ROZDZIAŁ 30
Postanowiłam dziś z ojcem, że pojadę do Włoch.
Lecz pierwsze co zrobimy to wieczorem pojedziemy do Davida, chcę mu powiedzieć
o wszystkim. Chcę aby wiedział, że jestem z nim w ciąży. Jeśli mnie odtrąci, wyjadę.
Jest godzina
dwudziesta, a za oknem pada przeraźliwy deszcz. Przejeżdżając przez La Prese, widziałam wielu
ludzi, który starali się gdzieś schronić, znaleźć miejsce gdzie się ogrzeją.
- Tato, boję się…
- szepnęłam, nie wiedząc co będę miała powiedzieć Davidowi.
- Będzie dobrze.
I wiesz co? Chciałbym cię jeszcze raz przeprosić. Nie powinienem był cię tak
traktować, tylko tamta sytuacja w jakiej was zastałem… no nie mów, była
krępująca. A gdy zobaczyłem jego takiego, za przeproszeniem napalonego na
ciebie, to po prostu oszalałem. A też trzeba pamiętać, że jesteś dorosła. Masz
swoje osiemnaście lat.
- Jasne. Choć… A
właściwie, nie ważne. – nie skończyłam.
- Jesteśmy. –
szepnął tata.
- Jak nie przyjdę
za dziesięć minut, to jedź.
- Okej.
Powoli kroczyłam,
omijając ogromne kałuże. Nie miałam parasola ani kaptura by się schronić,
normalnie w świecie zapomniałam o tym. Stanęłam przed drzwiami i rozejrzałam
się na boki. W salonie paliło się światło, więc wiedziałam, że jest. Mokra,
zapukałam do drzwi i czekałam. Po chwili otworzył mi on, David. Był w samych
spodniach, bez koszulki.
- Alex?! – spytał
widocznie zdziwiony, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Jego mina była dość
dziwna, nie potrafiłam jej teraz zidentyfikować.
- David. –
szepnęłam, po czym nie myśląc wtuliłam się zimna w jego gorące ciało i
spojrzałam w górę. Jego wzrok już nie był taki jak kiedyś. Po chwili mnie
odsunął od siebie.
W pierwszej
chwili pomyślałam, że mu zimno, bo tulę się do niego mokra, ale potem
zrozumiałam. Nie chciał mnie, już nie kochał. Patrzałam w jego tęczówki, które
były poważne i oschłe. Po chwili po policzku leciały mi łzy.
- David, ja musze
ci o czymś powiedzieć… - chciałam już powoli zacząć mówić, jednak w futrynie
naprzeciw mnie, obok mojego ukochanego stanęła Beth, w samej jego koszulce i
poczochranych włosach. Od razu jedna rzecz mi przyszła na myśl.
- Co ona tu robi?
– spytałam drżącym głosem.
Po chwili
ujrzałam na rękach Elizabeth mojego pieska, który swoimi słodkimi oczkami patrzał
się na mnie. Po czym gdy zrozumiał, że to ja, zaczął wyrywać się od nowej
dziewczyny David’a. Jednak ta nie chciała go puścić, po chwili szczeniak już
nie był tak miły i ugryzł ją w palec na co ta pisnęła:
- Głupi kundel.
Piesek podleciał
do mnie, a ja go wzięłam na rączki i chciałam już odchodzić. Spojrzałam ostatni
raz na Davida i odeszłam. Zapłakana i smutna, nie mogąc w to uwierzyć, że on
chciał być z nią. Z Beth. Wolał ją ode mnie. To był cios poniżej pasa. To było
jak znak do grobu, czy jakoś tak się to mówi. Rozpłakałam się, a mój szczeniak
lizał mnie po twarzy. Weszłam do samochodu ojca i odjechaliśmy w ciszy. Tata o
nic nie dopytywał, niczego nie komentował ani nie odzywał się. Wiedział, że jest mi ciężko.
- Jadę z tobą do
Włoch. - tępo wpatrywałam się w deszcz
za szybą.
- Dobrze,
pojutrze wylot. – zaapelował.
Gdy dojechaliśmy,
razem z Łatkiem na rękach, wybiegłam z samochodu i wkroczyłam do domu,
pobiegłam do swojego pokoju, do którego, gdy tylko weszłam, trzasnęłam i
rozpłakałam się, upadając na kolana i stawiając pieska, który zaraz zaczął
lizać mi rękę na pocieszenie.
Byłam załamana
teraźniejszą sytuacją, bałam się, a zarazem nie umiałam sobie tego wszystkiego
wyobrazić. Gdyby nie to cholerne dziecko, nie było by tej całej sytuacji.
Jestem zła na siebie, na to dziecko. Najlepiej gdyby go w ogóle nie było.
Nie wytrzymywałam
już tego wszystkiego, krzyczałam na cały dom i waliłam w podłogę. Nie
wiedziałam, już co robić. Przez myśl nawet przeszło mi rozwiązanie w związku z
aborcją. Nie ma dziecka, nie ma kłopotu. Wszystko wtedy było by inne.
Zbiegłam do ojca
w łzach i wykrzyczałam.
- Chcę aborcji!
Nienawidzę tego dziecka! Wszystko psuje! – wrzasnęłam.
- Dziecko, co ty mówisz?! – wstał ojciec z
kanapy, podchodząc do mnie.
- Nie chcę go,
ono wszystko rujnuje. – rozpłakałam się w ramionach ojca, gdy ten wtulił mnie w
swoją pierś.
- Nie możesz tego
zrobić, będziesz żałowała.
- Tato, ja tak
nie mogę… nie jestem gotowa, nie chcę sama go wychowywać. – pociągnęłam nosem.
- Przecież pomogę
ci. Nie jesteś sama. – przytuliłam się jeszcze do mocniej do mojego ojca, który
kciukiem odgarniał mi włosy z policzka i całej twarzy.
- Ale jak to
będzie, dziecko bez ojca. Bez praktycznie nikogo, nie będzie dziadków, jego
taty, nic. Nie chcę sprawiać takiego życia jemu. – krzyczałam.
- Zobaczysz,
będzie szczęśliwe i to bez David’a.
*Oczami Williama*
Nie potrafiłem patrzeć na moją córkę, na tą całą sytuację. Było mi Alex tak żal, ale starałem się ją pocieszać. Wiedziałem, że jestem jej teraz potrzebny. Przecież jakby nie patrzeć to też moja wina.
Nie potrafiłem patrzeć na moją córkę, na tą całą sytuację. Było mi Alex tak żal, ale starałem się ją pocieszać. Wiedziałem, że jestem jej teraz potrzebny. Przecież jakby nie patrzeć to też moja wina.
Gdy Alex zasnęła
w moich ramionach, zaniosłem ją w swoich ramionach do jej pokoju. Zdjąłem z
niej tylko mokrą bluzę i położyłem na łóżku, okrywając pierzyną.
- Tato, nie idź.
– szepnęła sennie, gdy właśnie chciałem odchodzić.
- Dobrze. –
odpowiedziałem równie cicho.
I tak siedziałem
z nią całą noc, nie spuszczając z niej wzroku. Była taka niewinna, taka samotna
i smutna. Chciałem to zmienić, ale nie wiedziałem jak, więc postanowiłem pójść
do Davida, do firmy. I tak mam jeszcze papiery do złożenia, więc spokojnie.
Zapewne nie będzie to jakaś cudowna rozmowa, ale postaram się coś zrobić.
Przecież od tego wszystkiego zależy szczęście mojej córki, a dla niej wszystko.
Był ranek,
obudziłem się tuż obok Alex. Zaraz wstałem i cicho, powoli wyszedłem z jej
pokoju, kierując się do siebie. Zacząłem się ubierać i przygotowywać w miarę na
rozmowę z Davidem. Zbytnio nie wiedziałem, jak będę miał to zacząć, ale
próbowałem i musiałem właściwie.
ROZDZIAŁ 31
Będąc w firmie,
nieco zestresowany, ale poważny wkroczyłem do gabinetu Davida. On siedzący
zamyślony przed papierami, nawet nie spojrzał kto wszedł.
- Tak? –
powiedział oschle.
- To ja. –
zaapelowałem, po czym podniósł wzrok i
spojrzał w moją stronę, gdy uświadomił sobie, że to ja, gwałtownie wstał.
- Nie zapraszałem
jej do siebie, nawet nie wiem co u mnie robiła.
– zaczął się usprawiedliwiać po wczorajszym. Nie wiedząc jeszcze co ja
chcę powiedzieć.
- Nie o to
chodzi. Nie kochasz jej, prawda? Jesteś z Beth?
- Jaka to różnica
czy jestem z Beth?
- Chcesz być
jeszcze w takim razie z Alex? – spytałem.
- Will, do czego
dążysz, powiedziałeś, żebym się od niej odczepił, czego ode mnie jeszcze
oczekujesz? – był nieco podirytowany, gdy drążyłem dość nieistotne tematy.
- Nie o to chodzi,
musisz do niej jechać.
- Nic nie musze,
myślę, że nie jest to ważne. – zignorował, siadając powrotem do biurka. Nie
wiedziałem już co mówić, w mojej głowie kłębiło się wiele myśli, byłem zły i
wybuchłem.
- Nie jest ważne
dla ciebie wasze dziecko?! Jak wolisz, wiedz, że ją stracisz. Alex chce
aborcji, a jutro… - nie dokończyłem mówić, bo ktoś nam przerwał, weszła do
pomieszczenia Beth.
- Jak to? Jadę
tam! – zażądał David.
- Gdzie jedziesz? Mieliśmy iść razem na
lunch. – powiedziała piskliwym głosem ciemnowłosa.
- Nigdzie nie
idziemy, daj mi spokój.
I tak on wybiegł
z firmy. Nie wiedziałem czy dobrze robię, ale musiałem zainterweniować, nie
miałem innego wyjścia.
*Oczami Alex*
Wpatrywałam się
nerwowo w park za. Nie potrafiłam przestać płakać, choć trochę mój szczeniaczek
pomagał w złagodzeniu bólu. Tuląc się do mnie, lizał moją rękę, uspakajając tym
moje ciało.
- Tylko ty mi
zostałeś i ona. – szepnęłam do Łatka. – Choć, nie… Niedługo będziemy tylko ty i
ja. Tego dziecka już nie będzie.
- Nie mów tak. –
ktoś powiedział zza mnie.
Obróciłam głowę i
zobaczyłam jego, Davida. Patrzał na mnie ze łzami w oczach. Ja odruchowo
wstałam i wpatrywaliśmy się w siebie. Żadne się nie odezwało, po prostu nasze
tęczówki wlepiały się w siebie nawzajem.
- David… -
szepnęłam cicho.
- Alex, ja… Chcę
cię przeprosić, kocham cię i dobrze o tym wiesz, bo już nie raz ci mówiłem i
chcę, abyśmy byli razem… - nie musiał nic więcej mówić, od razu podbiegłam do
niego i wtuliłam się w jego umięśnione ciało.
- Też cię kocham.
– szepnęłam.
Leżeliśmy na
łóżku, ja odwrócona w stronę okna, patrząc w przestrzeń. David, leżący za mną i
gładzący moje ramię, delikatnie sprawiając mi przyjemność.
- Spałeś z nią? –
nie wiem, ale musiałam o to spytać, nie mogłam czekać, nie chciało na początku
przejść mi to przez gardło, jednak musiałam. Nie odpowiedział. Odwróciłam się
do niego, aby spojrzeć w jego twarz. – Odpowiesz mi, czy mam sobie sama
odpowiedzieć?
- Nie spałem z
nią. – dzięki tym słowom, czułam się jakby spadł mi kamień z serca, jednak nie
wiedziałam co dalej mówić, po prostu przytuliłam się do niego.
- A dlaczego
wtedy, jak przyszłam… ona była prawie naga… - niemal jąkałam się przy
wypowiadaniu tych słów, jednak dokończyłam swoją wypowiedź.
- Mogło to
wyglądać dość dwuznacznie, jednak ona przyszła jakieś pół godziny wcześniej niż
ty. Była przemoknięta od deszczu, nie mogłem jej tak zostawić.
- A mnie
zostawiłeś. – odsunęłam się od niego, siadając na łóżku.
- Nic nie
rozumiesz, w tamtej chwili miałem totalny mętlik w głowie. Gdy tylko ciebie
ujrzałem, zdałem sobie sprawę jak bardzo tęskniłem, jak ciebie kocham, ale po
chwili wróciło mi panowanie w głowie i przypomniałem sobie słowa twojego ojca,
jak mówił bym się nigdy więcej do ciebie nie zbliżał. – szepnął, siadając zaraz
za mną i opierając swoją głowę na moim ramieniu.
Gdy była cisza,
zasnęłam, w jego ramionach.
Poczułam, że ktoś
wstaje. Potem przypomniała mi się cała sytuacja i on. David, jego silne
ramiona, jego woń i uśmiech. Szybko otworzyłam oczy, po czym przytrzymałam
dłoń.
- Nie idź. –
szepnęłam.
- Zaraz kochanie
przyjdę, muszę z twoim tatą porozmawiać, a jest już ciemno. – powiedział równie
cicho, odgarniając mi kciukiem włosy z twarzy.
- O czym? – lekko
podniosłam się.
- Spokojnie.
Chciałabyś wyprowadzić się do mnie?– szepnął.
- Tak.. –
musnęłam jego suche usta.
Po tak długiej
rozłące, po tylu chwilach, w końcu poczułam jego nienaganne wargi. Musnęłam je
ponownie, jednak on na więcej mi nie pozwolił i poszedł.
Wstałam z łóżka,
nieco w pogniecionych ubraniach, które ciągle miałam na sobie wyszłam w nich i
zeszłam na dół, gdzie był mój ojciec i David.
- Wyspałaś się? –
spytał ojciec.
- Tak. –
szepnęłam, biorąc Łatka na rączki, który szczekał, abym go tylko podniosła.
- Właściwie nie
ma co mówić. Wszystkie rzeczy, które masz spakowane pojadą jutro do Davida. Tak
ustaliliśmy. Zgodziłaś się, więc…
- Tak. –
przerwałam ojcu, siadając naprzeciwko nich, na miękkim, bufiastym fotelu.
- Może chcesz coś
zjeść? – spytał tata z zatroskaną miną, spoglądając, na co ja spuściłam twarz.
- Nie chcę…
- Kochanie, znów
nic dziś nie jadłaś. – przypomniał.
- Nie chcę… -
powtórzyłam uparcie.
- Nic nie jadłaś!?
– spytał zdziwiony David. – Mała, musisz coś zjeść i ja ci zaraz coś zrobię. –
wstał z kanapy, kierując się do mojej kuchni.
- David, nie
chcę. – szepnęłam, podchodząc do ukochanego.
- Alex, musisz
coś jeść. Proszę cię, teraz w takim stanie tym bardziej. – szepnął mi do ucha.
– Proszę, nie musisz robić tego dla mnie. Zrób to dla niego. – delikatnie
dotknął mojego jeszcze płaskiego brzucha.
Spojrzałam w
Davida tęczówki, lekko kładąc swoje dłonie na jego policzki.
- A obiecasz, że
już nigdy nie odejdziesz? – spytałam, patrząc w jego tęczówki ze łzami w
oczach.
- Obiecuję, ale
teraz coś zjesz. I tak jak dla mnie jesteś za chuda. Strasznie zmarniałaś. –
zauważył.
- Mhm.
Ja usiadłam przy
stole jak kazał, a on zaczął grzebać w lodówce i zrobił mi w końcu kanapki, a
do tego gorąca, miętowa herbata.
Jadłam powoli, bo
serio nie miałam ochoty nic jeść. Niestety, musiałam. Po pewnym czasie, gdy
wzięłam parę kęsów bułki, zrobiły mi się odruchy wymiotne. Jednak chwilowo je
przebolałam, połykając zmiętolone kęsy pieczywa, jednak po chwili nie
wytrzymałam. Nie dałam rady więcej i po prostu pobiegłam do ubikacji,
gwałtownie wymiotując do toalety. David stał za mną i trzymał moje włosy, aby
nie spadły mi na twarz.
Gdy tylko
skończyłam, opłukałam swoją twarz wodą i
umyłam zęby. Patrząc w odbicie lustra, widziałam Davida minę. Nie był
zadowolony ze stanu w jakim jestem, ale co ja na to poradzę. Jednak zrobię to
dla nas i postaram się doprowadzić siebie do normalnego samopoczucia.
ROZDZIAŁ 32
Wnosząc ostatni,
najlżejszy karton, który jako jedyny mogłam podnieść weszłam pierwszymi krokami
do domu ukochanego. Czułam znów tą atmosferę, ten klimat jaki panował jeszcze
trzy miesiące temu.
- Daj, ja wezmę.
– wziął ode mnie David, lekkie pudło z pamiątkami.
- Czemu nie
pozwalasz mi nosić? – zaśmiałam się, a na to pytanie ukochany odłożył pudło z
drobiazgami i podszedł do mnie z uśmiechem.
- Może dla tego
nie pozwalam, bo nie chcę abyś się przedźwigała. Aby wam się nic nie stało.
- Słodki jesteś,
wiesz? – spojrzałam na niego.
- No wiem. –
zaśmiał się.
Gdy brałam
prysznic, David przygotowywał kolację. Po wyjściu z kabiny, owinęłam się
czystym, świeżym ręcznikiem i powędrowałam tak do sypialni. Gdy tylko założyłam
na siebie stary dres i jak w zwyczaju, związałam włosy i ubrałam na stopy
miękkie kapcie.
Gdy jedliśmy
ostatnie danie dnia, spoglądałam za okno, gdzie była wielka wichura, a z wprost
czarnego nieba padał straszny grad ze śniegiem. Aż na samą myśl zrobiło mi się
zimno. Jednak gdy tylko spojrzałam na kominek w którym palił się ogień, zrobiło
mi znacznie lepiej. Nie mogłam uwierzyć, że za tydzień będzie już grudzień, a
niedługo potem święta i sylwester. Ten czas tak szybko idzie.
Gdy wtuleni w
siebie z Davidem wpatrywaliśmy się w ogień, rozmawialiśmy o wszystkim. Tym co
będzie, co chcemy robić i jakie mamy zamiary z tym wszystkim.
- Tak sobie pomyślałem…
- Czekaj, mogę
coś powiedzieć. – spojrzałam na niego, wtulając w siebie ciepły koc.
- No.
- Zrezygnuję ze
szkoły. – postanowiłam, spoglądając na Davida.
- Dlaczego,
przecież…
- Nie mogę. Nie
dość, że jestem w ciąży, to nie dam rady pogodzić nauki z dzieckiem. Któreś z
tego w końcu zaniedbam.
- Kochanie,
przecież da się to rozwiązać. Nie powiem, myślałem już nad tym i zastanawiałem
się nad nauczycielem, który przychodził by do domu ciebie uczyć. Nie chcę, abyś
zniszczyła swoje marzenia. Już nie raz mi opowiadałaś, że chciałabyś studiować
malarstwo.
- David, nie…
postanowiłam. – zaapelowałam, wpatrując się w jego grymas na twarzy.
- Kochanie, ale
zrozum. Później będziesz żałowała. Nie chcę, abyś tego robiła… proszę cię. Jest
jeszcze jedna opcja…
- Jaka?
- Jest coś
takiego, że co miesiąc przychodzi tylko nauczyciel, daje ci materiały do nauki
i po jakimś określonym przez was czasie, przychodzi i daje ci testy, które
wypełniasz, po czym dostajesz za to w pewnym sensie ocenę. Nie jest to zły
pomysł i przynajmniej uczysz się wtedy gdy masz czas.
- No nie wiem,
David… ja musze to chyba przemyśleć.
- Po prostu weź
pod uwagę przyszłość. Zrozum. A dziecko? Przecież nie jesteś sama, masz mnie.
Są moi rodzice. Zrozum. – powiedział David, nieco wkurzony z mojego oporu.
- Zobaczymy. –
szepnęłam wstając i kierując się do kuchni, by wziąć sobie kawałek sera i
kierując się z powrotem na swoje miejsce. – A teraz ty chciałeś cos powiedzieć?
– spojrzałam na niego, przeżuwając jedzenie.
- Chodzi o to,
że… kupiłem bilety na wycieczkę. Obiecałaś, że w końcu pojedziemy gdzieś razem.
A więc…
- A gdzie? –
spojrzałam w jego śliczne, błękitne oczy, lekko przegryzając wargę.
- Myślałem o
Karaibach.
- Serio? –
podniosłam się, siadając obok niego na kanapie i wpatrując się w jego twarz.
- Serio. Po
prostu chcę, abyśmy spędzili razem trochę czasu. W końcu niedługo przybędzie
nam ktoś jeszcze do rodziny. – delikatnie dotknął mojego brzucha, powoli wodząc
swoimi palcami po delikatnej skórze, pod którą znajdował się nasz skarb.
- Jesteś kochany.
– usiadłam do niego przodem na kolanach i wpiłam się w nie jak nigdy.
Pierwszy raz od
trzech miesięcy poczułam taki długi, głęboki pocałunek, niczym z marzeń. Jego
język miotał w moich ustach, jakby przygotowywał się do zjedzenia mnie. Był
taki czuły, taki delikatny, a zarazem porywczy. Byłam taka szczęśliwa, że znów
czuję jego wargi, te słodkie usta.
Położyłam swoją
jedną dłoń na jego ciepłą szyję, jeżdżąc
po małym zaroście i robiąc przez to czerwone ślady na skórze. Drugą zaś rękę
położyłam na jego ramie, wędrując nią pod krótki rękawek, który zakrywał jego
twarde i opalone mięśnie.
Gdy oboje nie
mogliśmy oddychać i gdy czuliśmy się, jakbyśmy byli pod wodą, oderwaliśmy się
od siebie, biorąc pełne, głębokie oddechy. Po kilku sekundach, gdy
wpatrywaliśmy się w swoje oczy, oddech powoli zwalniał, jednak pożądanie było
duże.
Powoli znów
zbliżałam swoje wargi do jego, po czym przesunęłam je do jego ucha i szepnęłam.
- Kochaj się ze
mną. Pragnę cię. – mówiąc to, powoli zaczęłam dobierać się do jego guzików od
jasno-niebieskiej koszuli.
- Nie dziś. –
odpowiedział, a ja zrezygnowana i zła z jego odmowy, wstałam i poszłam do
naszego pokoju. Chwyciłam tylko ręcznik w ręce i weszłam do łazienki,
przymierzając się już tylko do kąpieli i spania.
Pierwszy raz tak
gwałtownie zareagowałam. Nie starając się go uwieść, chociaż próbować. Pierwszy
raz po prostu odeszłam.
Powoli nalałam na
dłoń pachnący, różany szampon i wtarłam go w swoje mokre włosy. Rozmasowując
płyn, delektowałam się chwilą i starałam się choć nią zadowolić. Jednak po
chwili mój spokój przerwał David, wchodząc do kabiny. Podszedł do mnie i od
tyłu wtulił we mnie, a ja tylko położyłam swoją głowę na jego klatkę, zamykając
oczy.
- Przepraszam,
nie chciałem cię urazić… - szepnął mi do ucha.
- Rozumiem. –
szepnęłam, mówiąc nieprawdę, bo kompletnie tego nie rozumiałam.
Nigdy mnie nie
odepchnął, nigdy nie powiedział „nie”. A teraz? Odtrąci. Może już go nie
podniecam, może nie jestem już dla niego wystarczająco ładna. A może inaczej…
znudził się mną. Przyjechał do mnie
tylko dlatego, że dowiedział się od ojca o ciąży? Nie wiem, ale jeśli było to
coś z rzeczy o których teraz myślałam, to lepiej aby nie okazały się one
prawdą.
- Dobrze wiesz,
że jesteś najpiękniejsza, najcudowniejsza, ale…
-Rozumiem. –
spłukałam włosy ciepła wodą po czym odwróciłam się w końcu w stronę Davida.
Właśnie teraz
zobaczyłam jego idealne ciało. Ta zgrabna sylwetka, wysportowane mięśnie, opalona
skóra, delikatny zarost na twarzy i roztrzepane włosy, które wskazują na każdy
kierunek świata.
ROZDZIAŁ 33
Właśnie
przygotowuję się z Davidem na pierwszą wizytę u ginekologa. Nie powiem, boję
się. Mam tremę, ale czytałam w Internecie, że często się tak ma.
- Gotowa? –
spytał mój ukochany.
- Już prawie. –
odkrzyknęłam z sypialni.
Związałam tylko
włosy w niestaranny kucyk i zeszłam po schodach do Davida.
Pojechaliśmy do
pani Rotter z którą David mnie umówił. Prywatny ginekolog. Miła pani. Młoda,
gdzieś w wieku Davida, jak nie młodsza. Długie blond włosy, zawiązane w kok i
niebieskie oczy. Chyba nawet jaśniejsze od tęczówek mojego chłopaka. A jej
sylwetka… piękna, szczupła i zgrabna.
- A więc. Chce
pani, abym była prowadzącą pani ciąży? – spytała z pięknym uśmiechem.
- Tak.
- No dobrze.
Wszystkie badania już wykonaliśmy, wyniki będą w przyszłym tygodniu. Więc
kolejna wizyta za tydzień, pasuje państwu?
- Nie bardzo. –
zaapelował mój ukochany. – Wyjeżdżamy na małe wakacje.
- To przed
sylwestrem, dwudziestego ósmego grudnia, dobrze?
- Oczywiście. –
powiedziałam, spoglądając na mojego ukochanego.
Zaraz po wyjściu
z gabinetu, pokierowaliśmy się do samochodu. Na dworze była piękna pogoda.
Delikatne promienie słońca padały na miasto, sprawiając, że grudzień, który
teraz mamy, kompletnie nie przypomina zimy.
- To co? Teraz do
restauracji? – spytał David.
- Chętnie. –
szepnęłam.
Rzeczywiście,
byłam dziś głodna jak nigdy. Burczało mi w brzuchu, a w końcu nasze małe
maleństwo potrzebuje trochę jedzenia.
Zaraz po pysznym,
obfitym obiedzie, który dla mnie składał się z rosołu, pysznego spaghetti i
lodów, pojechaliśmy do firmy ukochanego, gdzie ten musiał zostawić jakieś
papiery. Będąc w jego gabinecie, układał
na biurku dokumenty, a ja stałam tuż obok niego.
- Jedźmy do domu.
– szepnęłam do niego, podchodząc do Davida i stając przed nim, przerywając mu
dotychczasową pracę.
Położyłam swoje
dłonie na jego klacie, która była zakryta cienkim materiałem koszuli.
Uśmiechnęłam się
do niego uwodzicielsko, być chociaż trochę zrozumiał o co chodzi.
- Mam jeszcze
trochę pracy, daj mi piętnaście minut. – szepnął, odwzajemniając uśmiech,
jednak chyba nie wiedząc o co chodzi.
- Oj daj z tym
spokój.
Po wypowiedzeniu
tych słów mocno go pocałowałam, przywierając do niego całym ciałem. Tak bardzo
teraz go chciałam. Jego ciała, jego samego. Aby zrozumiał moje chęci, zaczęłam odpinać jego guziki od
koszuli. Powoli, opuszkami palców…
- Co robisz? –
spytał zdziwiony i nieco zagubiony, oddalając się ode mnie.
- Na tym biurku
jeszcze tego nie robiliśmy. – i ponownie wpiłam się w jego soczyste, miękkie
wargi. Jednak niedługo po tym znów mnie od siebie oddalił.
- Ej, poczekaj,
zwolnij. Chcesz tutaj? – jego mina była dość nietypowa, wyrażała zdziwienie,
może i nawet kryła uśmiech, ale nie chciałam go widzieć. Ewidentnie
potraktowałam to jako odmowę.
- Nie, to nie. –
odeszłam od niego i pokierowałam się do wyjścia.
- Alex czekaj. –
pobiegł za mną.
- Co?! – spytałam
ze zdenerwowanym wzrokiem, trzymając rękę na klamce. – Już zrozumiałam, nie
chcesz się ze mną kochać.
- Tego nie
powiedziałem. – i mocno wpił się w moje usta. – Tylko się zdziwiłem. – I znów
mnie pocałował, po czym chwycił za pośladki, a ja wskoczyłam na jego biodra,
pogłębiając nasz pocałunek.
Przeniósł mnie na jego biurko, na którym
mogłam usiąść i zacząć odpinać jego koszulę. Spokojnie, powoli, choć
najbardziej teraz chciałam rozszarpać tą koszulę, by nie było jej na nim. Czułam
jak jego dłonie błądzą pod moim podkoszulkiem i dobierają się do odpięcia.
Czułam jego podniecenie na moim udzie, już wiedziałam jak tego chce. A ja teraz
tylko pragnęłam mieć go w sobie.
- Przepraszam… -
ktoś wkroczył do gabinetu, był to Bill, a jego mina wyrażała zdziwienie.
- Puka się. –
powiedział mój ukochany.
- Sorry,
myślałem, że…
- Nieważne,
kochanie… - powiedział do mnie. – Jedziemy. – a teraz z powrotem zwrócił się do
Bill’a. – A mnie już nie ma w pracy, na razie.
- David, czekaj.
Chociaż zerknij na te papiery…
- Powiedziałem,
że na dziś koniec pracy. – zażądał.
Jak najprędzej
wyszliśmy z biura. Wszyscy oglądali się za nami, ale nie obchodziło mnie to
teraz, tylko David.
Zaraz po wejściu
do domu, rzucił się na mnie, niczym pantera na swoją zdobycz. Był taki namiętny,
podniecony i pełen pożądania. Jakbym chciała teraz przestać, nie dała bym rady
jego powstrzymać. Zrzucał ze mnie ubrania i czekał już tylko na jedno.
Cali spoceni,
wtuleni w siebie leżeliśmy na łóżku. Obydwoje byliśmy weseli. Jakby po
alkoholu, zbyt wielkiej ilości wódki czy wina. To było niesamowite.
- Dlaczego
wczoraj nie chciałeś tego zrobić? - uśmiechnęłam się do ukochanego.
- Długo by
opowiadać.
- Mamy czas.
- Hmmm...
Pamiętasz jak kiedyś mówiłem tobie o Julii? - popatrzyłam na niego, potrząsając
głowę na "tak". - Jak była ze mną w ciąży, nie chciała się ze mną
kochać, bo myślała, że coś może stać się dziecku. Też wtedy w to wierzyłem, ale
dziś gdy byliśmy u pani Rotter, spytałem jej czy to prawda... czy coś może stać
się maluszkowi. Od razu zaprzeczyła. Więc widzisz. - uśmiechnął się.
- W tamtym
momencie, gdy nie chciałeś wczoraj, pierwsze co pomyślałam, to, to, że już się
tobie nie podobam. - nieco posmutniałam.
- Przepraszam mała. - szepnął, całując.
Teraz już
wszystko zrozumiałam. Byłam zadowolona, a humor wrócił.
ROZDZIAŁ 34
Dziś Wieczorem
mamy wylot na Karaiby. Właśnie się pakujemy. Nie mogę się doczekać, tym
bardziej, że nigdy tam nie byłam. Kiedyś Margaret mi opowiadała jak tam jest,
bo była ze swoimi rodzicami, więc mam nadzieję, że serio będzie tak jak
opowiadała. Może i Nawe lepiej.
Powoli zapinając
zamek od walizki, zadzwoniła moja komórka. Pospiesznie podeszłam do blatu gdzie
leżała i odebrałam.
- Halo?
- Hej Alex.
- Tato, hej. Jak
tam u ciebie? – zdziwiłam się, że dzwoni.
- Dobrze A jak
tam u was, dziś już wylatujecie? –
spytał.
- Tak. Dawno nie dzwoniłeś. Co porabiasz?
- Praca,
kochanie. Praca. – sapnął do słuchawki.
- Za dużo
pracujesz tato. Zrób sobie trochę wakacji. O właśnie, może przyjedziesz na
święta. – zaproponowałam. – W końcu to już niedługo. A święta bez ciebie, to… -
nie skończyłam, nie chciałam. Wiedział o co mi chodzi.
- Właśnie ja w
tej sprawie. – zaapelował, a ja nie wiedziałam o co chodzi, jego głos
momentalnie posmutniał, wzdychając. – Niestety, ale te święta spędzimy osobno.
Muszę zostać. Pracuję jeszcze w dzień wigilii do późna i nie dam rady
przyjechać. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. – słyszałam w jego głosie taką
szczyptę niepokoju, jakby bał się mojej reakcji.
- Tato, ale..
przecież….
- Mała, przyjadę
po nowym roku, obiecuję. – poinformował.
- Szkoda.
- No przepraszam
cię kochanie, mam nadzieję, że się nie gniewasz, a teraz niestety musze
kończyć. Papa, kocham cię.
- Ja ciebie też.
Odłożyłam telefon
i oparłam się o stół. Zrobiło mi się serio smutno, nawet przykro. Mają to być
moje pierwsze święta bez taty, czuję się jak w momencie kiedy mama odeszła i
miałam spędzić razem z tatą pierwsze święta bez niej. Po policzku spłynęła mi
jedna łza.
Nagle do pokoju
wszedł David.
- Kochanie,
widziałaś gdzieś… - mówił i skakał wzrokiem po pokoju, po czym zatrzymał się na
mnie i podszedł. – Co się stało? – zapytał.
- Nic. Przed
chwilą dzwonił tata i poinformował mnie, że nie będzie go na święta.
David tylko
spojrzał na mnie niczym nie wzruszonym.
- Ciebie to w
ogóle nie obchodzi. – dodałam, widząc jego minę.
- Nie prawda, po
prostu już o tym wiedziałem. Wczoraj z nim rozmawiałem i mi powiedział, ale
prosił bym tobie nie mówił, bo chce sam to zrobić.
- Aha. – dodałam
obojętnie.
- Ale mam taki
pomysł, skoro twojego ojca nie będzie i moich rodziców też…. – uśmiechnął się,
patrząc mi prosto w oczy. - ..to może byśmy pojechali na święta do Kolorado, do
Aspen. Mam tam domek.
- Zobaczymy… -
powiedziałam bez entuzjazmu, mijając go i idąc w stronę walizki, która jeszcze
nie była dopięta do końca.
Zaraz mieliśmy
wylądować. Było mi strasznie duszno przez cały lot, a do tego bolała mnie głowa
i kręciło mi się w głowie.
- David, podaj mi
wodę. – szepnęłam do ukochanego.
- Wszystko w
porządku? – spytał, podając mi szklankę wody z lodem i cytryną.
- Zaraz przejdzie
mi. – wzięłam od niego naczynie i napiłam się.
Gdy tylko
wyszliśmy z samolotu, zrobiło mi się znacznie lepiej. Gdy tylko świeży wiatr
zawiał, poczułam go na moich policzkach i nosie, od razu odetchnęłam z ulgą i
powiedziałam sobie, że nigdy więcej samolotów, jak przyjedziemy do domu.
Karaiby. Jadąc
taksówką z lotniska do hotelu, można było podziwiać ich piękną przyrodę, tym
bardziej, że jechaliśmy po ulicy zaraz przy plaży, więc mogliśmy widzieć
przejrzystą, krystaliczną wodę morza karaibskiego. Do tego te wszystkie palmy
kokosowe, daktylowe i królewskie. Już samo to miejsce mówi: ”Zostań i nie
wyjeżdżaj nigdy!”. Po prostu wspaniale.
Hotel Bucuti Beach Resorto średniej wielkości, elegancki i pięciogwiazdkowy, przylegający do biało-piaszczystej plaży. Kameralny hotel utrzymany jest w kolonialnym stylu charakterystycznym dla regionu Wysp Karaibskich. Jednym słowem jest piękny.
Pokój. Nasz pokój. Z widokiem na ogród i plaże, z wielkim, dwuosobowym łóżkiem. Cały pokój jest w kolorach beżowo-brązowych. Do tego wszystkiego jest wielka łazienka brązowo-złota, posiadająca luksusy, o których nigdy nie marzyłam.
Po rozpakowaniu
się , położyłam się spać. Byłam tak śpiąca, że przechodziło to ludzkie pojęcie.
Pierwszy raz czułam się tak wykończona. Gdy tylko przymknęłam powieki,
zasnęłam.
Poranek. Gdy
tylko otworzyłam oczy, zobaczyłam nade mną twarz Davida. Lekko się uśmiechał,
całując moją szyję.
- Zamówiłem
śniadanie, zaraz będzie. – przegryzł płatek mojego ucha.
- Jakie plany na
dziś? – spytałam uśmiechając się do ukochanego.
- Tak sobie
myślałem, że przejść się i poznać trochę okolicę, a potem na plażę. Co ty na
to?
- Chętnie.
Po ciekawym dniu,
ruszyliśmy wieczorem na imprezę, która odbywała się właśnie na plaży. Miałam
ochotę trochę się rozerwać. A kiedy jak nie teraz?
- David, jesteś
gotowy? – spytałam, zaglądając do łazienki, gdzie właśnie ubierał spodnie i
koszulkę.
- Już. –
oznajmił, wychodząc i spoglądając na mnie.
Miałam na sobie niebieską,
kwiecistą sukienkę. Idealnie podkreślającą moje biodra i uwydatniała moje
piersi. I nawet jakby się tak lepiej przyjrzeć, można było zobaczyć mały, lekko
zaokrąglony brzuszek.
- Ślicznie
wyglądasz. – dodał, obejmując mnie w talii i całując w policzek.
Godzina
dwudziesta druga, pełny parkiet i wiele zakochanych par. Wliczając mnie i
Davida, który aktualnie siedział przy barze i pił drinka, spoglądając na mnie,
jak tańczę. Świetnie się bawiłam, tym bardziej, że puszczali muzykę, którą uwielbiałam.
- Chodź
zatańczyć. – wyjęczałam do Davida. – No chodź. – powiedziałam, robiąc oczy
kotka.
- No dobra. –
przewrócił oczami i poszedł ze mną.
Gdy ostatni raz
spojrzałam na bar, jakaś kobieta przyglądała się nam, po chwili wpatrywała się
we mnie i przejechała oczami od góry do dołu po mnie, jak lupa. Nie wiedziałam
o co chodzi, więc po prostu zaczęłam z nim tańczyć.
ROZDZIAŁ 35
Te wakacje były
naprawdę wspaniałe, w każdym razie wiedziałam, że takie będą. Może co dopiero
się zaczęły, ale czułam to… wiedziałam.
Byliśmy tutaj
dopiero cztery dni, a z każdym dniem było coraz cudowniej. On zabierał mnie na
kolacje, spacery, chodziliśmy na plaże, zwiedzaliśmy Portoryko. Nigdy nawet nie
śniłam o tym. Były momenty tez jednak, które dość nas irytowały, ale o tym
później.
- Alex, gotowa do
wyjścia? – spytał ukochany, stając za mną i kładąc swoje dłonie na mojej talii.
- Tak, tak, ale
wyjdziemy tyłem hotelu. Jak znów zobaczę tą wstrętną babe… to… nie wiem… -
wyjęczałam, ale lekko się uśmiechając.
- Oj daj spokój.
Nie było tak źle.
- Tak, jasne.
Zwłaszcza, że ciebie podrywała na moich oczach, myśląc, że jestem twoją córką.
To było chore. Przecież nie wyglądam tak młodo, a ty tak staro. – przeczyłam,
przypominając wczorajszy incydent. – Dla ciebie może i to było przyjemne, a dla
mnie co najwyżej wkurzające, a… momentami zabawne. – zaśmiałam się, zdziwiona
moim nagłym zmienionym nastrojem.
Ostatnio często
mi się to zdarza. Razem jestem zabawna, dowcipna, wybucham śmiechem, a po
chwili płaczę, denerwuję się z byle czego. Ale i tak jest świetnie.
- Jesteś nie
możliwa. – szepnął mi do ucha.
- Ale muszę jej
pokazać, że jesteś moim chłopakiem, a nie ojcem. Nawet nam nie dała dojść do słowa,
gdy chcieliśmy wytłumaczyć… Że…Że…
Nie skończyłam,
wpił się w moje usta, a po oderwaniu się, spojrzał i zapytał:
- Gotowa?
Idziemy?
- Ale…
- Nie ma co
drążyć tematu, jak zobaczymy ją, pocałuję cię czy co będziesz chciała.
Wtuleni w siebie, szliśmy w stronę plaży,
jednak gdy tylko zauważyliśmy na naszej drodze Angelinę, dziewczynę o długich
jasno-brązowych włosach, raptownie zatrzymałam się, a David spojrzał na mnie.
- O cześć. –
podeszła do nas, cmokając mojego chłopaka w policzek, a mi rzucając „słitaśny”
uśmiech. Wkurzyłam się.
- Mogła byś się w
końcu od nas odczepić.
- Córeczka jest
zazdrosna o tatusia, daj spokój, nie sądzisz, że on powinien mieć prawdziwa
kobietę, a nie jakąś smarkulę? – spojrzała na mnie, niczym wymalowanym znakiem zapytania na twarzy.
- Kurde, zrozum w
końcu, że nie jestem jego córką! – krzyknęłam podirytowana, wybuchając.
- Chrześniaczką?
Córką przyjaciela?
- Nie,
dziewczyną. Jestem z nim. On jest mój. Odwal się! – wrzasnęłam.
- Spokojnie mała.
A ty David, nie sądzisz, że ona nie jest za młoda dla ciebie?
- Nie i prosiłbym
razem z moją Alex, abyś nam już nie przeszkadzała.
Po powiedzeniu
tego, razem z Davidem ruszyliśmy na plażę. Ona oniemiała stała w przejściu,
omijana przez ludzi. Chyba się trochę zdziwiła. No cóż, takie życie.
Kolejne dni były
już spokojne. Żadnych niespodzianek, nieproszonych znajomych, dziwnych
sytuacji.
- Tak sobie
myślałam kochanie, że nie chcę jechać do Aspen na święta. Chcę zostać z tobą w
domu. Nie ma sensu wyjeżdżać, skoro
dzień przed wigilią przyjedziemy do domy stąd, a dwa dni po świętach mam
umówioną wizytę u ginekologa.
- Dobrze, to
będziemy mogli pojechać tam później, może na ferie. – zaoferował.
- Mogło by być. A
teraz chodźmy do wody.
Wstaliśmy z
ręczników i poszliśmy do błękitnej wody. Była taka ciepła, prawie jak w wannie.
Zamoczyłam nogi, a ten głupek niczym się nie przejmując wziął mnie na ręce,
mino moich protestów i wbiegł na głęboką wodę.
Było wspaniale.
Kolejne dni
różnie dobrze zleciały. Teraz akurat byliśmy na jachcie wypożyczonym. Pierwszy
raz byłam na tym. Pierwszy raz pływałam łódką, pierwszy raz byłam tak daleko od
lądu. Ale nie żałowałam, nie bałam się.
Siedząc w
ramionach Davida, na czubku jachtu, on całował mnie po szyi, a ja wpatrywałam
się w naturę, w morze.
- Kochanie… -
szepnął.
- Mmm? –
wymruczałam przy zamkniętych powiekach, wtulając się w jego nagi tors.
- Kocham cię.
- Serio? – lekko
odchyliłam powieki, wpatrując się w jego tęczówki. – Nie wiedziałam, ale cos ci
powiem w sekrecie… Ja ciebie też.
- Nie wiesz jak
się cieszę.
- Och, och.
Gdy tak
leżeliśmy, odezwał się telefon mojego chłopaka. Szybko odebrał.
- Halo? …. Tak,
tak… Ale, jak to? Przecież, mamo… Postaramy się. Tak, będziemy. Już… mamo…Mój
boże… - szepnął, odkładając telefon i
wpatrując się w taflę wody.
- Co się stało?
David? – zaczęłam się niepokoić. – Co jest? Kto dzwonił?
- Musimy wracać.
- Na wyspę.
- Do La Prese.
Gwałtownie wstał
i poszedł to kierowcy jachtu, aby powiedzieć, że wracamy.
W tej chwili nie
wiedziałam co się dzieje. Co to w ogóle jest. Co się wydarzyło, co wstrząsnęło
tak Davidem. Po telefonie cały zesztywniał, jego mięśnie stały się twarde, a
twarz skamieniała. Bałam się, nie wiedziałam co się dzieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz