masz żadnych koleżanek? – spytał, przerywając mi.
     - Nie.. tam mnie wszyscy nienawidzą. Żebyś wiedział jakie mi świństwa robią. Ale to już nie ważne… Cieszę się tylko, że już jest koniec roku szkolnego.
     - Będzie dobrze. – powiedział.
     - Jasne. – rzuciłam oschłym tonem.
     - Zobaczysz.

     Rozmawiając tak, po chwili przyszedł kelner stawiają dwie herbaty i jedną zamówioną kanapkę.
     - A teraz napij się i zjedz. – zarządził David.
     - Nie chce. – odparłam, osuwając od siebie talerzyk z jedzeniem.
     - Proszę cię. – szepnął, przysuwając w moją stronę naczynie.
     Ugryzłam kęs i niemal się nie porzygałam. Naprawdę nie chciałam nic, czułam się teraz jak anorektyczka. Nie chciałam nawet patrzeć na jedzenie. Po chwili ugryzłam ponownie i nie wytrzymałam, szybkim tempem pobiegłam do toalety. Wszystko zwymiotowałam, dosłownie. Czułam się okropnie. Kręciło mi się w głowie.
     - Alex, jesteś tu? – usłyszałam Davida, za drzwiami.
     - Tak, tutaj. – wyszeptałam bez sił.
     - Może pojedziemy już do domu? – spytał.
     - Za chwilę, nie mam siły wstać. – oparłam głowę o drzwi kabiny.
     - Otwórz. – powiedział.
     Przekręciłam zamek, a on po chwili był przy mnie i wziął na ręce. Po czym poszliśmy do samochodu. Pojechaliśmy prosto do domu, a ja dalej nie mając siły, nie wstawałam, tylko ponownie kolega mojego taty, musiał wziąć mnie na ręce i zanieść prosto do mojego królestwa. Położył mnie na łóżko i zszedł na dół porozmawiać z tatą.


























ROZDZIAŁ 7

     „To dziwne, czy wiesz? Ktoś odchodząc zabrał ze sobą niebo…”

     Był u mnie lekarz. Okazało się, że mam zatrucie pokarmowe i jestem bardzo osłabiona. Dziś już jadę do David’a. Kompletnie mi się nie chce. W tej chwili jestem jak leniwiec. Nic mi się nie chce, wolno się ruszam, ciągle śpię. Jestem jak sflaczały glut, jak flaki z olejem.
     - Masz już rzeczy spakowane? – spytał tata, wchodząc bez pukania do pokoju.
     - Tak. – odpowiedziałam, wskazując na walizki leżące na ziemi.
     Mój ojciec wziął bagaż i zniósł na dół, prosto do samochodu Davida, po czym przyszedł po mnie.

     Siedząc z Davidem w samochodzie, ciągle myślałam o liście Adama. Nie chciałam by się to właśnie tak skończyło. Byśmy rozstali się w taki sposób. W ogóle nie chciałam byśmy się rozstawali. Zawsze myślałam, że będziemy ze sobą zawsze, że skończę szkołę, potem z nim zamieszkam i wszystko się ułoży… jednak może za bardzo wszystko wyolbrzymiałam? Za dużo oczekiwałam? Nie mam pojęcia, jednak nie myślałam, że nasz koniec będzie taki okrutny.
     - Jutro z samego rana zawiozę cię na zakończenie roku. – powiedział mój towarzysz, przerywając moje przemyślenia.
     - Jasne. – odpowiedziałam krótko, po czym ponownie skierowałam swoją głowę w stronę okna.

     Znajdowaliśmy się na przedmieściach La Presa. Mojego rodzinnego miasta. Gdy zaczęła zmieniejszać się liczba domów za oknem, David wjechał w niedługi wjazd, po czym zaparkował na posesji z małym brąz domkiem. Nie było to coś ogromnego, coś niezwykłego. Zwykły dom ze stajnią dla jakiś dwóch-trzech koni.
     - Lubisz jeździć konno? – spytałam Davida, wskazując na konie.
     - Tak, uwielbiam. – teraz zaczął z innej beczki. -  Jest już trochę późno, więc może pójdziemy do domu. – wskazał na drzwi.
     - Okej. – zatrzymałam go. – Poczekaj, wezmę swoje bagaże.
     - Nie, zaraz ja je wezmę. – zaapelował. 

     Weszliśmy do jego mieszkania. Dom? Może i mały, ale jaki przytulny. Taki skromny, ślicznie ustrojony, aż miło patrzeć.
     - Wiem, nie jest to coś nadzwyczajnego, ale…
     - Piękny. – szepnęłam.
     - Tak nawiasem. – zaczął. – Dwa razy w tygodniu przychodzi taka pani Marina sprzątać, bo sam bym nie dał rady i codziennie jest dziewczyna, ma na imię Beth, która opiekuje się moimi końmi.
     - Okej.
     - A teraz chodź, pokaże ci twój pokój. – zaapelował, po czym ruszył po drewnianych schodach, a ja zaraz za nim.
     - Tutaj jest twój pokój. – otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą.
     W pokoju było przytulnie. Ściany były okryte ciemną brąz tapetą w kwiaty. Podłoga była zrobiona z parkietu, a łóżko było ogromne, jak dla dwóch osób. W moim prawdziwym domu nigdy nie miałam czegoś takiego dla siebie. Po chwili zauważyłam, że w moich nowych czterech ścianach znajduje się balkon, nie duży, ale taki w sam raz na spędzanie na nim ciepłych, nocnych wieczorów. Po środku pomieszczenia znajdował się w jasnym odcieniu brązu dywan, który delikatnie kontrastował z resztą wystroju.
     - Śliczny.
     - Cieszę się, że ci się podoba. – powiedział zadowolony z mojej reakcji.
     - Tutaj jest łazienka.- otworzył jedne z drzwi na korytarzu.
     Łazienka była w odcieni zieleni. Znajdowała się wanna, prysznic, umywalka i ubikacja. W rogu stał wysoki, liściasty kwiat, a na środku łazienki był ciemno zielony dywanik.
     - I jak coś, tutaj jest mój pokój. – wskazał, ale już nie otwierając.
     - Okej.

     Gdy byłam już rozpakowana, mój… mój…(nie wiem kim on jest dla mnie) znaczy taty kolega, zawołał mnie na kolację. Zeszłam do czerwonej kuchni i usiadłam przy stole. Miałam przed sobą talerz z jedzeniem i obok gorący kubek herbaty. Patrząc na to, znów odechciało mi się  jeść. Miałam wrażenie, że zwymiotuję.
     - Nie jestem głodna. – powiedziałam, trzymając dłonie między udami.
     - Proszę cię, to chociaż wypij herbatę. – szepnął z przekonaniem.
     - Dobrze, a mogę ją wziąć sobie do góry? – zapytałam, mając nadzieję, że się zgodzi.
     - Jasne. – powoli zaczęłam wstawać. – Aha, jeszcze jedno. O wpół do ósmej wyjeżdżamy stąd. Nie wiem o której się budzisz, więc…
     - Nastawię sobie budzik.

     Owinięta wielkim kocem, siedziałam na zimnych kafelkach na balkonie. W rękach trzymając jeszcze gorący kubek herbaty, rozmyślałam nad wszystkim. Każda myśl, która mi wpadła do głowy, szybko wylatywała. Wszystkie były absurdalne. Nie miały sensu. Jednak to co wywnioskowałam z tego wszystkiego, to, to, że musze zapomnieć o Adamie. Muszę. Koniec kropka. Będę próbowała mniej o nim myśleć, albo wcale. (Jeśli w ogóle jest to możliwe.)
     - Alex, czemu siedzisz na ziemi? – usłyszałam za sobą szept Davida.
     - Bo mi tu dobrze – odpowiedziałam.
     - Przeziębisz się. Chcesz znów chorować? – spytał. – Proszę cię, wstań z tej ziemi i chodź do domu.
     - Jak tam sobie chcesz. – wstałam lekko naburmuszona. 
     Odłożyłam koc na krzesło i poszłam pod kołdrę.
     - Noo, to dobranoc. – powiedział na odchodne, a ja już się nie odezwałam.
     Z pewnej strony lubię Davida, ale z drugiej to czasem on mnie irytuje.

     Wstałam rano, zachwycona dzisiejszym dniem. Ostatni dzień szkoły. Koniec lekcji, sprawdzianów, szkoły i oczywiście Ashley.
     Ubrałam się dziś nieco odświętnie, jak na ten dzień. Założyłam sukienkę, która była mi przykrótka, ale ładnie się układała na biodrach. Miała nie duży dekolt i składała się z klasycznych kolorów. Czerń i biel. Uwielbiałam ją.
     Gdy kończyłam się malować, do pokoju wszedł David.
     - Gotowa? – spytał, mając w jednej dłoni teczkę, a na drugiej zegarek, na który właśnie zerkał by sprawdzić godzinę.
     - Już. – domalowałam kreskę Eye Linerem i odłożyłam ją za stołem obok mnie.

     Siedzieliśmy w samochodzie, w zupełnej ciszy. Po chwili jednak on przerwał ten spokój.
     - O której kończysz?  - zapytał.
     - Dziś mam krótko. Kończę o jedenastej. – zaapelowałam.
     - Więc taksówka będzie na ciebie czekała pod szkołą, ja niestety pracuję do szesnastej, więc nie będę wstanie cię odebrać. – poinformował.
     - Jasne. – odparłam, po czym David podjechał pod szkołę, a ja wysiadłam z jego czarnego BMW.







ROZDZIAŁ 8

     „Czujesz się osamotniony? Postaraj się odwidzieć kogoś, kto jest jeszcze bardziej samotny.”

     Ostatnie kroki w tej szkole. Ostatnie złowrogie spojrzenia. Ostatnie dokuczanie. Wszystko się kończy dzisiejszego dnia. Nie będzie tego wszystkiego, tej ich nienawiści wobec mnie, tej arogancji i brak taktowności do osób, które należy darzyć szacunkiem.  
     Idąc w stronę wyjścia szkoły, zaczepiła mnie Ashley. Jak zwykle ona.
     - Ej, Alex. – zaczepiła. – Do zobaczenia za rok wywłoko. – powiedziała, na co mi już przeszły ciarki.
     Próbując zignorować jej słowa, ruszyłam do taksówki, która już na mnie czekała.

     Nie wiedziałam co robić w tym domu, więc postanowiłam pooglądać telewizję w niemałym salonie. Co do samego pomieszczenia, może powiedzieć jedno. WOW. Kanapy ze skóry, na środku biały dywan, a w rogu kominek. Wszystko było takie urocze.

     Czas mijał niemiłosiernie wolno. Jeśli teraz mi jest tak nudno, to już się boję jak to będzie przez całe lato. Postanowiłam wyjść na dwór. Przy koniach stała ta… jak jej tam? Elizabeth? Chyba tak.
     Przyglądając się jej pracy, zaczęłam się zastanawiać, co tak naprawdę nakłoniło Adama do napisania tak głupiego listu, jak ten. Dalej myślałam o nim. Nie umiałam o nim nie myśleć. Wiem, że z czasem zmieni się to, jednak teraz nie umiem. Kompletnie.
     Po chwili dziewczyna zauważyła mnie, podchodząc do płotu, który odgradzał konie.
     Ona, piękna szatynka o ciemnych oczach i nieskazitelnej cerze.
     - Hej, a ty…? – spytała.
     - Jestem Alex, będę przez najbliższe dwa miesiące tu mieszkała. – powiedziałam, lekko się uśmiechając, by nie pomyślała o mnie jako o sztywniarze.
     - Aha. – była nieco oschła w stosunku do mnie.
     - Ty tu pracujesz, prawda?
     - Tak. A teraz słuchaj. – była poważna, nie wiedziałam o co jej chodzi. – Tylko spróbuj się tknąć Davida, a nogi z dupy ci powyrywam. On jest mój! Rozumiesz?! Czy przeliterować? – wysyczała przez zęby, niczym wąż, a raczej żmija.
     - O co ci chodzi? On kompletnie nie jest w moim typie, tym bardziej, że jest ode mnie starszy o czternaście lat. – dziwna ta dziewczyna.
     - Ale ostrzegam.

     Nic nie mówiąc odeszłam. Moje myśli były różne. Nie wiedziałam o co jej może dokładnie chodzić.

     Nudziło mi się dalej, więc postanowiłam coś ugotować. Nie wiem czy to był najlepszy pomysł, ale skoro nie mam nic do roboty, to czemu by nie?
     Postanowiłam, że zrobię spaghetti, coś łatwego, a zarazem dobrego. Gdy skończyłam robić obiad, włożyłam w dwa talerze obiad i jeden zaraz sama zjadłam. Właściwie tylko trochę przełknęłam, resztę zostawiłam, bo nie chciałam.
     Zachciało mi się spać, więc postanowiłam pójść się położyć. Zasnęłam w oka mgnieniu.

     Ktoś mną potrząsał, co nie wywołało u mnie dobrych reakcji. Po chwili gwałtownie wstałam i pobiegłam do łazienki, gwałtownie wymiotując do ubikacji. Powinnam chyba jeść lekko strawne potrawy, a nie makaron z sosem. Bardzo mądre.
     - Alex, nic ci nie jest? – zapytał David, który nade mną stał.
     - Wyjdź, proszę. Nie patrz. – szepnęłam.
     - Nie. – chwycił moje włosy, by mi nie spadały na twarz, gdy po raz kolejny zwymiotowałam.
     - Dzięki. – powiedziałam, gdy był już koniec mojej scenki rzygania. Fu…
     - Musze to robić, jesteś pod moją opieką. A teraz pójdziesz do łóżka i będziesz tam tak długo aż wyzdrowiejesz. Przyniosę ci butelkę wody, bo podczas zatrucia trzeba dużo pić. – chciałam coś powiedzieć, jednak on mi przerwał. – Nie ma, ale. Nie masz wyjścia.
     Umyłam zęby, po czym udałam się do swojego pokoju, zakładając jedynie zwiewną, przydługą koszulkę. Kurde, on zachowuje się jak mój ojciec.

     - I jak, lepiej ci? – spytał David, wchodząc do pokoju.
     - Tak. A powiedz… - zaczęłam.
     - Tak?
     - Smakowało chociaż tobie? – uniosłam lekko twarz, by spojrzeć na niego.
     - Było pyszne, bardzo mi smakowało, ale ty nie możesz takich rzeczy jeść. Dobrze? – widać, że był przejęty.
     - Dobra. Nudzi mi się. – szepnęłam.
     - To jak chcesz, to pójdziemy na dół i pooglądamy jakiś film, co ty na to? – spytał.
     - Lepsze to, niż siedzenie tutaj samej. – powiedziałam, odkrywając się i wstając na równe nogi.
     Nagle zobaczyłam jak David się na mnie patrzy. Potem zobaczyłam, że jestem w samej koszulce. Mądre.
     - Jaki film? – przerwał.
     - Obojętnie, ale jakiś ciekawy.
     - Co ty na to, by obejrzeć „Całkiem zabawną historię”?
     - Może być.
     Wzięłam na dół swoją kołdrę i butelkę wody. Okryłam się i usiadłam obok Davida.
     Film? Śmieszny. Opowiada o chłopaku, który chce się oderwać od codzienności i idzie do szpitala psychicznie chorych, by odpocząć. Jednak zamiast relaksu i spokoju odnajduje tam mentora i swoją miłość. Ciekawe.

     *Oczami Davida*

     Zasnęła, mając swoją głowę na moich kolanach. Była taka urocza, gdy spała. Jej wargi lekko dygotały, ręce ułożone do snu pod głowę, delikatnie dotykały mojego uda, a zagubione kosmyki włosów samotnie zwisały na jej twarzy. Delikatnie odgarnąłem jej włosy, by ponownie widzieć jej zamknięte powieki. Była taka idealna i spokojna. Nagle się obróciła, co spowodowało, że jej twarz była na wprost mojej klatki piersiowej. Nie mogłem się powstrzymać i ostrożnie jeździłem swoimi palcami, po jej nagim ramieniu. Jedna myśl ciągle krążyła w mojej głowie. Szkoda, że ona ma tylko siedemnaście lat. Gdyby była chociaż trochę starsza.

     *Oczami Alex*

     Rano obudziłam się w swoim łóżku i zadawałam sobie jedno pytanie, jak ja się tutaj dostałam. Jednak od razu padł mi na myśl David. Zapewne on mnie tutaj przyniósł, bo właściwie kto inny?
     Dziś jest sobota, zastanawiam się, co dziś będę robiła. Jak dzisiejszy dzień ma wyglądać podobnie do poprzedniego, to ja dziękuję.    
     Wstałam, po czym w samej piżamie zeszłam na dół. Będąc za rogiem, zauważyłam, że David smaży naleśniki. Ostrożnie podeszłam do niego od tyłu, stanęłam na palcach i gdy mnie nie widział, pocałowałam go w policzek.
     - Witaj. – powiedziałam. – Dzięki za zaniesienie mnie wczoraj do pokoju, ale mogłeś mnie obudzić, przecież mogłam pójść sama, a nie, że ty się musiałeś męczyć. Przecież nie jestem lekka.
     - Daj spokój. – obrócił się, mając na twarzy uśmiech. – Słodko spałaś, to po co miałem cię budzić?
     - Wiesz co ci powiem…? – zaczęłam do niego mówić, siadając przy tym do stołu. On spojrzał na mnie, więc kontynuowałam. – Ta twoja dziewczyna od koni jest dziwna. – zaapelowałam.
     - Ja ją lubię. Mój ojciec kiedyś nawet zasugerował, bym wziął się za nią. – zaśmiał się.
     - A dlaczego wtedy…?
     - Bo nie umiał bym jej traktować jak swoją partnerkę. Lubię z nią spędzać czas, czasem jest u mnie wieczorami i oglądamy filmy czy jeździmy na koniach, ale nic więcej. – powiedział, po czym postawił mi talerz z naleśnikami przed nosem
     - Aha.
     - Dobra, to co dziś robimy? – spytał, siadając obok mnie i jedząc naleśnika.
     - Co proponujesz? – zapytałam.
     - Jeździłaś kiedyś na koniach?
     - Nie, ale się boję. W każdym razie sama. Nie wiem czemu. Po prostu nigdy nie jeździłam i w ogóle.
     - Nauczę cię, ale dziś możemy razem na jednym. – zasugerował.
     - Okej.





ROZDZIAŁ 9

     „Zawsze znajdzie się ktoś, kto cię skrytykuje i wyśmieje.”

     Nie widziałam co na siebie ubrać, skoro mamy iść na konie. Postanowiłam zatem założyć czarne rurki, zwykłą ciemną koszulkę i martensy.
     - To co? Gotowa? – spytał David, zaglądając przez drzwi.
     - Jasne.
     Spojrzałam na niego i nie mogłam uwierzyć, pierwszy raz go widziałam w jeansach, ciemnych, wręcz czarnych spodniach. Jednak nie powiem, wyglądał dalej tak przystojnie jak w garniturze. Kurde, co ja gadam? No, ale przyznam się bez bicia jednak, był cholernie przystojny.
     Poszliśmy wolnym krokiem do stajni. Przeskoczyliśmy płot i ruszyliśmy do jednego, czarnego ogiera.
     - Cześć. – powiedział David do stojącej obok brązowej klaczy, Beth.
     - Hej. – uśmiechnęła się do niego, po czym spojrzała na mnie ze złowrogą miną.
     - Umiesz wsiadać na konia? – spytał, patrząc na mnie.
     - Nie. – speszyłam się, byłam teraz zła na siebie, że nie posłuchałam trzy lata temu mamy i nie zapisałam się na jazdy konne.
     - No dobra. Podejdź tutaj. – podeszłam do niego i konia. – Pierwszą nogę zawieś na puślisk.
     - Na co? – spytałam zdziwiona, nie wiedziałam o co mu chodzi.
     Usłyszałam tylko za mną śmiech Beth.
     - Na to do nóg. – pokazał uśmiechając się, wiedziałam, że w duszy śmieje się ze mnie. Zawiesiłam jedną nogę na to co mi pokazał. – A teraz wskocz na konia, zawieszając drugą nogę o puślisk po drugiej stronie.
     - Nie dam rady. – powiedziałam, bojąc się tego.
     - Dasz, dasz. – zaapelował.

     Bałam się jazdy na koniu, nic nie wiedziałam o nich. Widziałam jak Elizabeth ciągle się ze mnie śmiała, jak David się uśmiechał zadziornie na moje pomyłki. Nie, nie irytowało mnie to. Bardziej bolało. Najchętniej chciałam stamtąd uciec i po pewnym czasie właśnie tak zrobiłam, pobiegłam do domu, do swojego pokoju. Nie mogłam patrzeć, jak mnie wyśmiewają. Co ja zrobię, że nie wiem co to puślisk czy czaprak.
     Weszłam w moje cztery kąty i nakluczyłam drzwi, chciałam być sama. Po chwili po policzku spłynęły mi łzy. Nie chcę by takie były moje wakacje, podobne do roku szkolnego.
     - Alex, otwórz. – usłyszałam głos Davida, za drzwiami.
     - Nie chcę. – odchrząknęłam.
     - Proszę cię.
     - Nie!
     Nie chcąc go dalej słuchać, schowałam swoją głowę pod poduszki. Nie wiem czemu, ale to jak oni mnie teraz traktowali było gorsze od całorocznego przezywania mnie przez Ashley. Bolało mnie to. Czułam się jak potrącony kot, który resztkami sił próbował jeszcze coś zrobić, ale był na tyle poraniony i bezsilny, że odszedł.

     Siedziałam długo w pokoju, prawie do końca dnia. David co jakiś czas przychodził, ale mówiłam mu by sobie darował. Jednak wieczorem musiałam wyjść do ubikacji. Jeść? Nie chciało mi się. Po prostu musiałam skorzystać z toalety.
     Załatwiłam się, obmyłam twarz i wyszłam, jednak na korytarzu trafiłam na Davida.
     - Co jest? – spytał.
     - Daj mi spokój. – odpowiedziałam, próbując go wyminąć, jednak on mi na to nie pozwolił.
     - Powiedz mi? – zrobił słodką minkę, która i tak w tej sytuacji na mnie nie zadziałała.
     - Co!? To, że ze swoją koleżanką mnie wyśmiewaliście, że nic nie umiem o  koniach? Że nie umiem na nie wsiadać? Że nie wiem co to są te puśliska? Daj mi spokój. Idź może jeszcze trochę się pośmiać. – zaproponowałam zirytowana jego zachowaniem. – To było przecież takie zabawne, proszę bardzo.
     Udało mi się go wyminąć i wejść do pokoju, jednak nakluczyć już nie.

     *Oczami Davida*

     I co mam jej powiedzieć? Nie powiem prawdy. To by było zbyt żenujące. To, że sobie wyobrażałem ją nago?  I uśmiechałem sam do siebie, tylko dlatego, że wyobrażałem sobie jej długi, zgrabne nogi i płaski brzuch. Nie chciałem ją okłamywać, ale też nie miałem innego wyjścia.
     Wiem, jestem okropny, ale pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło. A to, że jestem od niej te kilka lat starszy nie obchodziły mnie w tamtym momencie. Jednak wiem, że nie mogę. Nie mam prawa nawet jej tknąć.
     - Przepraszam cię. – powiedziałem, gdy weszłam do jej pokoju.
     - Daj mi spokój.
     - Proszę cię, uwierz mi, nie z ciebie się śmiałem. Po prostu…
     - Daruj sobie.

     *Oczami Alex*

     Niedziela? Równie nużąca, w każdym razie dla mnie. Niby między mną, a Davidem jest już okej, ale jednak taki opór.
     - Pojedziemy dziś na zakupy? – spytał, patrząc na mnie przy śniadaniu.
     - Mam inny wybór? – spojrzałam na niego oschle.
     - Masz, możesz tu siedzieć i mieć wszystko dalej gdzieś. Jednak po prostu myślałem…
     - Dobra. – powiedziałam.
 
     W drodze do największego centrum handlowego w San Diego, żadne z nas się nie odezwało. Byłam tylko zadowolona, że to jest krótka droga. Jakieś dwadzieścia kilometrów.
     - To może pierw pójdziemy po zwykłe zakupy, a potem każde pójdzie w swoją stronę i o siedemnastej się spotkamy? – spytał, gdy wysiadaliśmy na zadaszonym parkingu w Galerii.
     - Okej.
    
     Będąc już wolna, chodziłam po centrum i oglądałam się za jakąś letnią sukienką. Mijając wiele szyb z wystawami, nic konkretnego nie upatrzyłam. Wszystko wydawało się takie same, monotonne. Każda sukienka była podobno do kolejnej następnej.
     Będąc na ostatnim piętrze, przy ostatnim sklepie, zobaczyłam śliczną, mocno czerwoną sukienkę. Lekko u dołu ozdobioną małymi kwiatkami i z niewielkim dekoltem.
     Weszłam do środka sklepu, wzięłam ją i poszłam do przymierzalni. Jednak gdy zobaczyłam cenę, po prostu myślałam, że padnę. Dwieście dolarów? Kto takie ceny wymyśla.
     - Szkoda. - szepnęłam, odwieszając sukienkę po przymierzeniu.
     Była taka cudowna ta sukienka, taka idealna, wyglądała jakby była szyta specjalnie na mnie.

     Gdy wróciliśmy do domu, poszłam do swojego pokoju z paroma zakupionymi ubraniami. Wypakowałam je, po czym położyłam na odpowiednie miejsce. Poszłam do ubikacji, umyłam się, po czym wyszłam owinięta ręcznikiem, podążając do swojego pokoju.

     Będąc w bieliźnie, chodziłam po pokoju, ogarniając swoje porozrzucane i nie poukładane rzeczy.
     Zastanawiałam się nad zaproszeniem Margaret do mnie, tylko nie wiem czy David nie będzie miał niczego przeciwko, by moja przyjaciółka mnie odwiedziła. Chciałam bardzo się z nią zobaczyć, pogadać.

     Siedząc na łóżku, kolejnym tematem moich rozmyślań był Adam. Nie mogłam o nim zapomnieć, choć tak bardzo chciałam. Nienawidzę go tak bardzo, że aż go kocham. Byłam upiornie na niego zła za ten list, za tamte słowa, jednak się nie rozpłakałam. Koniec z tym.
         
    



ROZDZIAŁ 10

    „Przypadek jest tym, co losowi wypada z rąk.”

     Rozmyślań nadszedł koniec, gdy do pokoju zapukał David.
     - Proszę. – pierw powiedziałam, potem pomyślałam. Byłam w samej bieliźnie, jednak na od cofanie było zapóźni, on wszedł, a gdy mnie zobaczył leżącą na łóżku w samych skąpych figach i staniku, nieco się zawahał.
     - Sorki. – szybko zeskoczyłam z łóżka i owinęłam się ręcznikiem.
     - Słuchaj, mam coś dla ciebie… - zaczął i nagle zza pleców wyciągnął jakąś ciemną siatkę. – To dla ciebie, na przeprosiny za tamto.
     - Nie musiałeś. – powiedziałam, zdziwiona, a po chwili na twarzy pojawił mi się lekki uśmiech, ponieważ byłam oszołomiona jego gestem.
     Podał mi ją, po czym lekko uchyliłam i zobaczyłam tą samą sukienkę, którą mierzyłam dziś w galerii. Tą cholernie drogą i tak strasznie piękną.
     - Dziękuję, dziękuję, dziękuję. – zaczęłam piszczeć, po czym przytuliłam się do niego i zawiesiłam swoje ręce na jego karku. – Dziękuję, i jeszcze raz dziękuję. – widziałam jak się za rumienił.
     Pocałowałam go w policzek, jednak trochę mi się to nie udało i lekko musnęłam jego usta, po czym skrępowana oddaliłam od niego swoją twarz, jednak spojrzałam w jego oczy. Mina mi zżęła.  Przez długą chwilę patrzeliśmy sobie w oczy, on był taki… taki… śliczny. Jego oczy, błyszczały niczym mieniący się diament w promieniach słonecznych. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale przybliżyłam ponownie swoje usta do jego warg i musnęłam je kolejny raz, po czym po prostu się w nie wpiłam. Były takie ciepłe, takie delikatne. Po chwili on również mnie całował, równie namiętnie jak ja jego. Nasz języki tworzyły przeróżne kształty, dotykając się. Czułam się chciana, kochana .
     - Stop. – przerwał to David, osuwając się ode mnie. – Wow. – chyba nie mógł się otrząsnąć po tym.
     - Ja przepraszam. – zaczęłam trochę panikować. – Ja nie chciałam, ja… obiecałam, że więcej tego nie zrobię, w każdym razie świadoma. Naprawdę przepraszam. Ja… - po policzku aż poleciała mi łza, dokładnie nie wiem z jakiej racji, ale po prostu byłam zła na siebie, że nie dotrzymałam obietnicy i go pocałowałam.
     - Ejj, nie płacz. – powiedział, po czym mnie w siebie wtulił. – Zdarza się chwila słabości. To też trochę moja wina.
     Była chwila ciszy, po chwili otrząsnęłam się z przed parominutowej sytuacji. Nie mogłam się tym przecież aż tak przejmować, w końcu to tylko pocałunek, tak?
     - Dziękuję za prezent jeszcze raz. – teraz po prostu pocałowałam go w policzek. – A skąd wiedziałeś, że akurat ona mi się spodoba?
     - No wiesz…
     - Śledziłeś mnie?! – zdziwiłam się, ale uśmiechnęłam. – Ej… - szturchnęłam go w ramię już rozluźniona.
     - No co? I tak zbytnio nie miałem co robić.
     - A tak właściwie co mamy dziś zamiar robić? No wiesz, jest niedzieli wieczór… może film?
     - Znów? – spytał zdziwiony. – Przecież ostatnio oglądaliśmy.
     - Masz inny pomysł? – patrzałam na niego wyczekująco.
     - Właściwie nie, ale może horror tym razem?
     Skrzywiłam się na ten rodzaj filmu, nie lubię strasznych filmów, wręcz boję się, ale co mi tam, lepsze to, niż siedzenie w pokoju samej.
     - A jaki? – spytałam.
     - Droga bez powrotu. – sam tytuł nawet dużo mówi.
     - Tylko ja… ja… się trochę boję horrorów.
     - Nie będzie źle. Zejdź za pięć minut, ja przygotuje coś do zjedzenia i film, a ty się ubierz. – spojrzał na mnie, a ja się zarumieniłam, przypominając sobie , że jestem w samej bieliźnie.
     - Okej. – odpowiedziałam.

     Oglądaliśmy film, cholera, bałam się, naprawdę się bałam. Pierwsze sceny mogły już pokazać wiele. Zerknęłam w pewnym momencie na Davida, on był rozluźniony i ani trochę się nie bał. Wyglądał, jakby oglądał jakiś nudny, romantyczny film.
     - Aaaaaa…. – krzyknęłam, gdy na ekranie była krwawa scena.
     - Spokojnie. – szepnął David, spoglądając na mnie.
     - Boję się. – zacisnęłam zęby.
     - Chodź tutaj. – rozłożył ręce, a ja się do niego przysunęłam i wtuliłam w jego tors.
     Ja trzęsłam się ze strachu, może dlatego, że nigdy nie oglądałam horrorów? Nie wiem, ale okropnie się czułam. Nie lubiłam taki filmów, gdzie zabijają. Sam fakt mi się nie podoba, gdy w jakiejś produkcji filmowej występuje krew.
     - Nie chce oglądać. – szepnęłam.
     - To tylko film.
     - Ale nie chcę. – powiedziałam, gdy była połowa filmu.
     - Dobra.
     David wyłączył telewizor, po czym spojrzał na mnie, jednak nic nie powiedział.
     - Mam pytanie, mogę? – zapytałam.
     - Jasne.
     - Mogłaby  by jutro do mnie moja przyjaciółka przyjechała?
     - Jasne, nie ma sprawy. – uśmiechnął się.
     - Dziękuję. – cmoknęłam go w policzek, po czym bez zapowiedzi ruszyłam do swojego pokoju.
     - Dobranoc. – powiedział za mną, a ja odpowiedziałam tym samym.

     Noc? Okropna. Po tym filmie w ogóle nie mogłam spać, ciągle się budziłam i bałam się. Miałam wizje, że zaraz mi coś wyskoczy zza okna. Wszędzie było ciemno, a ja z każdą myślą więcej, coraz bardziej bałam się.
     Jak bym mogła, to najchętniej przytuliła bym się do Davida. Poszła bym do niego spać. Dlaczego nie do Adama? Bo o nim chcę zapomnieć, a ta pierwsza osoba o której pomyślałam jest blisko mnie. David przynajmniej jest fajny, miły i spokojny. Choć właściwie o Adamie wcześniej też tak myślałam. No, ale nie ważne.

     Zaczęłam chodzić po domu, z kąta w kąt. Bałam się, przechadzałam się po korytarzu, gdy nagle z pokoju Davida, wyszedł on sam. Wystraszyłam się i to cholernie.
     - Aaaaaa…. – pisnęłam na cały dom.
     - Alex? Czemu nie śpisz? – spytał zaspany.
     - Boję się. – szepnęłam, wtulając się w niego, a on mnie delikatnie objął.
     - Po tym filmie? – spytał.
     - Tak. – potrząsnęłam głową. – Nie chcę spać sama. – zaapelowałam.
     - Mała… - wyszeptał, chyba był w dość kłopotliwej sytuacji, bo co ma zrobić?
     - Dobra, idź spać. Jutro masz pracę, nie przejmuj się. – odsunęłam się od niego, odwróciłam i pokierowałam się do swojego pokoju.
     - Alex… - wyszeptał David, będąc ze mną w pokoju. – Połóż się. – spełniłam jego prośbę, po czym on usiadł obok moich nóg na łóżku.
    
     Rozmawialiśmy trochę. Opowiadał mi różne historie, starał się mnie uspokoić. Widać, że żałował wyboru filmu, ale dobra. 
     Leżał obok mnie, jednak nie byłam w jego ramionach. Nie opierałam się o niego, po prostu byliśmy obok siebie. Jak znajomi, kumple. Tak jak powinno być.

     Rano poczułam promienie słoneczne i, że ktoś wstaje. Obróciłam się w drugą stronę i zobaczyłam wstającego Davida. 
     - Nie idź. - szepnęłam, nie myśląc.
     - Muszę iść do pracy. – powiedział.
     - Nie musisz. – przytrzymałam go za rękę i otworzyłam szerzej oczy.
     - Niestety, ale tak.
     - Proszę cię, co ja będę sama robić?
     - Przecież miała przyjechać do ciebie przyjaciółka. – przypomniał.
     - Jeszcze do niej nie dzwoniłam. – zaapelowałam.
     - Niestety Alex, muszę.
     - Ale wrócisz szybko, do mnie? – czy ja go podrywam? Tak to chyba wyglądało.
     - Postaram się. – odpowiedział.

     On mi się podoba, może powinnam się za niego wziąć jak radziła Meg? Może ona ma rację? David przecież jest taki kochany, słodki, uprzejmy, miły… mogła bym wymieniać tak cały dzień. Adama nie ma. Powiedział, że to koniec. Co ja mam zrobić? Nie chce kolejny czas użalać się nad sobą, chcę poczuć się znów kochana. Chcę znów poczuć się szczęśliwa. Co z tego, że David jest o te kilkanaście lat starszy. Jak to mówią, różnica wieku się nie liczy. Czy jakoś tak to idzie. Nie pamiętam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz