sobota, 29 września 2012

Love Forbidden Rozdział 11 - 15



ROZDZIAŁ 11

   „ Jak zechcesz walczyć, to walcz do końca.”

     Zaraz będzie u mnie Margaret. Musiała do mnie zadzwonić, bym ją nakierowała na tą posiadłość. Nie było łatwo, ponieważ dom Davida jest dość oddalony od centrum La Prase, gdzie mieszka Meg.
     - No w końcu. – krzyknęłam, gdy dojechała i wysiadła z auta moja przyjaciółka.
     - Hej. – wrzasnęła do mnie uradowana, podbiegając i ściskając mnie z uśmiechem, na co ja jej tym samym odpowiedziałam.

     Siedziałyśmy na kocu na trawniku. Rozmawiałyśmy, opowiedziałam jej o wszystkim ze szczegółami.
     - Ale jak to? Pocałowałaś go tak po prostu?
     - Trochę się zapomniałam. Ale nie wiesz jak on całuje, jest taki delikatny, spokojny.
     - A jak bardzo jest przystojny? W skali od jeden do dziesięć ile mu dasz?
     - Hmmm… dziewięć i pół.
     - A co z drugą połówką? – spytała.
     - Są pewne detale, które mi się nie podobają. Ale takie tam drobnostki.
     - Ile jest między wami różnicy wieku? – spytała, spoglądając na mnie.
     - Jakieś czternaście lat.
     - Uuu, to sporo. Ale co tam. Bierz się za niego.
     - Tylko boję się, ostatnio dziewczyna od koni, która tu pracuje, powiedziała, że nie mam się do Davida zbliżać, bo jak ona to powiedziała, „Nogi z dupy mi powyrywa.” Gdy go tylko dotknę…
     - Daj spokój, rywalizacja jest jeszcze lepsza. Tym bardziej z taką zołzą. Przeleć go, przecież nie jest to nic wielkiego, dziewicą nie jesteś, to w czym problem. Oczywiście, jak nie chcesz to nie. A co z Adamem?
     - Kazał mi zapomnieć to właśnie to robię.
     - Będąc z Davidem zapomnisz. Tylko czy to nie będzie tak, że będziesz chciała się nim tylko pocieszyć?– spytała.
     - Możliwe.
     - A co twój tata powie na to?
     - Nie wiem, nawet nie mam pojęcia czy mi się uda.
     - A jest on chociaż umięśniony?
     - Tak, ma taki kaloryferek. – powiedziałam zachwycona.
     - Uuu, to fajnie masz. Zabieraj się, co ci szkoda.
     - Masz rację.

     Ciągle myślałam o Adamie, jednak starałam się tego nie robić i mam nadzieję, że David mi w tym pomoże. Będę podrywać Davida. Chcę. Właśnie w tej chwili mam takie widzi mi się. Po prostu. To jest teraz mój cel.  

     Gdy tak rozmawiałyśmy na dworze przy ciepłym słońcu, przyjechał David. Gdy moja przyjaciółka go tylko zobaczyła, po prostu nie zamykała jej się z wrażenia buzia.
     - Jak ty się za niego nie weźmiesz, możesz mieć pewność, że będę przyjeżdżać tu codziennie. Ja się nim zajmę.
     - Bardzo śmieszne. – spojrzałam na nią.
     Nagle kolega mojego taty, gdy nas zauważył podszedł do nas.
     - Hej Alex, hej koleżanko Alex. David jestem. – przywitał się z moja przyjaciółką, podając jej rękę na przywitanie.
     - Margaret, ale mów mi Meg. – uśmiechnęła się moja przyjaciółka słodko, na co David lekko się zaśmiał.

     Gdy mój „opiekun” poszedł do domu, widziałam jak Meg chciała krzyczeć, ale robiła to w środku.
     - Błagam, on jest takim ciachem. – pisnęła.
     - Może.
     - Mówię ci, pójdzie ci z nim łatwo, jeśli o to chodzi. – powiedziała, gdy się uspokoiła.
     - Niby czemu? – spytałam.
     - Widać jak na ciebie patrzy. Idź nawet dziś z nim do łóżka, a jutro zadzwoń i mów jak było.
     - Zobaczę, nie wiem czy da się namówić.
     - Da się, zobaczysz. – nagle zaczęła inny temat. – Mam złą wiadomość. – przegryzła wargę. – Nie będzie mnie na twoich urodzinach. – no tak, zapomniałam, pojutrze mam urodziny.
     Raczej nigdy nie obchodziłam tej uroczystości, nie zapraszałam nikogo. Tylko zawsze była Meg i rodzice. I raz Adam.  
     - Czemu? – spytałam zdziwiona, po czym na mojej twarzy zawitała smutna mina.
     - Jadę do Nevady z ojcem. Przepraszam cię, ale w zamian za to, że mnie nie będzie, mam już dla ciebie prezent. To jest dla ciebie. – wyjęła z kieszeni coś.
     Otworzyłam prezent i się strasznie ucieszyłam. Bransoletka z wygrawerowanymi literami „BFF Alex and Meg”. Uściskałam ją mocno, po chwili mi pokazała, że na ręce również ma identyczną bransoletkę.

     Gdy moja przyjaciółka już pojechała, poszłam do salonu gdzie siedział David.
     - I jak tam? – spytał.
     - Dobrze. – powiedziałam, siadając obok niego. – Musisz jutro iść do pracy? – popatrzyłam na niego ze słodką miną. – Weź nie idź.
     - Muszę. – był uparty jak osioł.
     - Proszę. – usiadłam obok Davida.
     Teraz sobie pomyślałam, „teraz albo nigdy”. Nieco zestresowana, ale świadoma, wzięłam na jego kolano rękę, którą po chwili zacząłem wodzić po jego umięśnionym udzie.
     Chcę spróbować go zaciągnąć do łóżka, a co mi tam. Raz się żyje.
     - Alex co ty robisz? – spytał zdezorientowany. -  Proszę cię… Nie rób. – widziałam jak chciał.
     - Czego? – uśmiechnęłam się cwaniacko.
     - Dobrze wiesz czego.
     - Nie wiem, powiedz. – mój zadziorny uśmiech nie schodził mi z twarzy.
     Powoli dłonią jechałam ku górze. Nie panowałam nad sobą, ale teraz na to miałam ochotę. Zawsze robiłam co mi się żywnie podoba, gdy tylko nie było ojca. A teraz chciałam trochę poflirtować, źle? Nabrałam trochę pewności siebie, co nie zaszkodzi. Rzadko mi się to zdarzało, więc nie chcę tego stracić, może to jest moja jedyna szansa.
     - Alex, ręka… - szepnął.
     - Źle? – spytałam, idąc nią ku górze, prawie dotykając jego czułego punktu. Widziałam jak się zaczął podniecać.
     - Błagam cię. – powiedział przez zęby, bo chyba już nie wytrzymywał. Wziął swoją dłoń na moją, chcąc już ją odepchnąć.
     - Zamknij się. – wysyczałam.
     Po wypowiedzeniu moich słów, szybko usiadłam mu przodem na kolana i wpiłam się w jego usta. Nie wiedziałam czy będzie coś więcej. Jak się stanie tak będzie. Chciałam tego, więc po prostu robiłam to, czego akurat pragnęłam, a to właśnie on był moim obiektem pożądania w tej chwili.
     Całowałam go, jak tylko umiałam. Jedną rękę miałam na jego karku, a druga wędrowała przy zapięciu jego spodni, po czym moją dłoń wsunęłam  w  jego część garnituru, dotykając gumki bokserek, po czym zaczęłam delikatnie sunąc po jego czułym punkcie. Czułam jak coraz głębiej oddycha, jak coraz bardziej mnie chce. Jak swoimi dłońmi próbuje zbliżyć nas do siebie jeszcze bardziej. Wyjęłam rękę z jego spodni, gdy wiedziałam, że jest totalnie podniecony i przesunęłam obie ręce na kołnierzyk śnieżno-białej koszuli, po czym zaczęłam odpinać kolejno guziki. Po chwili on przewrócił nas tak, że leżeliśmy na kanapie, a on był na mnie.

     David spojrzał mi w oczy, pytając:
     - Na pewno? – spytał, odpinając powoli mój stanik.
     - Tak. – szepnęłam, przysuwając swoją twarz do jego i całując prosto w usta.

     Rano obudziłam się w łóżku Davida, po chwili uświadomiłam sobie co zaszło wczoraj. Było mi tak dobrze, taki wspaniale. Zwłaszcza dlatego, że on był taki delikatny, jego ruchy były powolne i bezbolesne, a każdy centymetr mojego ciała pożądał go. Nie umiem opisać tego słowami, to było zbyt piękne.

    


























ROZDZIAŁ 12

     Cisza przyjacielu, rozdziela bardziej niż przestrzeń. Cisza przyjacielu nie przynosi słów, cisza zabija nawet myśli.”

     Gdy David wrócił do domu był strasznie poważny, nic nie mówił. Był oschły wobec mnie. Między nami był dystans. Po tym wczorajszym? Najwyraźniej.  Bolało mnie to, to, że na pewno mu się nie podobało.  
     - Czemu nic nie mówisz? – szepnęłam do niego.
     - Alex, tamto… - nie skończył, bo mu przerwałam.
     - Było cudowne i sam dobrze, w każdym razie dla mnie, ale dlaczego mnie tak traktujesz? Dlaczego żałujesz?
     - Obydwoje wiemy, że nie powinno było się to zdarzyć, a jestem zły, dlatego, że mnie uwiodłaś. – był strasznie wkurzony, jego mina wyrażała wszystko.
     - David, ale… - myślałam, że się rozpłaczę i jednak nie myliłam się, po chwili ciekły mi gorzkie łzy po policzku.
     - Nie ma „ale”. – był zirytowany i krzyknął, nawet nie zwrócił uwagi na to, że płaczę. – Nigdy więcej. Ja mam się starać by tobie się nic nie stało, nic nas nie ma łączyć, rozumiesz…? Tamto było wielkim błędem i nie powtórzy się.- teraz kolejne słowa zaszokowały mnie bardziej niż cokolwiek innego, mówił z takim obrzydzeniem. -  To wczorajsze było zwykłym bzykaniem cię, nic więcej… może na początku opierałem się, ale potem pomyślałem „skoro sama pchasz mi się do łóżka, to czemu nie?” – nie wierzyłam w jego słowa, nie mogłam uwierzyć.
     Nie wytrzymałam i pobiegłam do swojego pokoju. Teraz już wiem, że z nim nie ma szans, a właśnie on mi się spodobał. Jego słowa uraziły mnie do potęgi. A jeszcze wczoraj dzięki niemu zapominałam o Adamie. Wszystko było takie lżejsze i przyjemniejsze. Jestem zła na Meg, że zachęcała mnie do tej całej szopki. Czuję się teraz strasznie upokorzona, a przecież dzisiejszej nocy było nam tak dobrze. On musiał wszystko zepsuć.

     Płakałam w niebogłosy, co chwilę pociągając nosem. Nie chciałam by tak to wszystko było, by tak to wyglądało. Byłam teraz zła na siebie, że wczoraj to zrobiłam, przeze mnie zepsułam to, co między nami było. Teraz on traktuje mnie jak ducha. Dogadywaliśmy się, spędzaliśmy razem naprawdę fajnie czas, a ja to w cholerę rzuciłam. Teraz na Davida patrzałam zupełnie inaczej, niż parę tygodni temu. Wtedy uważałam go tylko i wyłącznie za kolegę taty z pracy, a teraz? Coś w stylu „kochanek”? Nie. Obiekt pożądania? Może.

     Nie chciałam siedzieć w domu, schodząc po schodach, zerknęłam kątem oka do salonu. Był tam on, siedział i miał schowaną twarz w dłoniach, nie widział mnie, a ja po prostu wyszłam z domu.

     Chodziłam po jakiś ścieżkach, nie wiem. Nie było tu żadnych domów, nic. Po prostu szłam przed siebie, po pewnym czasie chyba się zgubiłam, ale miałam w tej chwili to gdzieś. Byłam zła na siebie, najchętniej bym już nawet nie wracała do Davida, do jego domu.

     *Oczami Davida*

     Nie mogłem wytrzymać. Byłem zły na siebie. Może za ostro zareagowałem? Nie wiem, ale byłem zły na siebie za wczorajsze. To co jej wykrzyczałem było nieprawdą i zły jestem na siebie, bo przecież jak ona musi się teraz czuć. A to jak z nią się kochałem…Przecież nie mogłem, nie miałem prawa. Jednak jej ciało, jej głos doprowadzał mnie do szału. Nie umiałem się powstrzymać. Tak bardzo chciałem ją w tamtym momencie poczuć. Nawet teraz chcę, chciałbym mieć ją przy sobie. Chciałbym ją kochać każdego dnia, wszystko. Zakochałem się, pierwszy raz po śmierci Julii. I nie mogę. Pamiętam jak pierwszy raz ją zobaczyłem, Alex, wtedy w parku, jak się przeze mnie przewróciła, wiedziałem, że jest wyjątkowa. Jej złość była taka prawdziwa, a mnie się to podobało w pewien sposób. Przypomina mi się też moment, gdy była pijana po imprezie mnie pocałowała, tak słodko i cudownie. Chciała już wtedy się ze mną kochać, jednak wtedy jeszcze działał mój mózg, a teraz? Czułem jak się rozpłynął, dla niej. Jestem chory, jestem chory z miłości. Kocham ją? Raczej nie, a może? Nie, raczej na to za wcześnie. Ale jestem Alex zauroczony. Boję się co powie na to jej ojciec. Nie, koniec tematu. Będę trzymał się od niej z daleka. Muszę.

     Ruszyłem do jej pokoju, by jej wszystko wytłumaczyć. Była już noc, ale miałem nadzieję, że jeszcze nie śpi.
     Delikatnie zapukałem, jednak nikt mi nie odpowiedział. Pewnie jest zła, więc odchyliłem lekko drzwi, nikogo tam nie zastałem.
     Zdenerwowałem się, nie było jej nigdzie, nie słyszałem by wychodziła, ale jednak. Musiała gdzieś pójść.
     - Alex! –krzyczałem jak opętany. – Alex! – nigdzie jej nie było.
     Zacząłem jej szukać na dworze, gdzie było już chłodno i ciemno. Gdzie ona mogła pójść, aż tak ją zraniłem? Możliwe.
     Jechałem samochodem na początku po ulicy, jednak nigdzie nie było oznak życia, tym bardziej, że padał przeraźliwy deszcz, co mnie jeszcze bardziej martwiło. Potem pojechałem po ścieżkach rowerowych w stronę lasu. Żadnej żywej duszy.  Jednak po chwili ujrzałem coś pod drzewem, wyostrzyłem wzrok i okazała się to Alex, skulona w głębi trawie.
     - Alex! – krzyknąłem, a ona lekko podniosła wzrok,  po czym jak zobaczyła, że to ja, pospiesznie wstała i wtuliła się cała mokra we mnie. – Tak się wystraszyłem. – szepnąłem do jej ucha.
     Podniosła twarz, by spojrzeć w moje oczy i lekko pocałowała mnie.
     - Przepraszam, nie powinnam była. Zgubiłam się i…
     - Ciii… - szepnąłem i podniosłem jednym palcem jej twarz.
     Jej twarz była cała mokra, a oczy smutne. Kilka włosów przyklejonych przez deszcz do jej zimnego policzka, a usta blade jak ciało. Prawie się zlewały te dwie barwy.
     Nie czekając dłużej, pocałowałem ją. Nie mogłem się powstrzymać.
     Teraz już wiedziałem, że będzie inaczej.
     Całowałem ją przeciągle, wplatając swoje dłonie w jej mokre od deszczu włosy. Jej wargi były chłodne, a ręce zimne. Była zmarznięta. Zakończyłem nasz pocałunek cmoknięciem w usta, po czym zdjąłem z siebie marynarkę, zdjąłem z niej jej mokrą bluzę i wtedy nałożyłem moją część garderoby na jej ramiona.   
     - Dziękuję. – szepnęła.
     - Przepraszam cię za to co powiedziałem, to była nie prawda. – byłem strasznie na siebie zły, bardzo. Po chwili dodałem: - Wsiadaj, pojedziemy do domu. – zaapelowałem, po czym wsiadłem do samochodu, a ona po chwili również to zrobiła.

     Tej nocy nie mogłem zasnąć. Ciągle myślałem o niej. Wyszedłem ze swojego pokoju, na progu ujrzałem Alex. Równie idącą w moją stronę.
     - Nie chcę spać sama. – powiedziała, podchodząc do mnie.
     - Może… - zacząłem.
     - Chcesz spać dziś ze mną? – spytała, lekko przegryzając swoje już zaczerwienione wargi.
     - Chodź do mnie. – szepnąłem.
    
     Spała obok mnie w moich ramionach. Była urocza i piękna. Nie umiałem przy niej zasnąć, po prostu nie potrafiłem.

     *Oczami Alex*

     Rano przebudziły mnie ruchy Davida. Zapewne wstawał do pracy. Lekko otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, był w samych bokserkach.
     - David. – szepnęłam. – Musisz iść do pracy? – spytałam.
     - Niestety tak.
     - Proszę ci, tylko dziś. – spojrzałam na niego smutnym wzrokiem, chciałam dodać, że dziś są moje urodziny, ale dobra.
     - Kochanie.- nachylił się nade mną. – Dziś nie mogę, nawet chyba będę do późna w pracy. Przepraszam cię. – cmoknął moje usta.
     - David, proszę cię.
     - Mała… - szepnął.
     - Dobra, nie to nie. – odwróciłam się i położyłam, otulając się kołdrą. Myślałam, że zaraz się rozpłaczę.
     - Ej, nie bądź zła. – położył się na chwilę za mną. – Jutro spełnię każde twoje życzenie, ale dziś…
     - No właśnie, ale ja chcę dziś.
     - Nie bądź zła. – nie odezwałam się. – No proszę. – delikatnie odsunął z mojego policzka kosmyk zagubionych włosów i jeździł swoim nosem po moim policzku, po czym pocałował mnie w niego. – Hej… Alex.

     Nie został, pojechał. W moje urodziny.









ROZDZIAŁ 13

     „Zarówno mężczyźnie, jak i kobiecie zakazana miłość sprawia przyjemność.”

     *Oczami Davida*

     Będąc w pracy ponad cztery godziny, zadzwonił jak co dzień ojciec Alexandry.
     - Halo? – spytałem.
     - Hej David, jak tam mała, dobrze się zachowuje? – spytał na wejściu.
     - Jak zawsze dobrze.
     - Mógłbyś zrobić coś dla mnie? Pojedź do mojego domu i zaraz przy wejściu w szafce jest prezent dla Alex na dzisiejsze urodziny. Masz klucze od mieszkania to nie ma problemu. Okej?– co?!
     - Dobra. – zaciąłem się.
     - Dzięki wielkie, miłego dnia.

     Cholera, temu dziś tak bardzo chciała bym został. Poszedłem jak najszybciej do ojca i powiedziałem, że już idę, że nie mogę zostać. Z firmy prędko wyszedłem, podążając do najbliższej galerii. Od siebie kupiłem śliczną, srebrną bransoletkę i do kompletu kolczyki, po czym pojechałem do Willa  domu i wziąłem paczkę, która była od niego.
 
     Podjeżdżając pod dom, nikogo nie było, tylko Beth czesała konia. Chciałem iść już w stronę drzwi domu, ale po chwili ujrzałem pod starym dębem siedzącą Alex, podszedłem bliżej tak, aby mnie nie widziała. Będąc dosłownie za nią słyszałem od niej szloch. Było mi tak głupio.
     - Hej kochanie. – szepnąłem, a ona gwałtownie się odwróciła i wstała, po czym w rękaw bluzki wytarła łzy – Przepraszam, przepraszam. – zacząłem mówić, a ona bez wahania wtuliła się w moją pierś. – To dla ciebie. – podałem jej pudełeczko z prezentem.
     - Dla mnie? – uśmiechnęła się zdziwiona poprzez łzy.
     Otworzyła i chyba to co było w środku bardzo się jej spodobało. Była to bransoletka i kolczyki ze wzoru w kwiatki, które były ze sobą połączone. Delikatnie uniosłem biżuterię i zapiąłem jej na nadgarstku, a kolczyki zostawiłem w pudełku.
     - Śliczna. – szepnęła, a po policzku spłynęła łza szczęścia.
     Po chwili uniosła swoje dłonie, biorąc je na moje policzki i zamykając powieki, pocałowała mnie. Delikatnie, swobodnie i namiętnie. Ja zaraz za nią, również zacząłem ją całować, trzymając swoje dłonie na jej plecach. Jednak mi było ciągle mało, chciałem jej więcej i więcej. Każda moja część ciała pragnęła jej. Oparłem ją o drzewo, a ona wskoczyła na moje biodra. Mmm…
     - Poczekaj. – wysapała, jeszcze przy moich ustach z zamkniętymi oczami.
     - Co? – spytałem.
     - Może pójdziemy się przejść na spacer? – spytała, patrząc mi prosto w oczy.
     - Dla ciebie wszystko. Dziś spełnię każde twoje życzenie.  – musnąłem jej usta.

     Spacerowaliśmy wszędzie, gdzie się dało. Pokazałem jej wiele pięknych miejsc, w których byłem wcześniej tylko z Julią.
     Julia? Moja była narzeczona. Zmarła cztery lata temu, trzy tygodnie przed ślubem. Kochałem ją jak nikogo innego. Była dla mnie wszystkim, niestety, los nam nie sprzyjał. Parę miesięcy przed ślubem zaszła ze mą w ciążę, po trzech miesiącach okazało się, że poroniła, a po tygodniu ona odeszła. To były najgorsze momenty mojego życia, jednak teraz znajduję szczęście. U Alex.
     - David? – spojrzała na mnie i zatrzymała się.
     - Tak?
     - Co będziemy dziś robić? – była widocznie zaciekawiona, tym co dziś jeszcze będzie.
     - Myślałem, by pod wieczór zabrać cię na kolację do restauracji, a potem… do domu. – urwałem z ostatnimi słowami.
     - Kusząca propozycja. I mam dalszą już część na ten wieczór. Wiem, co będziemy robić, gdy wrócimy do domu. – szepnęła mi w ucho.
     - Alex… - spojrzałem na nią.
     - No co? – widać jaka była podekscytowana. – Mówiłeś, że spełnisz każde moje życzenie. – posmutniała.
     - I dotrzymuję słowa, ale nie uważasz, że…
     - Nie. I wiesz co? – stanęła na palcach, szepcząc do mojego ucha. – Podoba mi się ten biały dywan w salonie, może tam… spędzimy nasz wieczór? – dodała, uśmiechając się cwaniacko. – Może bez żadnej restauracji, ja coś w domu przygotuję, a potem…
     - Brzmi kusząco. – powiedziałem, tuląc ją do siebie, a ona tylko promiennie się uśmiechnęła.
     Spacerowaliśmy przez chwilę w ciszy, gdy nagle ona odezwała się, przegryzając wargę.
     - Wiem, że nie wiedziałeś o moich urodzinach. Tata pewnie do ciebie dzwonił, co nie? – spojrzała na mnie.
     - Przepraszam, nie wiesz jak mi głupio, ale…
     - Nie no, okej.

     Rozpalałem w kominku ogień, bo dzisiejsza noc jest dość zimna. Za oknem silny wiatr oraz deszcz. Jednak chciałem by było romantycznie. Alex robi coś do przegryzienia, a ja jak wspominałem, rozpalam ogień oraz zapalam świeczki, aby był dobry klimat. W tle zapuściłem spokojną muzykę klasyczną, po czym zgasiłem światło. Spojrzałem na wystrój salonu i po prostu westchnąłem, byłem z siebie dumny. Pięknie tu było.
     - Kochanie… i jak ci idzie? – spytałem Alex, tuląc się do niej od tyłu, gdy ona mieszała coś w garnku.
     - Dobrze.
     - A co będzie? – szepnąłem do jej ucha.
     - Taka potrawka z kurczaka. Sam zobaczysz.
     - Mmm… brzmi kusząco. A na deser? – sam już zaczynałem wkręcać się w klimat dzisiejszego wieczoru.
     - Deser chyba ty przygotowujesz, nie sądzę? – odwróciła się w moją stronę, rumieniąc się i lekko cmokając moje usta.
     - Jasne…
 
     Nagle zadzwonił jej telefon, spojrzała na ekran, po czym szepnęła do mnie.
     - Tata. – i zacisnęła zęby.

     *Oczami Alex*

     Przyłożyłam słuchawkę do ucha, po naciśnięciu zielonego przycisku.
     - Halo? – spytałam do telefonu.
     - Cześć kochanie. Wszystkiego najlepszego. – krzyknął szczęśliwy tata. – I jak, spodobał ci się zegarek ode mnie, który David miał tobie dać.– jaki zegarek.
     - Tak, śliczny ten zegarek od ciebie, który David miał mi dać. – mówiłam co mi na język przyszło. Spojrzałam znacząco na Davida, a jak się skapnął o co chodzi, poszedł gdzieś.
     - To się cieszę, długo nie mogłem się zdecydować, ale w końcu wybrałem ten.
     - Fajnie.
     Po chwili w pokoju był David, wręczając mi paczkę, najwyraźniej od taty.
     - A jak tam, co teraz robisz? Coś macie zamiar robić tego wieczoru, czy od razu do spania? – dopytywał się.
     - Co my mamy robić dziś wieczorem? – zapytałam, patrząc na mojego towarzysza z wielkim uśmiechem. – Nic, zjemy zaraz kolacje i idę spać. – skłamałam.
     - No dobrze, to jeszcze raz wszystkiego najlepszego i dobranoc.
     - Dobranoc.
     Skończyłam rozmowę, po czym odpakowałam prezent od taty.
     - Przepraszam, że ci go wcześniej nie dałem, ale zapomniałem. – zaapelował.
     - Dobrze, nic się nie stało. Po prostu na początku nie wiedziałam o czym tata do mnie mówi.
     Od ojca rzeczywiście dostałam zegarek. Brązowy, nie był jakiś cudowny, ale zły też nie. Szczerze? Bardziej spodobał mi się prezent od Davida, ale to już drobnostka.





























ROZDZIAŁ 14

     „Zazdrość kieruje nas do odwagi, bo dzięki niej walczymy o to, czego pragniemy.”

     Opierałam się o ścianę, gdy nade mną stał David.
     - Pyszne było. – szepnął.
     - Cieszy mnie to.
     Delikatnie pocałował mnie w usta, a po chwili zrobił to mocniej i głębiej. Jego gesty i ruchy były coraz namiętniejsze. Z sekundy na sekundę napięcie wzrastało, a pożądanie rosło. Coraz bardziej siebie pragnęliśmy. Chciałam już go poczuć w sobie, tak bardzo tego chciałam. Nasze ubrania po chwili zaczęły latać po całym pokoju. Pozbyliśmy się zbędnych materiałów z prędkością światła.  Po chwili już byliśmy cali nadzy. A gdy nasze biodra poruszały się, nasze jęki z sekundy na sekundę robiły się coraz głośniejsze. To były moje najlepsze urodziny.

     Leżeliśmy na dywanie okryci kocem, patrząc na palący się ogień w kominku. Delikatnie usta sączyliśmy w czerwonym winie, a dłoń Davida wodziła po mojej talii, niczym piórko.
     - Było mi cudownie. – szepnęłam.
     - Mi też i to nie wiesz jak bardzo. – powiedział od siebie, po czym odstawił kieliszek z napojem i zaczął muskać swoimi wargami moją szyję. – Pragnę cię jeszcze. – dodał.

     Kolejny dzień, niestety, David musiał jechać do pracy, dlatego, że wczoraj tak szybko uwinął się z firmy.
     Byłam w sypialni Davida, leżąc jeszcze w łóżku. Nie chciało mi się wstawać, było mi tak dobrze w tej satynowej pościeli. Mogła bym tu przeleżeć wieki.
     Niestety musiał nastąpić ten czas, gdy musiałam wstać. I zrobiłam to, o dwunastej w południe. Ubrałam na siebie krótkie spodenki i koszulkę. Za oknem była piękna pogoda, ani śladu po wczorajszej burzy. Na nogi założyłam tylko kalosze, by nie zmoczyć nóg w ogromnych kałużach.
     Wyszłam na podwórko i rozciągnęłam się, spoglądając na rażące słońce. Otwierając oczy i rozglądając się w obie strony, zauważyłam, że w moją stronę zmierza Beth. Cholera.
     - Co mała zdziro? – powiedziała wrednie, będąc już pół metra przede mną. – Powiedziałam byś się nie zbliżała do Davida. Czego nie zrozumiałaś? – krzyknęła przeraźliwym tonem. Bałam się jej. – Odpowiedz do jasnej cholery. Jeszcze raz go tkniesz, a zobaczysz na co mnie stać i więcej go nie zobaczysz.
     - Jak by chciał, dawno był by z tobą. – pierwszy raz komuś się odszczekałam, tym bardziej takim tonem.
     - Zdziwiłaś byś się w tej kwestii. Znam go dłużej od ciebie. Nie wiesz co razem przeżyliśmy.  Pamiętaj, nie tykaj się go.  – powiedziała ostatnie słowa, tak srogo, że nie wiem.
     Nie słuchając jej dalej, weszłam do domu, trzaskając mocno drzwiami. Rozpłakałam się. Nie powiem, te słowa bardzo mnie zraniły. Bolało. Dlaczego są ludzie, którzy chcą innym odebrać szczęście by samym być szczęśliwym? Po co krzywdzi dwoje ludzi, by uszczęśliwić tylko jedną?
     Nie wiem czy mówić o tym Davidowi. Nie wiem jak zareaguje. Wyśmieje? Czy wysłucha i coś z tym zrobi?
   
     Do końca dnia siedziałam w domu. On nie przychodził, czekałam i czekałam.  Zaczęłam powoli się martwić. Chciałam się do niego przytulić, tęskniłam za nim. Nie chciałam być teraz sama. Bałam się, że Elizabeth serio może mi coś zrobić, jej słowa brzmiały dość przekonująco.
     Była godzina dwudziesta pierwsza, nie czekając dłużej poszłam się umyć i ubrać w piżamę. Położyłam się u Davida w łóżku, chyba nie będzie miał mi tego za złe.
  
     Poczułam jak ktoś się obok mnie kładzie, po czym obejmuje w talii i całuje w głowę. Obróciłam się w stronę Davida, który był przy mnie i spojrzałam w jego twarz. Dużo nie widziałam, ponieważ było zgaszone światło, ale rysy można było ujrzeć.
     - Czemu tak długo cię nie było? – spytałam szeptem.
     - Przepraszam, miałem naprawdę dużo pracy. Co porabiałaś cały dzień? – spytał.
     - Nic, byłam ciągle w domu. – wtuliłam się bardziej w jego ramiona.
     - I nic nie robiłaś? Może Beth by nauczyła cię jeździć na koniu gdy mnie nie ma?
     - David, muszę ci o czymś powiedzieć. – bałam się, ale wiem, że muszę. Nie mogę tak tego zostawić.
     - Słucham, czy coś się stało? – patrzał mi w twarz zaniepokojony.
     - Chodzi o Beth. Ona coś uczepiła się mnie. Znaczy jest dla mnie nie miła i boję się, że coś mi zrobi. – szepnęłam, nie wiedziałam jak teraz on zareaguje na to.
     - Ona?!- spytał zdziwiony. - Daj spokój. Ona tobie nic nie zrobi. Ona jest naprawdę fajną dziewczyną. Znam ją już trochę, nie była by zdolna nawet zabić muchy…
     - Ale ja mówię ci serio. – powiedziałam.
     - Nie przejmuj się po prostu. A właściwie niby czemu by miała „niby” coś tobie zrobić?
     - Uczepiła się tego, że tu jestem.
     - Nie zwracaj w takim razie na nią uwagi.
     - Dobrze… - zaczęłam inny teraz temat. – Tęskniłam za tobą, wiesz? – musnęłam jego policzek.
     - A nawet sobie nie zdajesz sprawy jak ja się stęskniłem. – obrócił się, co spowodowało, że był nade mną. Po czym pocałował mnie prosto w usta, a ja już tylko przedłużyłam ten pocałunek.
     Uwielbiałam całować go, jego wargi były zupełnie inne iż usta Adama, ale równie słodkie. Całowały tak delikatnie, tak namiętnie. Były powolne, nigdzie się nie spieszyły. Każdy Davida dotyk sprawiał mnie o dreszcze.
     - Dobranoc. – szepnął, oddalając się ode mnie.
     - Dobranoc.       

     Mijały kolejne dni. Widziałam jak David się stara, jak bardzo chce abym dobrze się bawiła. I nie zaprzeczę, z nim się nie da nudzić. Kolejny tydzień był cudowny, a Beth nic nie miała do mnie. Tak bardzo chciałabym aby to trwało wiecznie, a wakacje się nie kończyły.     

     Kolejny dzień.
     Rano obudziłam się równie z Davidem. On wstawał do pracy, a ja poszłam mu zrobić śniadanie. Nałożyłam na siebie jeden z przydługich na mnie swetrów do połowy ud i zeszłam do kuchni. Zrobiłam mu gorącą herbatę oraz naleśniki. Po chwili usłyszałam jak gotowy schodzi na śniadanie. Jak co dzień wyglądał cudownie, tym razem w jasnym garniturze w koszuli wyprasowanej na kancik i pomarańczowym krawatem w paski.
     - Mmm… ale pięknie pachnie. – pierw podszedł do mnie, pocałował w usta i przytulił na powitanie.
     - Idź jedz, bo wystygnie. – uśmiechnęłam się do niego promiennie.
     - Chętnie. – odpowiedział i usiadł do stołu.
     - Ty nie jesz? – spytał, spoglądając na mnie.
     - Na razie nie mam ochoty.

     Stanęłam w drzwiach , patrząc jak David wkłada na tylnie siedzenia walizkę. Spojrzałam w bok, przy stajni stała Beth parząc na nas. Nie był to jakiś miły uśmiech, to była złowroga mina, gdyby Beth umiała zabijać wzrokiem, dawno bym nie żyła.
     - Pa kochanie. – szepnął David, całując mnie w usta.
     - Pa.

     Siedząc sama w domu, nie wiedziałam co robić. Zaczęłam zaglądać w niektóre szuflady z nudów, patrząc co David ma w szafkach. Może nie powinnam, ale nie będę cały dzień oglądać nudnych telenoweli czy wiadomości, nie lubię tego.
     Po chwili w jednej z szuflad znalazłam jakieś listy i zdjęcia, nie mogłam się oprzeć, musiałam zobaczyć co to. Analizowałam wszystkie słowa na papierze, doszukiwałam się o co tu może chodzić. Po chwili zrozumiałam, że David miał kogoś, ta osoba była ważna dla niego. Byli nawet już zaręczeni i ta szczęściara nazywała się Julia. Po zdjęciach można było poznać, że to ona. Oni obydwoje przytuleni do siebie, szczęśliwi i śmiejący się. Dziewczyna miała długie, rude włosy i nieskazitelną, jasną cerę. Jej oczy były w odcieniu, mocnej zieleni, a usta nieco cienkie. Idealna z nich para, aż mi się smutno zrobiło. Co się z nią stało? Dlaczego nie są razem? Nie znałam odpowiedzi. Może kiedyś się dowiem.




ROZDZIAŁ 15

     „Chciałem zmądrzeć, ale ona mnie zmieniła i dzięki niej, widzę inaczej cały mój świat.”

     *Oczami Davida*

     Przez cały dzień w pracy, klęcząc nad papierami, kompletnie nie mogłem się skupić. Po głowie chodziły mi pytania typu: Co robi Alex? Jak się czuje? Czy czegoś jej nie potrzeba? Z każdym kolejnym dokumentem coraz mniej myślałem o pracy, a coraz więcej o niej.
      - David, co się z tobą dzieje? – wkroczył mój ojciec do mojego gabinetu. – Czekam na te papiery już od ponad dwóch godzin.
     - Przepraszam. – otrząsnąłem się, patrząc na gniewną twarz ojca. – Zaraz ci je przyniosę.
     - Chcę cię widzieć u mnie, porozmawiamy sobie. – stwierdził i wyszedł.
     Cholera. Zacząłem wszystkie dokumenty sprawdzać, niektóre podpisywać i czytać. Starałem się chociaż trochę odgonić Alex z moich myśli, ale słabo mi to wychodziło.

     Będąc u taty w gabinecie, położyłem teczki z papierami na jego biurku i usiadłem na jednym z dwóch foteli naprzeciwko niego.
     - Słuchaj. – zaczął, stawiając swoje łokcie na stole. – Ostatnio zauważyłem, że oddalasz się od firmy. Myślami jesteś zupełnie gdzieindziej. Nie wiem co się z tobą dzieje. Zapominasz o dość istotnych sprawach. Powiedz mi, czy to jest dzięki jakiejś kobiecie? – spytał zaciekawiony.
     - Tato, tak… ale…
     - To fantastycznie, nie wiesz jaki jestem z ciebie dumny. Mam nadzieję, że szybko będę miał wnuka. – cieszył się. – Jutro z matką wpadniemy do ciebie na kolację, poznamy ją.
     - To nie jest dobry pomysł. – zasugerowałem.
     - Dlaczego? Daj spokój. – wstał po czym machnął ręką. – Chce poznać tą szczęściarę, która zawładnęła tobą, dzięki której normalnie nie możesz pracować. To dobry znak, to znaczy, że jesteś po uszy zakochany. Ostatnio tak miałeś tylko dzięki Julii. – raptem zatrzymał się. – Przepraszam, że wspominam. – mógłby on się czasem ugryźć w język.
     - Jasne, okej.
     - No to do jutrzejszej kolacji.
     - Tato, na razie nie jest na to czas. Może kiedy indziej.
     - No dobra, a teraz idź do niej, bo i tak już na nic mi się w takim stanie tutaj nie przydasz. Leć do niej. – był widocznie szczęśliwy.
     - Dzięki. – wyszedłem z uśmiechem.

     Jechałem jak najszybciej do domu, znacznie przekraczając dozwoloną prędkość. Nie mogłem doczekać się jej słów, ust, dłoni, uścisku. Wszystkiego.
     W czasie jazdy zadzwonił mój telefon.
     - Halo? – odebrałem.
     - Hej stary. – był to Bill. – Pójdziemy dziś z chłopakami na piwo? – spytał.
     - Wiesz, nie bardzo mogę. Dzisiejszy wieczór mam zajęty.
     - To weź ją ze sobą.
     - Skąd wiesz, że to dziewczyna? - zaśmiałem się do telefonu.
     - Chłopie, po twoim głosie można wszystko wywnioskować.
     - No zobaczę, dam ci znać jak wrócę do domu.
     - Okej, na razie.

     Będąc w domu, wkroczyłem do salonu, gdzie ujrzałem Alex, przy zdjęciach i listach, które pisałem z Julią. Gdy córka Williama mnie zobaczyła, szybko wstała, wypuszczając wszystko z rąk.
     - Ja przepraszam, nie wiedziałam. – była zagubiona. – Ja nie chciałam.
     - Spokojnie. – szepnąłem i zacząłem zbierać pamiątki, po czym Alex po chwili mi pomogła. – Poszła byś dziś ze mną do klubu z moimi kolegami? – spytałem.
     - Wiesz… ja chyba nie będę pasować do tego towarzystwa. – szepnęła, jeszcze nieco zagubiona.
     - Będziesz. – podnieśliśmy się, a ja położyłem wszystko na stole.
     Delikatnie przysunąłem się do niej. Jedną dłoń położyłem na jej biodrze, a drugą na jej policzek. Za każdym razem, gdy chciałem jej spojrzeć w oczy, ona odwracała głowę. Nie chciała spojrzeć na mnie. Wstydziła się, widocznie była zła na siebie.
     - Ej, mała… - szepnąłem. – Spójrz na mnie, proszę. – zacząłem. – Ej… - kręciła się. – Proszę cię. – w końcu objąłem swoją dłonią jej twarz i spojrzała na mnie.
     - Głupio mi jest, to były twoje rzeczy, twoje, których nigdy nie powinnam była wziąć do ręki.
     - Nie ma sprawy, koniec. – patrzeliśmy sobie w oczy przez dłuży czas. – A teraz dostanę jakiegoś buziaka na powitanie?
     Rozpromieniała się nieco po chwili. Delikatnie musnęła moje wargi, a następnie zachłannie wpiła w moje usta. Uwielbiałem ją całować, jej słodkie, rozgrzane, młode usta, które pod każdą postacią były idealne. Jej młode wagi, miękkie i aksamitne. Na to jej malinowy błyszczyk, który dodawał smaku całej tej sytuacji.
     - To co jedziemy, czy wolisz zostać? – spytałem, gdy się od siebie oddaliliśmy.
     - Możemy pojechać. Może trochę się rozerwiemy. – szepnęła.
     - Dobrze, to zadzwonię do Billa i powiem, że idziemy.

     *Oczami Alex*

     Właśnie przygotowuję się na dzisiejszy wieczór. Nie mam w ogóle pojęcia co mam na siebie włożyć. Nie wiedziałam jak dokładnie ma to wszystko wyglądać. Postanowiłam zatem, że założę krótkie spodenki i bokserkę, a do tego jedne z moich ulubionych szpilek. Jest letni, ciepły wieczór, więc nie muszę się martwić o to, że zmarznę.
     - I jak, jesteś gotowa? – spytał David, wchodząc do mojego pokoju.
     - Tak… Może być? – spytałam, robiąc wokół siebie kółko i pokazując mu się.
     - No nie wiem…
     - Co jest źle? – zżęła mi mina.
     - Nic, ale jesteś zbyt seksowna. Boję się, że moi koledzy będą się ślinić na twój widok. – zaczął się przystawiać, niby zachwycając się moją urodą, jasne… yhy.
     - Daj spokój. – szepnęłam, onieśmielona.
     - Mówię serio. - powiedział cicho do mojego ucha.
     - Masz ochotę na szybki numerek? – spytałam, patrząc mu w oczy.
     - Co? – spytał zdziwiony, po czym odpowiedział bardziej pełnym zdaniem. - Nie teraz, musimy już jechać. Ale była to kusząca propozycja. – powiedział uwodzicielsko.

     Siedzieliśmy w samochodzie, powoli kierując się do jakiegoś klubu. Mało rozmawialiśmy przez całą drogę. Gdy David parkował przed wielkim klubem, z migającymi neonami, powoli wyszłam z auta, udając się na chodnik i czekając, aż on do mnie dojdzie.
     - To idziemy. – powiedział i objął mnie, biorąc swoją dłoń na moje plecy.
     Wchodząc do pomieszczenia pełnego ludzi, pokierowaliśmy się w głąb Sali, gdzie David po chwili zaczął machać do kolegów i witać się z nimi.
     - Cześć, jestem Bill. – przywitał mnie jeden z facetów.
     - Ja Mark. – ucałował moją dłoń kolejny z kolegów Davida.
     - Heh. – zaśmiał się mój towarzysz, widząc całe to przedstawienie.
     - A ja Jessi. – przedstawił się ostatni z całej grupy.
     - Hej wszystkim. – uśmiechnęłam się.
     Usiedliśmy przy niewielkim stoliku, każdy na wielkim fotelu. Tylko ja usiadłam na kolanach mojego ukochanego.
     Oni rozmawiali przez większość czasu, nie powiem, trochę nudziłam się. Siedziałam na jego kolanach i bawiłam się kołnierzykiem jego koszuli.
     Po prostu nuda, więc trzeba trochę to rozkręcić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz