sobota, 29 września 2012

Love Forbidden Rozdział 30 - 35




ROZDZIAŁ 30

     Postanowiłam dziś z ojcem, że pojadę do Włoch. Lecz pierwsze co zrobimy to wieczorem pojedziemy do Davida, chcę mu powiedzieć o wszystkim. Chcę aby wiedział, że jestem z nim w ciąży. Jeśli mnie odtrąci, wyjadę.

     Jest godzina dwudziesta, a za oknem pada przeraźliwy deszcz. Przejeżdżając przez La Prese, widziałam wielu ludzi, który starali się gdzieś schronić, znaleźć miejsce gdzie się ogrzeją.
     - Tato, boję się… - szepnęłam, nie wiedząc co będę miała powiedzieć Davidowi.
     - Będzie dobrze. I wiesz co? Chciałbym cię jeszcze raz przeprosić. Nie powinienem był cię tak traktować, tylko tamta sytuacja w jakiej was zastałem… no nie mów, była krępująca. A gdy zobaczyłem jego takiego, za przeproszeniem napalonego na ciebie, to po prostu oszalałem. A też trzeba pamiętać, że jesteś dorosła. Masz swoje osiemnaście lat.
     - Jasne. Choć… A właściwie, nie ważne. – nie skończyłam.
     - Jesteśmy. – szepnął tata.
     - Jak nie przyjdę za dziesięć minut, to jedź.
     - Okej.
    
     Powoli kroczyłam, omijając ogromne kałuże. Nie miałam parasola ani kaptura by się schronić, normalnie w świecie zapomniałam o tym. Stanęłam przed drzwiami i rozejrzałam się na boki. W salonie paliło się światło, więc wiedziałam, że jest. Mokra, zapukałam do drzwi i czekałam. Po chwili otworzył mi on, David. Był w samych spodniach, bez koszulki.
     - Alex?! – spytał widocznie zdziwiony, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Jego mina była dość dziwna, nie potrafiłam jej teraz zidentyfikować.
     - David. – szepnęłam, po czym nie myśląc wtuliłam się zimna w jego gorące ciało i spojrzałam w górę. Jego wzrok już nie był taki jak kiedyś. Po chwili mnie odsunął od siebie.
     W pierwszej chwili pomyślałam, że mu zimno, bo tulę się do niego mokra, ale potem zrozumiałam. Nie chciał mnie, już nie kochał. Patrzałam w jego tęczówki, które były poważne i oschłe. Po chwili po policzku leciały mi łzy.  
     - David, ja musze ci o czymś powiedzieć… - chciałam już powoli zacząć mówić, jednak w futrynie naprzeciw mnie, obok mojego ukochanego stanęła Beth, w samej jego koszulce i poczochranych włosach. Od razu jedna rzecz mi przyszła na myśl.
     - Co ona tu robi? – spytałam drżącym głosem.
     Po chwili ujrzałam na rękach Elizabeth mojego pieska, który swoimi słodkimi oczkami patrzał się na mnie. Po czym gdy zrozumiał, że to ja, zaczął wyrywać się od nowej dziewczyny David’a. Jednak ta nie chciała go puścić, po chwili szczeniak już nie był tak miły i ugryzł ją w palec na co ta pisnęła:
     - Głupi kundel.
     Piesek podleciał do mnie, a ja go wzięłam na rączki i chciałam już odchodzić. Spojrzałam ostatni raz na Davida i odeszłam. Zapłakana i smutna, nie mogąc w to uwierzyć, że on chciał być z nią. Z Beth. Wolał ją ode mnie. To był cios poniżej pasa. To było jak znak do grobu, czy jakoś tak się to mówi. Rozpłakałam się, a mój szczeniak lizał mnie po twarzy. Weszłam do samochodu ojca i odjechaliśmy w ciszy. Tata o nic nie dopytywał, niczego nie komentował ani nie  odzywał się. Wiedział, że jest mi ciężko.
     - Jadę z tobą do Włoch. -   tępo wpatrywałam się w deszcz za szybą.
     - Dobrze, pojutrze wylot. – zaapelował.

     Gdy dojechaliśmy, razem z Łatkiem na rękach, wybiegłam z samochodu i wkroczyłam do domu, pobiegłam do swojego pokoju, do którego, gdy tylko weszłam, trzasnęłam i rozpłakałam się, upadając na kolana i stawiając pieska, który zaraz zaczął lizać mi rękę na pocieszenie.
     Byłam załamana teraźniejszą sytuacją, bałam się, a zarazem nie umiałam sobie tego wszystkiego wyobrazić. Gdyby nie to cholerne dziecko, nie było by tej całej sytuacji. Jestem zła na siebie, na to dziecko. Najlepiej gdyby go w ogóle nie było.
     Nie wytrzymywałam już tego wszystkiego, krzyczałam na cały dom i waliłam w podłogę. Nie wiedziałam, już co robić. Przez myśl nawet przeszło mi rozwiązanie w związku z aborcją. Nie ma dziecka, nie ma kłopotu. Wszystko wtedy było by inne.
     Zbiegłam do ojca w łzach i wykrzyczałam.
     - Chcę aborcji! Nienawidzę tego dziecka! Wszystko psuje! – wrzasnęłam.
     - Dziecko, co ty mówisz?! – wstał ojciec z kanapy, podchodząc do mnie.
     - Nie chcę go, ono wszystko rujnuje. – rozpłakałam się w ramionach ojca, gdy ten wtulił mnie w swoją pierś.
     - Nie możesz tego zrobić, będziesz żałowała.
     - Tato, ja tak nie mogę… nie jestem gotowa, nie chcę sama go wychowywać. – pociągnęłam nosem.
     - Przecież pomogę ci. Nie jesteś sama. – przytuliłam się jeszcze do mocniej do mojego ojca, który kciukiem odgarniał mi włosy z policzka i całej twarzy.
     - Ale jak to będzie, dziecko bez ojca. Bez praktycznie nikogo, nie będzie dziadków, jego taty, nic. Nie chcę sprawiać takiego życia jemu. – krzyczałam.
     - Zobaczysz, będzie szczęśliwe i to bez David’a.

     *Oczami Williama*

     Nie potrafiłem patrzeć na moją córkę, na tą całą sytuację. Było mi Alex tak żal, ale starałem się ją pocieszać. Wiedziałem, że jestem jej teraz potrzebny. Przecież jakby nie patrzeć to też moja wina.
     Gdy Alex zasnęła w moich ramionach, zaniosłem ją w swoich ramionach do jej pokoju. Zdjąłem z niej tylko mokrą bluzę i położyłem na łóżku, okrywając pierzyną.
     - Tato, nie idź. – szepnęła sennie, gdy właśnie chciałem odchodzić.
     - Dobrze. – odpowiedziałem równie cicho.
     I tak siedziałem z nią całą noc, nie spuszczając z niej wzroku. Była taka niewinna, taka samotna i smutna. Chciałem to zmienić, ale nie wiedziałem jak, więc postanowiłem pójść do Davida, do firmy. I tak mam jeszcze papiery do złożenia, więc spokojnie. Zapewne nie będzie to jakaś cudowna rozmowa, ale postaram się coś zrobić. Przecież od tego wszystkiego zależy szczęście mojej córki, a dla niej wszystko.
     Był ranek, obudziłem się tuż obok Alex. Zaraz wstałem i cicho, powoli wyszedłem z jej pokoju, kierując się do siebie. Zacząłem się ubierać i przygotowywać w miarę na rozmowę z Davidem. Zbytnio nie wiedziałem, jak będę miał to zacząć, ale próbowałem i musiałem właściwie.


    
     

    
    
 

    
















ROZDZIAŁ 31

     Będąc w firmie, nieco zestresowany, ale poważny wkroczyłem do gabinetu Davida. On siedzący zamyślony przed papierami, nawet nie spojrzał kto wszedł.
     - Tak? – powiedział oschle.
     - To ja. – zaapelowałem, po czym  podniósł wzrok i spojrzał w moją stronę, gdy uświadomił sobie, że to ja, gwałtownie wstał.
     - Nie zapraszałem jej do siebie, nawet nie wiem co u mnie robiła.  – zaczął się usprawiedliwiać po wczorajszym. Nie wiedząc jeszcze co ja chcę powiedzieć. 
     - Nie o to chodzi. Nie kochasz jej, prawda? Jesteś z Beth?
     - Jaka to różnica czy jestem z Beth?
     - Chcesz być jeszcze w takim razie z Alex? – spytałem.
     - Will, do czego dążysz, powiedziałeś, żebym się od niej odczepił, czego ode mnie jeszcze oczekujesz? – był nieco podirytowany, gdy drążyłem dość nieistotne tematy. 
     - Nie o to chodzi, musisz do niej jechać.
     - Nic nie musze, myślę, że nie jest to ważne. – zignorował, siadając powrotem do biurka. Nie wiedziałem już co mówić, w mojej głowie kłębiło się wiele myśli, byłem zły i wybuchłem.
     - Nie jest ważne dla ciebie wasze dziecko?! Jak wolisz, wiedz, że ją stracisz. Alex chce aborcji, a jutro… - nie dokończyłem mówić, bo ktoś nam przerwał, weszła do pomieszczenia Beth.
     - Jak to? Jadę tam! – zażądał David.
     - Gdzie jedziesz? Mieliśmy iść razem na lunch. – powiedziała piskliwym głosem ciemnowłosa.
     - Nigdzie nie idziemy, daj mi spokój.
     I tak on wybiegł z firmy. Nie wiedziałem czy dobrze robię, ale musiałem zainterweniować, nie miałem innego wyjścia.

     *Oczami Alex*

     Wpatrywałam się nerwowo w park za. Nie potrafiłam przestać płakać, choć trochę mój szczeniaczek pomagał w złagodzeniu bólu. Tuląc się do mnie, lizał moją rękę, uspakajając tym moje ciało.
     - Tylko ty mi zostałeś i ona. – szepnęłam do Łatka. – Choć, nie… Niedługo będziemy tylko ty i ja. Tego dziecka już nie będzie.
     - Nie mów tak. – ktoś powiedział zza mnie.
     Obróciłam głowę i zobaczyłam jego, Davida. Patrzał na mnie ze łzami w oczach. Ja odruchowo wstałam i wpatrywaliśmy się w siebie. Żadne się nie odezwało, po prostu nasze tęczówki wlepiały się w siebie nawzajem.
     - David… - szepnęłam cicho.
     - Alex, ja… Chcę cię przeprosić, kocham cię i dobrze o tym wiesz, bo już nie raz ci mówiłem i chcę, abyśmy byli razem… - nie musiał nic więcej mówić, od razu podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego umięśnione ciało.
     - Też cię kocham. – szepnęłam.

     Leżeliśmy na łóżku, ja odwrócona w stronę okna, patrząc w przestrzeń. David, leżący za mną i gładzący moje ramię, delikatnie sprawiając mi przyjemność.
     - Spałeś z nią? – nie wiem, ale musiałam o to spytać, nie mogłam czekać, nie chciało na początku przejść mi to przez gardło, jednak musiałam. Nie odpowiedział. Odwróciłam się do niego, aby spojrzeć w jego twarz. – Odpowiesz mi, czy mam sobie sama odpowiedzieć?
     - Nie spałem z nią. – dzięki tym słowom, czułam się jakby spadł mi kamień z serca, jednak nie wiedziałam co dalej mówić, po prostu przytuliłam się do niego.
     - A dlaczego wtedy, jak przyszłam… ona była prawie naga… - niemal jąkałam się przy wypowiadaniu tych słów, jednak dokończyłam swoją wypowiedź.
     - Mogło to wyglądać dość dwuznacznie, jednak ona przyszła jakieś pół godziny wcześniej niż ty. Była przemoknięta od deszczu, nie mogłem jej tak zostawić.
     - A mnie zostawiłeś. – odsunęłam się od niego, siadając na łóżku.
     - Nic nie rozumiesz, w tamtej chwili miałem totalny mętlik w głowie. Gdy tylko ciebie ujrzałem, zdałem sobie sprawę jak bardzo tęskniłem, jak ciebie kocham, ale po chwili wróciło mi panowanie w głowie i przypomniałem sobie słowa twojego ojca, jak mówił bym się nigdy więcej do ciebie nie zbliżał. – szepnął, siadając zaraz za mną i opierając swoją głowę na moim ramieniu.

     Gdy była cisza, zasnęłam, w jego ramionach.

     Poczułam, że ktoś wstaje. Potem przypomniała mi się cała sytuacja i on. David, jego silne ramiona, jego woń i uśmiech. Szybko otworzyłam oczy, po czym przytrzymałam dłoń.
     - Nie idź. – szepnęłam.
     - Zaraz kochanie przyjdę, muszę z twoim tatą porozmawiać, a jest już ciemno. – powiedział równie cicho, odgarniając mi kciukiem włosy z twarzy.
     - O czym? – lekko podniosłam się.
     - Spokojnie. Chciałabyś wyprowadzić się do mnie?– szepnął.
     - Tak.. – musnęłam jego suche usta.  
     Po tak długiej rozłące, po tylu chwilach, w końcu poczułam jego nienaganne wargi. Musnęłam je ponownie, jednak on na więcej mi nie pozwolił i poszedł.

     Wstałam z łóżka, nieco w pogniecionych ubraniach, które ciągle miałam na sobie wyszłam w nich i zeszłam na dół, gdzie był mój ojciec i David.
     - Wyspałaś się? – spytał ojciec.
     - Tak. – szepnęłam, biorąc Łatka na rączki, który szczekał, abym go tylko podniosła.  
     - Właściwie nie ma co mówić. Wszystkie rzeczy, które masz spakowane pojadą jutro do Davida. Tak ustaliliśmy. Zgodziłaś się, więc…
     - Tak. – przerwałam ojcu, siadając naprzeciwko nich, na miękkim, bufiastym fotelu.
     - Może chcesz coś zjeść? – spytał tata z zatroskaną miną, spoglądając, na co ja spuściłam twarz.
     - Nie chcę…
     - Kochanie, znów nic dziś nie jadłaś. – przypomniał.
     - Nie chcę… - powtórzyłam uparcie.
     - Nic nie jadłaś!? – spytał zdziwiony David. – Mała, musisz coś zjeść i ja ci zaraz coś zrobię. – wstał z kanapy, kierując się do mojej kuchni.
     - David, nie chcę. – szepnęłam, podchodząc do ukochanego.
     - Alex, musisz coś jeść. Proszę cię, teraz w takim stanie tym bardziej. – szepnął mi do ucha. – Proszę, nie musisz robić tego dla mnie. Zrób to dla niego. – delikatnie dotknął mojego jeszcze płaskiego brzucha.
     Spojrzałam w Davida tęczówki, lekko kładąc swoje dłonie na jego policzki.
     - A obiecasz, że już nigdy nie odejdziesz? – spytałam, patrząc w jego tęczówki ze łzami w oczach.
     - Obiecuję, ale teraz coś zjesz. I tak jak dla mnie jesteś za chuda. Strasznie zmarniałaś. – zauważył.
     - Mhm.
     Ja usiadłam przy stole jak kazał, a on zaczął grzebać w lodówce i zrobił mi w końcu kanapki, a do tego gorąca, miętowa herbata.
     Jadłam powoli, bo serio nie miałam ochoty nic jeść. Niestety, musiałam. Po pewnym czasie, gdy wzięłam parę kęsów bułki, zrobiły mi się odruchy wymiotne. Jednak chwilowo je przebolałam, połykając zmiętolone kęsy pieczywa, jednak po chwili nie wytrzymałam. Nie dałam rady więcej i po prostu pobiegłam do ubikacji, gwałtownie wymiotując do toalety. David stał za mną i trzymał moje włosy, aby nie spadły mi na twarz.
     Gdy tylko skończyłam, opłukałam swoją twarz wodą i  umyłam zęby. Patrząc w odbicie lustra, widziałam Davida minę. Nie był zadowolony ze stanu w jakim jestem, ale co ja na to poradzę. Jednak zrobię to dla nas i postaram się doprowadzić siebie do normalnego samopoczucia.






























ROZDZIAŁ 32

     Wnosząc ostatni, najlżejszy karton, który jako jedyny mogłam podnieść weszłam pierwszymi krokami do domu ukochanego. Czułam znów tą atmosferę, ten klimat jaki panował jeszcze trzy miesiące temu.
     - Daj, ja wezmę. – wziął ode mnie David, lekkie pudło z pamiątkami.
     - Czemu nie pozwalasz mi nosić? – zaśmiałam się, a na to pytanie ukochany odłożył pudło z drobiazgami i podszedł do mnie z uśmiechem.
     - Może dla tego nie pozwalam, bo nie chcę abyś się przedźwigała. Aby wam się nic nie stało.
     - Słodki jesteś, wiesz? – spojrzałam na niego.
     - No wiem. – zaśmiał się.

     Gdy brałam prysznic, David przygotowywał kolację. Po wyjściu z kabiny, owinęłam się czystym, świeżym ręcznikiem i powędrowałam tak do sypialni. Gdy tylko założyłam na siebie stary dres i jak w zwyczaju, związałam włosy i ubrałam na stopy miękkie kapcie.
     Gdy jedliśmy ostatnie danie dnia, spoglądałam za okno, gdzie była wielka wichura, a z wprost czarnego nieba padał straszny grad ze śniegiem. Aż na samą myśl zrobiło mi się zimno. Jednak gdy tylko spojrzałam na kominek w którym palił się ogień, zrobiło mi znacznie lepiej. Nie mogłam uwierzyć, że za tydzień będzie już grudzień, a niedługo potem święta i sylwester. Ten czas tak szybko idzie.

     Gdy wtuleni w siebie z Davidem wpatrywaliśmy się w ogień, rozmawialiśmy o wszystkim. Tym co będzie, co chcemy robić i jakie mamy zamiary z tym wszystkim.
     - Tak sobie pomyślałem…
     - Czekaj, mogę coś powiedzieć. – spojrzałam na niego, wtulając w siebie ciepły koc.
     - No.
     - Zrezygnuję ze szkoły. – postanowiłam, spoglądając na Davida.
     - Dlaczego, przecież…
     - Nie mogę. Nie dość, że jestem w ciąży, to nie dam rady pogodzić nauki z dzieckiem. Któreś z tego w końcu zaniedbam.
     - Kochanie, przecież da się to rozwiązać. Nie powiem, myślałem już nad tym i zastanawiałem się nad nauczycielem, który przychodził by do domu ciebie uczyć. Nie chcę, abyś zniszczyła swoje marzenia. Już nie raz mi opowiadałaś, że chciałabyś studiować malarstwo.
     - David, nie… postanowiłam. – zaapelowałam, wpatrując się w jego grymas na twarzy.
     - Kochanie, ale zrozum. Później będziesz żałowała. Nie chcę, abyś tego robiła… proszę cię. Jest jeszcze jedna opcja…
     - Jaka?
     - Jest coś takiego, że co miesiąc przychodzi tylko nauczyciel, daje ci materiały do nauki i po jakimś określonym przez was czasie, przychodzi i daje ci testy, które wypełniasz, po czym dostajesz za to w pewnym sensie ocenę. Nie jest to zły pomysł i przynajmniej uczysz się wtedy gdy masz czas.
     - No nie wiem, David… ja musze to chyba przemyśleć.
     - Po prostu weź pod uwagę przyszłość. Zrozum. A dziecko? Przecież nie jesteś sama, masz mnie. Są moi rodzice. Zrozum. – powiedział David, nieco wkurzony z mojego oporu.
     - Zobaczymy. – szepnęłam wstając i kierując się do kuchni, by wziąć sobie kawałek sera i kierując się z powrotem na swoje miejsce. – A teraz ty chciałeś cos powiedzieć? – spojrzałam na niego, przeżuwając jedzenie.
     - Chodzi o to, że… kupiłem bilety na wycieczkę. Obiecałaś, że w końcu pojedziemy gdzieś razem. A więc…
     - A gdzie? – spojrzałam w jego śliczne, błękitne oczy, lekko przegryzając wargę.
     - Myślałem o Karaibach.
     - Serio? – podniosłam się, siadając obok niego na kanapie i wpatrując się w jego twarz.
     - Serio. Po prostu chcę, abyśmy spędzili razem trochę czasu. W końcu niedługo przybędzie nam ktoś jeszcze do rodziny. – delikatnie dotknął mojego brzucha, powoli wodząc swoimi palcami po delikatnej skórze, pod którą znajdował się nasz skarb.
     - Jesteś kochany. – usiadłam do niego przodem na kolanach i wpiłam się w nie jak nigdy.
     Pierwszy raz od trzech miesięcy poczułam taki długi, głęboki pocałunek, niczym z marzeń. Jego język miotał w moich ustach, jakby przygotowywał się do zjedzenia mnie. Był taki czuły, taki delikatny, a zarazem porywczy. Byłam taka szczęśliwa, że znów czuję jego wargi, te słodkie usta.
     Położyłam swoją jedną dłoń na jego ciepłą szyję,  jeżdżąc po małym zaroście i robiąc przez to czerwone ślady na skórze. Drugą zaś rękę położyłam na jego ramie, wędrując nią pod krótki rękawek, który zakrywał jego twarde i opalone mięśnie.
     Gdy oboje nie mogliśmy oddychać i gdy czuliśmy się, jakbyśmy byli pod wodą, oderwaliśmy się od siebie, biorąc pełne, głębokie oddechy. Po kilku sekundach, gdy wpatrywaliśmy się w swoje oczy, oddech powoli zwalniał, jednak pożądanie było duże.
     Powoli znów zbliżałam swoje wargi do jego, po czym przesunęłam je do jego ucha i szepnęłam.
     - Kochaj się ze mną. Pragnę cię. – mówiąc to, powoli zaczęłam dobierać się do jego guzików od jasno-niebieskiej koszuli.
     - Nie dziś. – odpowiedział, a ja zrezygnowana i zła z jego odmowy, wstałam i poszłam do naszego pokoju. Chwyciłam tylko ręcznik w ręce i weszłam do łazienki, przymierzając się już tylko do kąpieli i spania.
     Pierwszy raz tak gwałtownie zareagowałam. Nie starając się go uwieść, chociaż próbować. Pierwszy raz po prostu odeszłam.
     Powoli nalałam na dłoń pachnący, różany szampon i wtarłam go w swoje mokre włosy. Rozmasowując płyn, delektowałam się chwilą i starałam się choć nią zadowolić. Jednak po chwili mój spokój przerwał David, wchodząc do kabiny. Podszedł do mnie i od tyłu wtulił we mnie, a ja tylko położyłam swoją głowę na jego klatkę, zamykając oczy.
     - Przepraszam, nie chciałem cię urazić… - szepnął mi do ucha.
     - Rozumiem. – szepnęłam, mówiąc nieprawdę, bo kompletnie tego nie rozumiałam.
     Nigdy mnie nie odepchnął, nigdy nie powiedział „nie”. A teraz? Odtrąci. Może już go nie podniecam, może nie jestem już dla niego wystarczająco ładna. A może inaczej… znudził się  mną. Przyjechał do mnie tylko dlatego, że dowiedział się od ojca o ciąży? Nie wiem, ale jeśli było to coś z rzeczy o których teraz myślałam, to lepiej aby nie okazały się one prawdą.
     - Dobrze wiesz, że jesteś najpiękniejsza, najcudowniejsza, ale…
     -Rozumiem. – spłukałam włosy ciepła wodą po czym odwróciłam się w końcu w stronę Davida.
     Właśnie teraz zobaczyłam jego idealne ciało. Ta zgrabna sylwetka, wysportowane mięśnie, opalona skóra, delikatny zarost na twarzy i roztrzepane włosy, które wskazują na każdy kierunek świata.

















ROZDZIAŁ 33



     Właśnie przygotowuję się z Davidem na pierwszą wizytę u ginekologa. Nie powiem, boję się. Mam tremę, ale czytałam w Internecie, że często się tak ma.
     - Gotowa? – spytał mój ukochany.
     - Już prawie. – odkrzyknęłam z sypialni.
     Związałam tylko włosy w niestaranny kucyk i zeszłam po schodach do Davida.

     Pojechaliśmy do pani Rotter z którą David mnie umówił. Prywatny ginekolog. Miła pani. Młoda, gdzieś w wieku Davida, jak nie młodsza. Długie blond włosy, zawiązane w kok i niebieskie oczy. Chyba nawet jaśniejsze od tęczówek mojego chłopaka. A jej sylwetka… piękna, szczupła i zgrabna.
     - A więc. Chce pani, abym była prowadzącą pani ciąży? – spytała z pięknym uśmiechem.
     - Tak.
     - No dobrze. Wszystkie badania już wykonaliśmy, wyniki będą w przyszłym tygodniu. Więc kolejna wizyta za tydzień, pasuje państwu?
     - Nie bardzo. – zaapelował mój ukochany. – Wyjeżdżamy na małe wakacje.
     - To przed sylwestrem, dwudziestego ósmego grudnia, dobrze?
     - Oczywiście. – powiedziałam, spoglądając na mojego ukochanego.

     Zaraz po wyjściu z gabinetu, pokierowaliśmy się do samochodu. Na dworze była piękna pogoda. Delikatne promienie słońca padały na miasto, sprawiając, że grudzień, który teraz mamy, kompletnie nie przypomina zimy.
     - To co? Teraz do restauracji? – spytał David.
     - Chętnie. – szepnęłam.
     Rzeczywiście, byłam dziś głodna jak nigdy. Burczało mi w brzuchu, a w końcu nasze małe maleństwo potrzebuje trochę jedzenia.

     Zaraz po pysznym, obfitym obiedzie, który dla mnie składał się z rosołu, pysznego spaghetti i lodów, pojechaliśmy do firmy ukochanego, gdzie ten musiał zostawić jakieś papiery. Będąc w jego  gabinecie, układał na biurku dokumenty, a ja stałam tuż obok niego.
     - Jedźmy do domu. – szepnęłam do niego, podchodząc do Davida i stając przed nim, przerywając mu dotychczasową pracę.
     Położyłam swoje dłonie na jego klacie, która była zakryta cienkim materiałem koszuli.
     Uśmiechnęłam się do niego uwodzicielsko, być chociaż trochę zrozumiał o co chodzi.
     - Mam jeszcze trochę pracy, daj mi piętnaście minut. – szepnął, odwzajemniając uśmiech, jednak chyba nie wiedząc o co chodzi.
     - Oj daj z tym spokój.
     Po wypowiedzeniu tych słów mocno go pocałowałam, przywierając do niego całym ciałem. Tak bardzo teraz go chciałam. Jego ciała, jego samego. Aby zrozumiał moje  chęci, zaczęłam odpinać jego guziki od koszuli. Powoli, opuszkami palców…
     - Co robisz? – spytał zdziwiony i nieco zagubiony, oddalając się ode mnie.
     - Na tym biurku jeszcze tego nie robiliśmy. – i ponownie wpiłam się w jego soczyste, miękkie wargi. Jednak niedługo po tym znów mnie od siebie oddalił.
     - Ej, poczekaj, zwolnij. Chcesz tutaj? – jego mina była dość nietypowa, wyrażała zdziwienie, może i nawet kryła uśmiech, ale nie chciałam go widzieć. Ewidentnie potraktowałam to jako odmowę.
     - Nie, to nie. – odeszłam od niego i pokierowałam się do wyjścia.
     - Alex czekaj. – pobiegł za mną.
     - Co?! – spytałam ze zdenerwowanym wzrokiem, trzymając rękę na klamce. – Już zrozumiałam, nie chcesz się ze mną kochać.
     - Tego nie powiedziałem. – i mocno wpił się w moje usta. – Tylko się zdziwiłem. – I znów mnie pocałował, po czym chwycił za pośladki, a ja wskoczyłam na jego biodra, pogłębiając nasz pocałunek.
     Przeniósł mnie na jego biurko, na którym mogłam usiąść i zacząć odpinać jego koszulę. Spokojnie, powoli, choć najbardziej teraz chciałam rozszarpać tą koszulę, by nie było jej na nim. Czułam jak jego dłonie błądzą pod moim podkoszulkiem i dobierają się do odpięcia. Czułam jego podniecenie na moim udzie, już wiedziałam jak tego chce. A ja teraz tylko pragnęłam mieć go w sobie.
     - Przepraszam… - ktoś wkroczył do gabinetu, był to Bill, a jego mina wyrażała zdziwienie.
     - Puka się. – powiedział mój ukochany.
     - Sorry, myślałem, że…
     - Nieważne, kochanie… - powiedział do mnie. – Jedziemy. – a teraz z powrotem zwrócił się do Bill’a. – A mnie już nie ma w pracy, na razie.
     - David, czekaj. Chociaż zerknij na te papiery…
     - Powiedziałem, że na dziś koniec pracy. – zażądał.

     Jak najprędzej wyszliśmy z biura. Wszyscy oglądali się za nami, ale nie obchodziło mnie to teraz, tylko David.

     Zaraz po wejściu do domu, rzucił się na mnie, niczym pantera na swoją zdobycz. Był taki namiętny, podniecony i pełen pożądania. Jakbym chciała teraz przestać, nie dała bym rady jego powstrzymać. Zrzucał ze mnie ubrania i czekał już tylko na jedno.

     Cali spoceni, wtuleni w siebie leżeliśmy na łóżku. Obydwoje byliśmy weseli. Jakby po alkoholu, zbyt wielkiej ilości wódki czy wina. To było niesamowite.
     - Dlaczego wczoraj nie chciałeś tego zrobić? - uśmiechnęłam się do ukochanego.
     - Długo by opowiadać.
     - Mamy czas.
     - Hmmm... Pamiętasz jak kiedyś mówiłem tobie o Julii? - popatrzyłam na niego, potrząsając głowę na "tak". - Jak była ze mną w ciąży, nie chciała się ze mną kochać, bo myślała, że coś może stać się dziecku. Też wtedy w to wierzyłem, ale dziś gdy byliśmy u pani Rotter, spytałem jej czy to prawda... czy coś może stać się maluszkowi. Od razu zaprzeczyła. Więc widzisz. - uśmiechnął się.
     - W tamtym momencie, gdy nie chciałeś wczoraj, pierwsze co pomyślałam, to, to, że już się tobie nie podobam. - nieco posmutniałam.
     - Przepraszam mała. - szepnął, całując.
     Teraz już wszystko zrozumiałam. Byłam zadowolona, a humor wrócił.


























ROZDZIAŁ 34

     Dziś Wieczorem mamy wylot na Karaiby. Właśnie się pakujemy. Nie mogę się doczekać, tym bardziej, że nigdy tam nie byłam. Kiedyś Margaret mi opowiadała jak tam jest, bo była ze swoimi rodzicami, więc mam nadzieję, że serio będzie tak jak opowiadała. Może i Nawe lepiej.
     Powoli zapinając zamek od walizki, zadzwoniła moja komórka. Pospiesznie podeszłam do blatu gdzie leżała i odebrałam.
     - Halo?
     - Hej Alex.
     - Tato, hej. Jak tam u ciebie? – zdziwiłam się, że dzwoni.
     - Dobrze A jak tam u was,  dziś już wylatujecie? – spytał.
     - Tak.  Dawno nie dzwoniłeś. Co porabiasz?
     - Praca, kochanie. Praca. – sapnął do słuchawki.
     - Za dużo pracujesz tato. Zrób sobie trochę wakacji. O właśnie, może przyjedziesz na święta. – zaproponowałam. – W końcu to już niedługo. A święta bez ciebie, to… - nie skończyłam, nie chciałam. Wiedział o co mi chodzi.
     - Właśnie ja w tej sprawie. – zaapelował, a ja nie wiedziałam o co chodzi, jego głos momentalnie posmutniał, wzdychając. – Niestety, ale te święta spędzimy osobno. Muszę zostać. Pracuję jeszcze w dzień wigilii do późna i nie dam rady przyjechać. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. – słyszałam w jego głosie taką szczyptę niepokoju, jakby bał się mojej reakcji.
     - Tato, ale.. przecież….
     - Mała, przyjadę po nowym roku, obiecuję. – poinformował.
     - Szkoda.
     - No przepraszam cię kochanie, mam nadzieję, że się nie gniewasz, a teraz niestety musze kończyć. Papa, kocham cię.
     - Ja ciebie też.
     Odłożyłam telefon i oparłam się o stół. Zrobiło mi się serio smutno, nawet przykro. Mają to być moje pierwsze święta bez taty, czuję się jak w momencie kiedy mama odeszła i miałam spędzić razem z tatą pierwsze święta bez niej. Po policzku spłynęła mi jedna łza.
     Nagle do pokoju wszedł David.
     - Kochanie, widziałaś gdzieś… - mówił i skakał wzrokiem po pokoju, po czym zatrzymał się na mnie i podszedł. – Co się stało? – zapytał.
     - Nic. Przed chwilą dzwonił tata i poinformował mnie, że nie będzie go na święta.
     David tylko spojrzał na mnie niczym nie wzruszonym.
     - Ciebie to w ogóle nie obchodzi. – dodałam, widząc jego minę.
     - Nie prawda, po prostu już o tym wiedziałem. Wczoraj z nim rozmawiałem i mi powiedział, ale prosił bym tobie nie mówił, bo chce sam to zrobić.
     - Aha. – dodałam obojętnie.
     - Ale mam taki pomysł, skoro twojego ojca nie będzie i moich rodziców też…. – uśmiechnął się, patrząc mi prosto w oczy. - ..to może byśmy pojechali na święta do Kolorado, do Aspen. Mam tam domek.
     - Zobaczymy… - powiedziałam bez entuzjazmu, mijając go i idąc w stronę walizki, która jeszcze nie była dopięta do końca.

     Zaraz mieliśmy wylądować. Było mi strasznie duszno przez cały lot, a do tego bolała mnie głowa i kręciło mi się w głowie.
     - David, podaj mi wodę. – szepnęłam do ukochanego.
     - Wszystko w porządku? – spytał, podając mi szklankę wody z lodem i cytryną.
     - Zaraz przejdzie mi. – wzięłam od niego naczynie i napiłam się.

     Gdy tylko wyszliśmy z samolotu, zrobiło mi się znacznie lepiej. Gdy tylko świeży wiatr zawiał, poczułam go na moich policzkach i nosie, od razu odetchnęłam z ulgą i powiedziałam sobie, że nigdy więcej samolotów, jak przyjedziemy do domu.

     Karaiby. Jadąc taksówką z lotniska do hotelu, można było podziwiać ich piękną przyrodę, tym bardziej, że jechaliśmy po ulicy zaraz przy plaży, więc mogliśmy widzieć przejrzystą, krystaliczną wodę morza karaibskiego. Do tego te wszystkie palmy kokosowe, daktylowe i królewskie. Już samo to miejsce mówi: ”Zostań i nie wyjeżdżaj nigdy!”. Po prostu wspaniale.

     Hotel Bucuti Beach Resorto średniej wielkości, elegancki i pięciogwiazdkowy, przylegający do biało-piaszczystej plaży. Kameralny hotel utrzymany jest w kolonialnym stylu charakterystycznym dla regionu Wysp Karaibskich. Jednym słowem jest piękny.

     Pokój. Nasz pokój. Z widokiem na ogród i plaże, z  wielkim, dwuosobowym łóżkiem. Cały pokój jest w kolorach beżowo-brązowych. Do tego wszystkiego jest wielka łazienka brązowo-złota, posiadająca luksusy, o których nigdy nie marzyłam.


     Po rozpakowaniu się , położyłam się spać. Byłam tak śpiąca, że przechodziło to ludzkie pojęcie. Pierwszy raz czułam się tak wykończona. Gdy tylko przymknęłam powieki, zasnęłam.

     Poranek. Gdy tylko otworzyłam oczy, zobaczyłam nade mną twarz Davida. Lekko się uśmiechał, całując moją szyję.
     - Zamówiłem śniadanie, zaraz będzie. – przegryzł płatek mojego ucha.
     - Jakie plany na dziś? – spytałam uśmiechając się do ukochanego.
     - Tak sobie myślałem, że przejść się i poznać trochę okolicę, a potem na plażę. Co ty na to?
     - Chętnie.

     Po ciekawym dniu, ruszyliśmy wieczorem na imprezę, która odbywała się właśnie na plaży. Miałam ochotę trochę się rozerwać. A kiedy jak nie teraz?
     - David, jesteś gotowy? – spytałam, zaglądając do łazienki, gdzie właśnie ubierał spodnie i koszulkę.
     - Już. – oznajmił, wychodząc i spoglądając na mnie.
     Miałam na sobie niebieską, kwiecistą sukienkę. Idealnie podkreślającą moje biodra i uwydatniała moje piersi. I nawet jakby się tak lepiej przyjrzeć, można było zobaczyć mały, lekko zaokrąglony brzuszek. 
     - Ślicznie wyglądasz. – dodał, obejmując mnie w talii i całując w policzek.

     Godzina dwudziesta druga, pełny parkiet i wiele zakochanych par. Wliczając mnie i Davida, który aktualnie siedział przy barze i pił drinka, spoglądając na mnie, jak tańczę. Świetnie się bawiłam, tym bardziej, że puszczali muzykę, którą uwielbiałam.
     - Chodź zatańczyć. – wyjęczałam do Davida. – No chodź. – powiedziałam, robiąc oczy kotka.
     - No dobra. – przewrócił oczami i poszedł ze mną.
     Gdy ostatni raz spojrzałam na bar, jakaś kobieta przyglądała się nam, po chwili wpatrywała się we mnie i przejechała oczami od góry do dołu po mnie, jak lupa. Nie wiedziałam o co chodzi, więc po prostu zaczęłam z nim tańczyć.


















ROZDZIAŁ 35

     Te wakacje były naprawdę wspaniałe, w każdym razie wiedziałam, że takie będą. Może co dopiero się zaczęły, ale czułam to… wiedziałam.
     Byliśmy tutaj dopiero cztery dni, a z każdym dniem było coraz cudowniej. On zabierał mnie na kolacje, spacery, chodziliśmy na plaże, zwiedzaliśmy Portoryko. Nigdy nawet nie śniłam o tym. Były momenty tez jednak, które dość nas irytowały, ale o tym później.
     - Alex, gotowa do wyjścia? – spytał ukochany, stając za mną i kładąc swoje dłonie na mojej talii.
     - Tak, tak, ale wyjdziemy tyłem hotelu. Jak znów zobaczę tą wstrętną babe… to… nie wiem… - wyjęczałam, ale lekko się uśmiechając.
     - Oj daj spokój. Nie było tak źle.
     - Tak, jasne. Zwłaszcza, że ciebie podrywała na moich oczach, myśląc, że jestem twoją córką. To było chore. Przecież nie wyglądam tak młodo, a ty tak staro. – przeczyłam, przypominając wczorajszy incydent. – Dla ciebie może i to było przyjemne, a dla mnie co najwyżej wkurzające, a… momentami zabawne. – zaśmiałam się, zdziwiona moim nagłym zmienionym nastrojem.
     Ostatnio często mi się to zdarza. Razem jestem zabawna, dowcipna, wybucham śmiechem, a po chwili płaczę, denerwuję się z byle czego. Ale i tak jest świetnie.
     - Jesteś nie możliwa. – szepnął mi do ucha.
     - Ale muszę jej pokazać, że jesteś moim chłopakiem, a nie ojcem. Nawet nam nie dała dojść do słowa, gdy chcieliśmy wytłumaczyć…  Że…Że…
     Nie skończyłam, wpił się w moje usta, a po oderwaniu się, spojrzał i zapytał:
     - Gotowa? Idziemy?
     - Ale…
     - Nie ma co drążyć tematu, jak zobaczymy ją, pocałuję cię czy co będziesz chciała.


     Wtuleni w siebie, szliśmy w stronę plaży, jednak gdy tylko zauważyliśmy na naszej drodze Angelinę, dziewczynę o długich jasno-brązowych włosach, raptownie zatrzymałam się, a David spojrzał na mnie.
     - O cześć. – podeszła do nas, cmokając mojego chłopaka w policzek, a mi rzucając „słitaśny” uśmiech. Wkurzyłam się.
     - Mogła byś się w końcu od nas odczepić.
     - Córeczka jest zazdrosna o tatusia, daj spokój, nie sądzisz, że on powinien mieć prawdziwa kobietę, a nie jakąś smarkulę? – spojrzała na mnie, niczym  wymalowanym znakiem zapytania na twarzy.
     - Kurde, zrozum w końcu, że nie jestem jego córką! – krzyknęłam podirytowana, wybuchając.
     - Chrześniaczką? Córką przyjaciela?
     - Nie, dziewczyną. Jestem z nim. On jest mój. Odwal się! – wrzasnęłam.
     - Spokojnie mała. A ty David, nie sądzisz, że ona nie jest za młoda dla ciebie?
     - Nie i prosiłbym razem z moją Alex, abyś nam już nie przeszkadzała.
     Po powiedzeniu tego, razem z Davidem ruszyliśmy na plażę. Ona oniemiała stała w przejściu, omijana przez ludzi. Chyba się trochę zdziwiła. No cóż, takie życie.

     Kolejne dni były już spokojne. Żadnych niespodzianek, nieproszonych znajomych, dziwnych sytuacji.
     - Tak sobie myślałam kochanie, że nie chcę jechać do Aspen na święta. Chcę zostać z tobą w domu.  Nie ma sensu wyjeżdżać, skoro dzień przed wigilią przyjedziemy do domy stąd, a dwa dni po świętach mam umówioną wizytę u ginekologa.
     - Dobrze, to będziemy mogli pojechać tam później, może na ferie. – zaoferował.
     - Mogło by być. A teraz chodźmy do wody.
     Wstaliśmy z ręczników i poszliśmy do błękitnej wody. Była taka ciepła, prawie jak w wannie. Zamoczyłam nogi, a ten głupek niczym się nie przejmując wziął mnie na ręce, mino moich protestów i wbiegł na głęboką wodę.   
     Było wspaniale.

     Kolejne dni różnie dobrze zleciały. Teraz akurat byliśmy na jachcie wypożyczonym. Pierwszy raz byłam na tym. Pierwszy raz pływałam łódką, pierwszy raz byłam tak daleko od lądu. Ale nie żałowałam, nie bałam się.
     Siedząc w ramionach Davida, na czubku jachtu, on całował mnie po szyi, a ja wpatrywałam się w naturę, w morze.
     - Kochanie… - szepnął.
     - Mmm? – wymruczałam przy zamkniętych powiekach, wtulając się w jego nagi tors.
     - Kocham cię.
     - Serio? – lekko odchyliłam powieki, wpatrując się w jego tęczówki. – Nie wiedziałam, ale cos ci powiem w sekrecie… Ja ciebie też.
     - Nie wiesz jak się cieszę.
     - Och, och.
     Gdy tak leżeliśmy, odezwał się telefon mojego chłopaka. Szybko odebrał.
     - Halo? …. Tak, tak… Ale, jak to? Przecież, mamo… Postaramy się. Tak, będziemy. Już… mamo…Mój boże… -  szepnął, odkładając telefon i wpatrując się w taflę wody.
     - Co się stało? David? – zaczęłam się niepokoić. – Co jest? Kto dzwonił?
     - Musimy wracać.
     - Na wyspę.
     - Do La Prese.
     Gwałtownie wstał i poszedł to kierowcy jachtu, aby powiedzieć, że wracamy.
     W tej chwili nie wiedziałam co się dzieje. Co to w ogóle jest. Co się wydarzyło, co wstrząsnęło tak Davidem. Po telefonie cały zesztywniał, jego mięśnie stały się twarde, a twarz skamieniała. Bałam się, nie wiedziałam co się dzieje.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz